FRONDA: DOONBY. Każdy jest kimś: Mądre i wzruszające kino. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

W piątek na ekrany polskich kin wszedł wzruszający „Doonby. Każdy jest kimś” z 2011 r. Film Petera Mackenziego opowiada o tajemniczym włóczędze, który pojawia się znikąd w małym miasteczku Smithville w Teksasie. Sam Doonby ( John Schneider) zatrudnia się jako barman w barze miejscowej legendy Leroya (Ernie Hudson), który grał niegdyś w zespole słynnego Jamesa Browna. Szybko staje się lokalną gwiazdą i atrakcją dla małej, zwartej społeczności.

Ratuje od pewnej śmierci z rąk bandziorów swojego szefa. Zgarnia spod kół pędzącego auta wnuka miejscowego ginekologa Cyrusa Reapera ( Joe Estevez). W końcu ocali też przed psychopatą życie jego córki Laury ( Jenn Gotzon), z którą nawiązuje romans. Sam kryje w sobie jednak wielką traumę — 40 lat wcześniej jego matka zdecydowała się na… aborcję.

Poprowadzony na typowej dla Christian movies melodramatycznej nucie film sięga jednak o wiele głębiej, niż można się tego spodziewać z pobieżnego opisu. Temat aborcji nie jest od początku nachalnie ciągnięty. Pulsuje gdzieś w głębi i objawia się dopiero w ostatnim akcie tego nierównego, ale poruszającego filmu. Podobnie jak w przypadku wyżej opisanych obrazów, także i tutaj dostajemy jasny przekaz: życie każdego człowieka jest niepowtarzalne i ma swoje miejsce w planach Stwórcy. Co by się bowiem stało, gdyby Sam nigdy się na świecie nie pojawił?

Czy osoby, które uratował, uniknęłyby tragicznego losu? Czy jedna decyzja jego matki nie wpłynęła na los kilku innych ludzi, z którymi się zetknął? Mackenzie w ciekawy sposób rzuca światło na problem aborcji. Skoro istnieje Boży plan dla każdego człowieka, to zabicie go w prenatalnej fazie rozwoju musi być zaprzeczeniem owego planu. To zbrodnia popełniona na niewinnej i niemogącej się bronić istocie, która nie dostała szansy spełnienia w świecie swego powołania. Widzimy więc życie Sama z całym wachlarzem jego doświadczeń, wzlotów i upadków, których ten nie ma szans doświadczyć poprzez decyzję najbliższej osoby. W filmie jest wzruszająca scena, gdy pijana Laura wykrzykuje Samowi w twarz, że pragnie, by zniknął na zawsze. Trudno oderwać to od matczynego odrzucenia własnego dziecka. Wyrzucenia go z łona.

„Doonby. Każdy jest kimś” powstał jeszcze przed najsłynniejszym antyaborcyjnym filmem, czyli „October Baby”. W obu wystąpił aktor i muzyk country John Schneider. Artysta ten, który nawrócił się, grając z ikonami protestanckiego „odrodzenia się w Jezusie”, czyli z Johnnym Cashem i June Carter, tak porównywał te dwa obrazy:

tytuł
tytuł

Oba są bardzo sprytnie skonstruowane. Fabuły nie rozwijają się tak, jak mogłoby się to na początku wydawać. Osobiście lubię, kiedy kino zmusza mnie do myślenia, zaskakuje, wodzi za nos, gdy jest układanką, którą samemu trzeba ułożyć. Oba filmy opowiadają o znaczeniu i wartości każdego życia. Tyle że »October Baby« opowiada o osobie, która nie powinna istnieć, a jednak żyje, zaś »Doonby« to historia człowieka, który jest, ale ostatecznie okazuje się, że go nie ma. To zmusza do zastanowienia się, jakie byłoby nasze życie, gdyby dana osoba się w nim pojawiła albo gdyby jej nie było; o to w tym chodzi”.

Mimo że „Doonby” dotyka piekielnie trudnej tematyki, robi to ujmująco delikatnie. Co ciekawe, epizod w filmie gra eksfeministka Norma McCorvey, która jako Jane Roe wywalczyła w latach 70. legalizację aborcji w USA, dziś zaś jest jej zagorzałą przeciwniczką. I choć artystycznie ten film jest daleki od doskonałości, a momentami drażni kiczowatością, to jego przemyślana forma i piękne przesłanie, przepraszam za ten banał, chwyta za serce. Jestem przekonany, że niekonwencjonalny i zaskakujący scenariusz trafi nawet do widzów dalekich od środowisk pro-life. Warto więc na seans wziąć jakiegoś entuzjastę legalizacji „prawa do własnego brzucha”. Ten film pokazuje, że w tym brzuchu jest coś… co jest Kimś.

(…)

Fragment tekstu „Boskie kino” z najnowszego numeru miesięcznika „Fronda”

Za tydzień opublikujemy na portalu wywiad Łukasza Adamskiego z gwiazdą filmu „Doonby. Każdy jest kimś” Jenn Gotzon

Łukasz Adamski

tytuł
tytuł

Sylwetka dziennikarza z powołania – Krzysztofa Ziemca, który po wypadku odrodził się jak Feniks z popiołów, wspomnienie o Janie Pawle II – ruchomym celu Ali Agcy i innych zamachowców, porównanie gospodarki Polski i Korei Południowej, które dla nas wypada blado – te i wiele innych pasjonujących tematów w trzecim już wydaniu miesięcznika „Fronda”.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych