Zombie made in PRL - Robert J. Szmidt o "Szczurach Wrocławia" NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Materiały promocyjne
fot. Materiały promocyjne

Zombie-apokalipsa made in PRL? Pisarz i redaktor Robert J. Szmidt taką wizję prezentuje w swej nowej powieści - "Szczury Wrocławia". O tym czym ksiązka jest, czym nie będzie oraz w jakim kierunku zmierza opowiada w wywiadzie wNas.pl!

Arkady Saulski: Popularność tematyki zombie od kilku lat nie słabnie. Teraz Pan, doświadczony redaktor i pisarz, uderza własną powieścią. Dlaczego?

Robert J. Szmidt: Bardzo trudne pytanie. Zapewne nie ma na nie prostej i krótkiej odpowiedzi. Od pewnego czasu zastanawiałem się nad pomysłem umieszczenia apokalipsy zombie w polskich realiach, jak zrobiłem to kiedyś z wojną atomową w Apokalipsie według Pana Jana. Potem, zgodnie z radami Stephena Kinga, złożyłem kilka pozornie niepasujących do siebie elementów i... ujrzałem gotowy zarys niesamowitej historii. Czegoś, czego jeszcze w polskiej fantastyce nie było.

Prezentuje Pan ciekawą wizję zombie made in PRL. Eksperyment czy plan, który nosił Pan ze sobą od jakiegoś czasu?

To nie jest eksperyment. Takie pomysły muszą długo dojrzewać, przynajmniej w moim wypadku. Siadam do pisania dopiero wtedy, gdy większość trybików trafia na miejsce – a na to trzeba czasem miesięcy albo nawet lat. Epidemia czarnej ospy to szczególnie dobry moment na rozpoczęcie mojej historii – znam tamte wydarzenia nie tylko z notatek prasowych. Mało kto wie, że moim ojcem chrzestnym był doktor Bogumił Arendzikowski, lekarz, który zdiagnozował jako pierwszy czarną ospę (za co zresztą zebrał ostrą reprymendę od ówczesnych władz). Wracając do tematu – stworzyłem obraz podwójnie fantastyczny. Z jednej strony jest świat PRL-u, rzeczywistość, jakiej młodzi ludzie nie znają, i naprawdę trudną do wyobrażenia: nie było telewizji, komputerów, telefonów komórkowych (nawet normalny aparat telefoniczny w domu to była rzadkość) i miliona innych rzeczy, bez których dzisiaj nie umiemy żyć. A z drugiej jest epidemia zamieniająca ludzi w nieumarłych. I tutaj zaskakuję czytelnika. Jak większość inteligentnych ludzi wiem, że zombie ukazane w klasycznych filmach George’a Romero nie mają prawa istnieć. A skoro tak, trzeba je wymyślić od nowa. Podobnie musiał rozumować Danny Boyle, tworząc kultowe już dziś 28 dni później. Żeby nie przedłużać, powiem tylko tyle, że poszedłem trzecią drogą, która może wyznaczyć zupełnie nowy standard fenomenu kulturowego, jakim są zombie. Dam czytelnikom coś zupełnie nowego, bardzo bliskiego klasyce, a jednocześnie tak prawdopodobnego jak zarażeni z nowej fali filmów i książek. I postawię ich naprzeciw opresyjnego systemu totalitarnego. „Zombie kontra ZOMO” to nie tylko hasło.

Przed publikacją powieści organizował Pan akcję "zabijania znajomych" - proszę coś więcej o tym opowiedzieć.

Umieszczanie w książce przyjaciół to mój znak firmowy. Już w pierwszym opowiadaniu uczyniłem bohaterem kolegę pisarza, a było to prawie trzydzieści lat temu. Potem w Apokalipsie… i Toy Land powtórzyłem ten zabieg na szerszą/większą skalę, zawsze jednak trzymając się kręgu osób, które dobrze znam. Przy Szczurach Wrocławia postanowiłem pójść krok dalej – zaproponowałem czytelnikom, że umieszczę ich w najnowszej powieści. Jedynym warunkiem było wyrażenie przez nich zgody, czyli zalajkowanie profilu Szczurów Wrocławia na Facebooku. W ciągu miesiąca miałem ośmiuset chętnych, a dzisiaj – na długo przed premierą - jest ich już ponad dwa tysiące dwustu i liczba ta nieustannie rośnie.

Niedawno Jacek Dukaj uderzył Starością Aksolotla, teraz Pan uderza Szczurami Wrocławia w edycji kolekcjonerskiej. Dlaczego?

Wielowarstwowe e-booki to wcale nie taka nowość, jakby się wydawało. Znam kilka takich eksperymentów, pisałem o jednym z nich w którymś z dawnych felietonów, wskazując możliwe kierunki rozwoju literatury skierowanej do społeczeństwa informatycznego. Tak po prostu wygląda ewolucja słowa pisanego. Jacek jest pionierem tej zmiany na naszym rynku, oby udało mu się przekonać do e-booków kolejne rzesze czytelników. Ja poszedłem w nieco innym kierunku. Zaproponowałem wydawcy promowanie książki metodami znanymi głównie z rynku rozrywki elektronicznej. Szczury Wrocławia to przecież powieść skierowana do masowego odbiorcy, czytelnika i gracza przyzwyczajonego do technik marketingowych XXI wieku. Poza tym jest to ukłon w stronę tych wszystkich, którzy od wielu miesięcy czekają na moją książkę. Chciałem dać im coś w zamian za to niesamowite wsparcie.

Co znajduje się w tej edycji? Czy widzi Pan w tym nową formę sprzedaży literatury?

Zanim odpowiem, chcę napisać jedno - i nie jest to w żadnym razie próba podlizania się wydawcy. Insignis, krakowska oficyna, w której mam zaszczyt wydać Szczury Wrocławia, nie tylko wsparł ten pomysł, ale rozwinął go twórczo, wprowadzając do tego zestawu kolejne elementy. Edycja kolekcjonerska składa się z książki w twardej oprawie (niedostępnej w księgarniach), imiennej dedykacji, t-shirta, specjalnie stworzonego na potrzeby książki planu Wrocławia z roku 1963 w formacie 1000x700 mm, plakatu autorstwa Roberta Rajszczaka, grafika wspierającego ten projekt od samego początku, oraz kodu pozwalającego na pobranie e-booka. Wszystko to zostanie zapakowane w specjalny okolicznościowy box. Tak wygląda wersja, którą może kupić każdy fan. W tej chwili trwa właśnie akcja zbierania rezerwacji na kilkadziesiąt ostatnich egzemplarzy kolekcjonerki, które trafią do fanów. Dodam jeszcze, że osoby, które znalazły się w książce, zostaną wyróżnione dodatkowo unikalnym napisem na koszulce i... aktem zgonu.

Będzie kontynuacja "Szczurów..." czy to jednorazowy plan?

Siadając do tej książki, zamierzałem napisać jedną solidną historię. Bardzo szybko okazało się jednak, że materiał jest tak obszerny, iż nie da się go pomieścić w jednej książce, dlatego projekt został podzielony na dwie części. Pierwsza, zatytułowana Chaos, pokazuje wybuch epidemii, dwanaście godzin, które zmieniły oblicze historii i znanego nam świata. Jeśli miałbym szukać analogii, porównałbym ten tom do World War Z Brooksa. W drugim tomie chcę się skupić na pokazaniu świata opanowanego przez nieumarłych, bliższego rozwiązaniom znanym z The Walking Dead Kirkmana.

Rozmawiał Arkady Saulski.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych