„To jest dziwne” – mówił
David Lynch o fenomenie
„Miasteczka Twin Peaks”.
Pierwszy odcinek przykuł
do telewizorów 35 mln
Amerykanów, a ostatni
pozostawił twórców
w niesławie. W tym roku mija
25 lat od premiery kultowego
tytułu, którego powrót
zapowiedziano na 2016 r.
Lynch zawsze twierdził, że chciałby mieszkać w Twin Peaks. Mają tu świetną kawę i wyborny placek wiśniowy, położenie jest przepiękne, a poziom ekscentryczności odpowiedni do jego wymagań. Tu „sowy nie są tym, czym się wydają”, karły tańczą, lokalny psychiatra wygląda, jakby sam potrzebował pomocy, starsze kobiety nie rozstają się z pieńkami, sen zaś miesza się z rzeczywistością. Na ogół jest tu spokojnie, przynajmniej do czasu brutalnego morderstwa szkolnej piękności, które odkrywa zarówno ciemną stronę tutejszej społeczności, jak i drugą twarz zamordowanej dziewczyny.
Ćwierć wieku temu ta szalona mieszanka
była czymś, przed czym ludzie
bezradnie rozkładali ręce, bo nie bardzo
wiedzieli, co z tym zrobić. Zanim pilot
serialu pokazano w telewizji, zorganizowano
testowy seans dla decydentów ze
stacji ABC. Wszyscy zgodnie uznali, że
„Miasteczko Twin Peaks” nie ma wielkich
szans na popularność, bo odstaje od innych
seriali i nie ma potencjału komercyjnego
(czyli nie jest podobne do namiętnie
oglądanych wówczas „Dynastii” czy „Dallas”).
Tożsamości „Miasteczka” nikt nie
potrafił określić. Bo czym ono niby było?
Thrillerem z wątkami paranormalnymi?
Horrorem? Serialem detektywistycznym?
Parodią mydlanej opery?
Historia ze snu
Strach budziły nie tylko gatunkowa płynność serialu, lecz także jego budżet (bliższy filmowej jakości niż serialowym formatom), transfer reżysera kojarzonego z kinem artystycznym w świat masowej telewizji i specyficzny styl opowiadania, rewolucyjny i ryzykowny zarazem. Wątpliwości budził również tytuł (który można tłumaczyć jako „dwa szczyty”), bo kojarzył się ze sterczącym kobiecym biustem, stale widocznym w serialu pod sweterkami bohaterek, co przesuwało myślenie o fabule w kierunku, za który dziś obraziłyby się feministki. W końcu w Twin Peaks rządzą mężczyźni. Kobiety są tu głównie rozpuszczonymi córeczkami, prostytutkami, kelnerkami doświadczającymi przemocy domowej, zwariowanymi starymi pannami, wdowami albo histeryczkami.
Bacząc na te wszystkie trudności, menedżerowie
stacji ABC przez trzy miesiące
zastanawiali się, czy „Miasteczko Twin
Peaks” powinno mieć więcej odcinków,
czy tylko jeden. Lynch nakręcił zresztą
sceny, które pozwoliłyby mu przeobrazić
pilot serialu w film i nie zmarnować
materiału, bo czuł, że inwestorzy chcą się
go pozbyć. W końcu po długich rozmyślaniach
telewizja zgodziła się zaryzykować.
Reżyser wraz ze współautorem scenariusza
Markiem Frostem w dziesięć dni napisał
siedem kolejnych odcinków. Części ze
scen w ogóle w nim nie było — narodziły
się w międzyczasie w snach Lyncha. Do
głównych ról zatrudniono legendarnych
aktorów, świeże nazwiska, stałych współpracowników
reżysera i lokalne odkrycie
Sheryl Lee. Ta miała zagrać Laurę Palmer,
czyli właściwie martwe ciało, ale spodobała
się Lynchowi tak bardzo, że dopisał
do serialu wątek z kuzynką Laury Maddie
wyglądającą dokładnie tak samo jak
zmarła dziewczyna.
Do tego wszystkiego doszedł słynny motyw
muzyczny skomponowany przez Lyncha
i Angelo Badalamentiego w — jak twierdzą
legendy — 20 minut. Całość złożyła się
w serial tak surrealistyczny, że decydenci
stacji ABC zapewne zareagowali na niego
słowami jednego z bohaterów, agenta Coopera:
„Nie mam zielonego pojęcia, dokąd
to nas zaprowadzi. Ale czuję, że będzie to
miejsce cudowne i dziwne jednocześnie”.
Lista podejrzanych
Istotnie „Miasteczko Twin Peaks” zaniosło wszystkich twórców w miejsce cudowne i dziwne zarazem. Wyemitowany 8 kwietnia 1990 r. pierwszy odcinek swoją niezwykłością przyciągnął przed telewizory miliony widzów, którzy czegoś podobnego jeszcze nie widzieli. Z każdym odcinkiem publiczność coraz bardziej wciągała się w podwójne życie mieszkańców Twin Peaks, a nade wszystko chciała wiedzieć, kto zabił Laurę Palmer. W miarę rozwoju akcji napięcie rosło, sprawa robiła się coraz bardziej pogmatwana, a ludzie coraz bardziej się niecierpliwili. Dziennikarze stale próbowali wyciągnąć odpowiedź od grających w serialu aktorów. „My po prostu tego nie wiedzieliśmy. Dostaliśmy scenariusz, ale Lynch nigdy nie dawał nam żadnych dodatkowych wyjaśnień. Jak ktoś o coś pytał, David odpowiadał, że w życiu nie da się wszystkiego zrozumieć, dlaczego miałoby się dać to zrobić w sztuce?” — wyjaśniała Sheryl Lee. Wtórowała jej Sherylin Fenn. „Szłam ulicą, ludzie mnie zaczepiali i pytali, kto zabił Laurę.
Kogo to naprawdę obchodzi?” — mówiła odtwórczyni
roli Audrey Horne. Niecierpliwił
się także właściciel ABC Aaron Spelling. Zawezwał
swojego podwładnego i nakazał mu
wydusić z Lyncha rozwiązanie zagadki. Gdy
wypytywany o to reżyser zaczął dociekać,
kto chce to wiedzieć, usłyszał desperackie
kłamstwo podwładnego: George Bush!
Budowane wokół serialu napięcie, którego
koniec pierwszego sezonu nie rozładował
w najmniejszym choćby stopniu,
krótko potem zemściło się na twórcach.
Wraz bowiem z początkiem dalszego ciągu serialu widzowie zrozumieli to, czego na początku nie mogli się nawet domyślać: że nikt im nie powie, kto zabił Laurę Palmer. „Miasteczko Twin Peaks” wcale nie zmierzało do rozwiązania zagadki, ale krążyło wokół niej, podając sprzeczne i niedorzeczne tropy. Podobno zresztą sam Lynch nie wiedział, kto odpowiada za zbrodnię z pierwszej sceny serialu.
Zabić Twin Peaks
Jednak gdy to odkrycie widowni spowodowało, że zaczęła odpływać sprzed telewizorów, twórcy popadli w niełaskę. Stacja uważała, że tożsamość mordercy powinna zostać ujawniona, natomiast Lynch i Frost czuli, iż to zabije serial. Gdy ulegli producentom, przekonali się o własnej racji.
Smutnym epilogiem tego zajścia stała się historia, gdy niemiecka stacja SAT1 zdradziła, kto jest mordercą jeszcze przed emisją pierwszego odcinka, aby położyć oglądalność serialu na konkurencyjnym kanale RTL. I trafiła w samo sedno, bo sam tasiemiec działał, ale rozwiązanie zagadki skutecznie psuło smak wcześniejszej uczty — i pozostawiało widzów w poczuciu rozczarowania.
Porażka „Miasteczka Twin Peaks” zatrzasnęła Lynchowi drzwi do telewizyjnej kariery — i to na dłużej, niż mogłoby się wydawać. Już pomiędzy pierwszym a drugim sezonem reżyser zaczął wymyślać format mający rozwijać losy znanej z „Miasteczka Twin Peaks” Audrey Horne. Niestety sypiący się z odcinka na odcinek fenomen serialu odwiódł telewizje od inwestowania w pomysły reżysera i projekt pod roboczym tytułem „Mulholland Drive” upadł. Na tyle zresztą skutecznie, iż nawet dziesięć lat później Lynchowi nie udało się za jego sprawą wrócić do telewizji, mimo że stacja ABC wyraziła chęć powtórnej współpracy. Gdy jej szefowie dostali pilot nowego serialu, wpadli w popłoch i zrezygnowali. Lynch ostatecznie przerobił materiał na film — zresztą jeden z lepszych w jego karierze.
W międzyczasie reżyser postanowił
zamknąć rozdział pt. „Twin Peaks”, realizując
film „Ogniu, krocz za mną” opowiadający
o wydarzeniach sprzed śmierci
Laury Palmer. Premiera odbyła się na festiwalu
w Cannes, gdzie dwa lata wcześniej
nagrodzono jego „Dzikość serca” Złotą
Palmą. Tytuł jednogłośnie wygwizdano.
Lynch był jednak zadowolony, bo, jak
twierdził, wreszcie udało mu się „zabić
»Twin Peaks«”.
Ledwo jednak wypowiedział te słowa, los znowu z niego zażartował. Im bowiem bardziej jego porażka oddalała się w czasie, tym bardziej serial stawał się popularny. Powstawało coraz więcej fanklubów, książek, analiz dotyczących tasiemca. Widzowie ruszyli tropem miejsc, w których „Miasteczko” było kręcone, oraz słali do reżysera miliony próśb o kontynuację tytułu. Kolejne pokolenia widzów odkrywały pogmatwaną fabułę i rozkoszowały się niczym agent Cooper wiśniowym plackiem, kolejne generacje twórców zaś pozwalały sobie pożyczyć od Lyncha to i owo. Dziś nawet się mówi, że to właśnie „Miasteczko Twin Peaks” rozpoczęło obecną złotą erę seriali, bo otworzyło telewizję na nową jakość, ryzykowne fabuły i kontrowersyjne tematy. Bezpośrednie nawiązania do dzieła Lyncha można wytropić choćby w „Detektywie” czy „The Killing”.
Niedawno ogłoszony powrót serialu w 2016 r. można odczytać jako świadomy zabieg marketingowy i wybitnie przemyślaną teorię spiskową. Twórcy sprytnie nawiązali do słów Laury Palmer, która w serialu mówi do agenta Coopera: „Spotkamy się za 25 lat”. Wiadomo już, że na ekranie zobaczymy zarówno nowych bohaterów, jak i znane z pierwowzoru postacie. Fabuła trzymana jest w ścisłej tajemnicy, ale już wiadomo, że to będzie powrót absolutny: kultowego serialu, reżysera, który po porażce „Inland Empire” w 2006 r. nie zrealizował już żadnego filmu, oraz do telewizji. Tej samej, która Lyncha wypluła, żeby potem obwołać go swoim bogiem, kreatorem trendów i punktem odniesienia dla współczesnych seriali.
Urszula Lipińska (wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253650-wsieci-miedzy-dwoma-szczytami-twin-peaks-powraca
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.