A co, jak wyłączą prąd? Ale nie tak na chwilę, że korki wywali czy jakieś inne zwarcie się zrobi. Co by było, jakby prąd nagle przestał płynąć globalnie i przez długi czas? Wychodzi na to, że w naszej cywilizacji oznaczałoby to apokalipsę.
Bo to nie tak, że tylko nie można by było zapalić lampki, obejrzeć telewizji czy podładować komórki. Komunikacja skończyłaby się zupełnie w każdej formie: nie byłoby Internetu, telefonów, radia… a nawet jakby ktoś chciał wysłać kuriera, to musiałby on poruszać się pieszo, względnie rowerem. Bo przecież — nie wspominając o pociągach — nie byłoby również samochodów: paliwo dystrybuuje się też za pomocą prądu. Ale komunikacja to tylko detal. Nie byłoby wody w kranach i sedesach, nie byłoby żywności w sklepach, a hodowlane zwierzęta padałyby tysiącami pozbawione jedzenia i ciepła.
Ten ostatni problem dziesiątkowałby także ludzi. Zwłaszcza gdyby prąd wysiadł zimą. I właśnie zimową scenerię wybrał na akcję swojej powieści Marc Elsberg. Nie jest mistrzem pióra. „Blackout” nie jest ani zbyt dobrze napisany, ani zredagowany — bardziej naturalne relacje międzyludzkie łączą pewnie ogrodowych krasnali niż jego bohaterów, narracja przypomina raczej szybką serię telewizyjnych newsów niż literaturę, a szczegóły techniczne, jakimi ponatykana jest książka, czyta się z równym zainteresowaniem i zrozumieniem jak instrukcję obsługi statku kosmicznego.
A jednak nawet w tak konwencjonalnej powieści katastroficznej — z której, nawiasem mówiąc, mógłby pewnie powstać całkiem niezły film — niemieckiemu autorowi udało się pomieścić sporo całkiem niegłupich spostrzeżeń. Choćby o tym, że idealizm bywa bardziej morderczy od bomb, a od tyranii nie dzieli go prawie nic. Że rewolucje zawsze, bez wyjątków, kończą się złem. Że państwa istnieją nie po to, żeby być państwami, lecz po to, by ludziom żyło się bezpieczniej — niezależnie od ustroju brak tego poczucia bezpieczeństwa oznacza koniec państwa… Takie mniej więcej refleksje Elsberg umieszcza w panoramie globalnej katastrofy, kiedy po ataku hakerów anarchistów w większej części świata gaśnie światło, a krajobraz z dnia na dzień staje się coraz wyraźniej postapokaliptyczny.
Najciekawsze jednak, że choć to internetowi terroryści są tu tymi złymi, przez których giną setki tysięcy ludzi, autor wyraźnie sugeruje, iż w gruncie rzeczy racja leży po ich stronie. Choć może jednak w kwestii celów, a nie środków.
Wojciech Lada
Marc Elsberg „Blackout” wyd. W.A.B
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253565-blackout-ktos-zgasil-swiatlorecenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.