Historia alternatywna potrafi dostarczać ciekawych fabuł i ćwiczeń intelektualnych. Łatwo rzucić banalny pomysł, głupkowaty zwrot historycznej akcji, trudniej go przeprowadzić.
Na szczęście Piotr Langenfeld nie robi swojej historii alternatywnej ani głupio ani nieciekawie. Jego „Plan Andersa” to znakomite podsumowanie trylogii rozpoczętej „Czerwoną Ofensywą” - i dopiero lektura ostatniego tomu pozwala poukładać sobie wszystkie fabularne klocki.
„Czerwona Ofensywa” była pierwszym tomem, wręcz - bardzo długim, pierwszym rozdziałem trylogii. Akcja rozwijała się najmocniej w „Kontrrewolucji” by finał znaleźć w grubym tomiszczu „Planu Andersa”.
UWAGA SPOILER
Po początkowym szoku i porażkach w wyniku ofensywy Armii Czerwonej na zachód, generałowie Anders i Patton sukcesywnie przeprowadzają swój śmiały plan kontrataku. W rezultacie Armia Czerwona ponosi straty niemal na wszystkich frontach, jednak czerwona bestia wciąż pozostaje groźna. Generał Anders proponuje plan śmiałego uderzenia, mającego ostatecznie dobić czerwonego potwora, pytanie tylko czy śmiały, niemal szalony plan ma szanse powodzenia. Mimo klęsk Związek Radziecki to wciąż potężny przeciwnik dla słabego zachodu.
KONIEC SPOILERÓW
Piotr Lengenfeld obecnie jest mistrzem opisu batalii, zwłaszcza tych obejmujących okres II wojny światowej. to naprawdę istna rozkosz lektury - autor nie tylko fachowo opisuje detale uzbrojenia i taktyki, ale przedstawia to w sposób niemal hollywoodzki. Owszem, powiedzenie, że książka wygląda jak scenariusz na hollywoodzki film to trochę truizm, jednak w tym wypadku jest to jak najbardziej uzasadnione. Chłop naprawdę ma głowę do tego rodzaju wielkich bitew, mniejszych potyczek no i - przeżyć ludzi uczestniczących w walkach. Jeśli dodamy do tego opisy narad gabinetowych - także pełnych specyficznego napięcia - to mamy naprawdę dobrą powieść. Przyznam, że po opisach Langenfelda, posiedzenia sztabów już zawsze pozostaną w mojej głowie z charakterystyczną mgiełką dymu papierosowego.
Tutaj musi być jednak pewien zarzut wobec Langenfelda. Otóż - trudną rzeczą dla pisarza jest wykreowanie literacko autentycznych, historycznych postaci w taki sposób by były wiarygodne. Wolffowi, przykładowo, coś takiego kompletnie nie idzie - lepiej sprawdza się w ciekawych postaciach głównych. Langenfeld jest po przeciwnej stronie szali - bohaterowie wykreowani przez niego samego często, choć ciekawi, na całej linii ustępują langenfeldowemu Pattonowi czy Andersowi. To właśnie historyczny wodzowie opisani są z niesamowitym wyczuciem, tak realistycznie, że niemal stają przed nami.
„Plan Andersa” jest więc grubym, ale świetnym tomem. Akcja jest tu lepiej rozplanowana niż w pierwszej „Czerwonej Ofensywie” zaś walk i bitew jest jeszcze więcej niż w „Kontrrewolucji”.
Swoją drogą, mam pytanie do autora. Czy to na pewno koniec? Z chęcią zobaczyłbym jego wizję świata po tej arcywielkiej wojnie. Jak wyglądałby glob bez Zimnej Wojny lub w jej ograniczonej formie. Langenfeld ma wyczucie jeśli chodzi o opisy walk wywiadów, chętnie zobaczyłbym dalszy ciąg tej historii, opowiadającej już o czasach późniejszych. Co autorze?
„Plan Andersa” to znakomite zwieńczenie cyklu. Oby Langenfeld nie zwalniał tempa.
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253807-plan-andersa-zwyciestwo-langenfelda-nasza-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.