HALUCYNACJE. Kolorowe wizje bez wspomagaczy. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

No dobrze, moja zasada nieopisywania sieciowych downloadów i tak już dawno legła w gruzach. Po prostu czasem aż żal nie napisać o świetnej muzyce, której jedyną wadą jest to, że nikt jej jeszcze w formie fizycznej nie wydał. Ale ona jest, dostępna o kilka kliknięć myszką, w dodatku za „name your price”. I cieszy, oj jak cieszy. Jestem fanatykiem starych rockowych brzmień, takich z przełomu lat 60tych i 70tych i aż mnie nosi z radości, że zespołów wprost nawiązujących do tych czasów jest w Polsce coraz więcej. Zaczęło się chyba od debiutu otwockiej Oranżady. Twórczość tych trzech (a później już czterech) dżentelmenów wyrosła z psychodelii, ale w tej szufladce jest już im za ciasno. Stąd ich ciągotki w kierunku muzyki filmowej, niesamowity instrumentalny koncept album „Once Upon A Train” (każdy utwór to kolejna stacja na kolejowej trasie Otwock-Wawer), flirty z poezją Białoszewskiego i Tuwima. Potem dołączały inne zacne kapele. Cinemon, świrusy z zespołu Uda (podam kilka tytułów ich piosenek: „Yeti na tropach Tomka”, „Umyjcie węgiel”, „Człowiek-Gulasz zadaje decydujący cios lutownicą”), Katedra, a ostatnio bohaterowie dzisiejszego artykułu.

Halucynacje wystartowały w roku 2012. we Wrocławiu, zagrały parę koncertów i w połowie ubiegłego roku wypuściły demo, od którego nie mogłem się tygodniami uwolnić. Niespełna 20 minut muzyki jakby żywcem przeniesionej z 1967. roku z Londynu albo San Francisco. Zespół świadomie nawiązywał do tamtych czasów nie tylko w warstwie muzycznej. Nazwa i logo ozdobione grzybkami, pokręcone tytuły i bajecznie kolorowe, nieoczywiste grafiki jasno wskazywały, ze Halucynacje uważają się za sieroty po acid rocku. Mam nadzieję, że to tylko otoczka, gra konwencją, że nie kryją się za nią żadne chemiczne i mikologiczne eksperymenty. W każdym razie muzykę zespół serwuje niesamowitą. Na zeszłorocznym demo i opublikowanej dosłownie 3 dni temu EPce „Vis-a-vis” Halucynacje ulokowały się wygodnie w niszy między free jazzem (zapodający żwawe melodie „zachrypnięty” saksofon) a podlanym organami rockiem, który przywoływał najlepsze tradycje Vanilla Fudge czy naszego polskiego Klanu.

Zespół pomiędzy publikacją dwóch materiałów szukał wokalisty. Póki co nie znalazł i, jeśli mam być szczery, mam nadzieję że zrezygnuje z tego pomysłu (choć rozumiem, że skazywałoby go to na ugrzęźnięcie w niszy). Halucynacje w wersji instrumentalnej prezentują kompletne, żywiołowe brzmienie. Przy tym nie jest to granie free o siedmiu zbójach tylko konkretne, przemyślane kompozycje z licznymi zmianami tempa i nastroju. Na chwilę obecną zespół opublikował sześć utworów trwających łącznie niespełna 40 minut. Dobry winylowy czas, jest materiał na pierwszy longplay. Pierwszy bym go kupił! Halucynacje fundują niesamowitego „tripa” bez żadnego dewastowania organizmu.

Paweł Tryba

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych