DŁUGI MARS. Ćwierćmiliardowa Ziemia. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Były podróże w nieznane? Były. Były podróże w czasie? Były. Nie było za to podróży przez alternatywne światy… a przynajmniej nie przez ich miliony. Żeby było trochę staroświecko, w „Długim Marsie” eksploruje się taki ciąg alternatywnych Ziem (razem tworzących tytułową Długą Ziemię) za pomocą sterowców zwanych „twainami”. Przy takiej ilości, nawet przy „przekraczaniu” w tempie jednego świata na sekundę podróż taka trwa ładnych kilka miesięcy. Celem jest Ziemia numer 250 000 000, przynamniej w tym tomie. Podróż jest dość monotonna, „coś ciekawego” trafia się raz na parę milionów Ziem czy Marsów. Na przykład spotkać można inne istoty inteligentne, będące na etapie zbieracko-łowieckim – trolle, koboldy czy przypominające psy beagle. Sympatycznie czyta się o różnych światach, gdzie np. zamiast wody mamy… rozcieńczony kwas siarkowy, rośliny pochłaniają tlenek węgla, a emitują siarkowodór. Albo o DNA z prawoskrętnymi aminokwasami (co na to biolodzy i chemicy?). W jednym świecie w ogóle nie ma Ziemi – zniszczyła ją asteroida, która w naszym świecie staje się Księżycem. Świat ten zwie się Szczeliną, a ten tuż przed nią staje się bazą wypadową do lotu na Marsa.

Powieść odgrzewa stare, nieodłączne od klasycznej SF idee, dziś trochę mniej oczywiste. Człowieka definiuje racjonalizm i osiągnięcia naukowe, a lądowanie na Księżycu jest najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości. Mamy też tęskne wyglądanie następców homo sapiens, tu zwanych Następnymi – człowiek jest nadto zwierzęcy i konfliktowy, trzeba go zastąpić „lepszym modelem”. Trochę nas się straszy tymi pozbawionymi empatii młodymi, niedojrzałymi przedstawicielami „homo superior” (bo, póki co, jest to młodzież – superinteligentna, ale mentalnie wciąż niedojrzała). A ludzie starzy? Jeżeli jesteśmy osiemdziesięcioletnim, superbogatym szefem korporacji, możemy sobie zafundować odmładzającą kurację tlenem i niską grawitacją, wystarczy znaleźć odpowiednią Ziemię…

Poprzedni tom starał się być trochę „chestertonowski” tutaj mamy reinkarnację, różne etapy bardo i Tybetańską Księgę Umarłych. Lobsang, dawniej człowiek, teraz przekształcony w kogoś w rodzaju wszechobecnej Sztucznej Inteligencji jest zafascynowany buddyzmem. Dla odmiany, dla wspomnianych „Następnych” Bóg przejawia się „w akcie rozumowania”, jest nim „świętość aktu zrozumienia”. O naszych wierzeniach mówią oni: „wasi bogowie to animistyczne fantazje albo kompleksy pragnień ssaków. Jesteście zagubionymi dziećmi tęskniącymi za tatusiem, więc rzucacie jego obraz na niebo”. Czyli – ubóstwienie rozumu plus wschodnia duchowość, nic nowego pod słońcem SF. W takim razie, może fantazją Pratchetta jest ów szef korporacji, marzący o odmłodzeniu (Pratchett cierpi na Alzheimera)?

Sporo tu o Marsie (dowiemy się, dlaczego tak małe jest tam prawdopodobieństwo powstania złożonego życia), powieść jest hołdem dla Czerwonej Planety z klasycznych wyobrażeń. Podbudowa naukowa sprawia wrażenie dość solidnej. Wiedza taka jednak niekoniecznie idzie w parze z wiedzą o człowieku – w SF zło przejawianie przez nas nie jest metafizyczną, nieusuwalną „skazą”, a pozostałością po zwierzęcych instynktach i brakiem zdrowego rozsądku, co się przejawiać ma nietolerancją, fanatyzmem czy zamiłowaniem do wojny. Wyeliminujmy te biologiczne pozostałości i otrzymamy szlachetne istoty… Naiwne to okrutnie. Trochę nas autorzy dla przyzwoitości straszą owymi „postludźmi”, ale bez przekonania.

tytuł
tytuł

To dość przyzwoity cykl, jak na standardy dzisiejszej SF, ale do wielkości sporo mu brakuje, a rozwleczenie na pięć tomów wydaje się lekką przesadą. Utopijne wątki drażnią coraz bardziej, zresztą, kolejny tom będzie się nawet nazywać „The Long Utopia”. Brak tu jakichś porządnych antagonistów, za to zbyt dużo wiary w „ewolucję” ludzkości i technologię – ach, gdybyśmy mieli windę kosmiczną czy techniki odmładzające, to byśmy dopiero zaszaleli… Ciekawostką jest, że napotkani Rosjanie są dobroduszni (choć niezbyt czyści i trzeźwi), nie ma to jak „stara dobra rosyjska technologia” skafandrów kosmicznych… Amerykanie też są porządni, nawet ci z rządu i korporacji – z nietolerancyjnych stali się tolerancyjni wobec „przekraczających”, ale w kolejce do roli kozła ofiarnego czekają owi „Następni”. Owi jeszcze są nieakceptowani przez społeczeństwo, ale zamknięci w więzieniu w Pearl Harbor, przyznają, że przynajmniej „zorganizowany obłęd rządu USA chroni nas przed obłędem motłochu”. Może i tak, ale szaleństwa takich superinteligentnych istot trudno sobie nawet wyobrazić.

„Długi Mars” to dopiero półmetek, trzeci tom z zaplanowanego na pięć tomów cyklu. Miłośnicy klasycznej SF poczują się jak u siebie w domu, fani „Świata Dysku” będą trochę zaskoczeni „innym” Pratchettem, ale nie powinni być rozczarowani.

3,5/6

Sławomir Grabowski

Terry Pratchett, Stephen Baxter, Długi Mars (The Long Mars). Tłum. Piotr W. Cholewa. Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Autor

Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano Budzimy się wPolsce24 codziennie od 7:00 rano

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych