BÓG NIE UMARŁ. Ateista vs chrześcijanin na ringu życia. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Amerykańskie „christian movies” to dosyć specyficzny gatunek kina. Grzeczne, patetyczne, mniej lub bardziej ckliwe filmy mają jeden cel- ewangelizować widza prostym, mocny i jednoznacznym przekazem. I nie istotne czy jest to antyaborcyjny „October baby”, kino gatunkowe jak komediowy „Pozywając diabła” czy na wskroś amerykańskie kino drogi jak „Seven days in Utopia”. Wszystkie te filmy są przepojone protestancką prostotą wiary i podniosłym tonem. Trudno nie przyznać, że jest to nie rzadko kino kiczowate. Nieraz kulejące warsztatowo i na tyle niskobudżetowe, że pozbawione czołowych gwiazdorów. Niemniej  z każdym kolejnym głośnym filmem z tego gatunku, dostajemy jego wyższy poziom. Istotne jest też to, że nie boją się w nich występować takie gwiazdy jak Martin Scheen, Robert Duvall czy Malcolm McDowell. I choć wciąż w tym gatunku nie pojawił się reżyser z talentem Mela Gibsona, to również reżyserko „christian movies” są coraz bardziej satysfakcjonujące. Czy osiągną kiedyś poziom rapera Lecrea, który nie dość, że rymuje o Jezusie, to jeszcze robi to na artystycznym poziomie czołowych raperów?

Na razie kino chrześcijańskie może mówić o sukcesie komercyjnym. „Bóg nie umarł” zarobił, uwaga, ponad 60 mln dolarów przy budżecie niespełna 2 mln. I nie jest to zasługa wyłącznie nawróconego Kevina Sorbo ( serialowy Hercules) w roli fanatycznego profesora-ateisty w typie napuszonego Jana Hartmana, który poświęcił życie by zdeptać w swoich studentach przejawy religijności. Główną osią filmu jest debata między profesorem a młodym Joshem, przyjmującym publiczne wyzwanie by udowodnił, że Bóg nie umarł.

tytuł
tytuł

Josh (Shane Harper) rozpoczyna studia na jednej z amerykańskich uczelni. W pierwszym semestrze trafia na zajęcia z filozofii prowadzone przez fanatycznego ateistę profesora Radissona ( Sorbo). Wykładowca już na pierwszych zajęciach każe studentom napisać na kartce słynne zdanie Friedricha Nietzschego: „Bóg umarł”, i złożyć pod nim podpis. Ci, którzy tego nie zrobią mogą zrezygnować z zajęć lub… udowodnić, że Nietzsche się mylił. Z całej grupy pierwszorocznych studentów wyzwanie podejmuje tylko Josh. Ma czas do końca semestru, by przekonać słynnego wykładowcę i resztę studentów, że Bóg jednak istnieje. Rozpoczyna się pasjonujący spór, który elektryzuje całą uczelnianą społeczność i sprawia, że odmienia się życie wielu osób.

Twórcy nieźle zapętlają też wątki innych postaci. Mamy wątek umierającej na raka lewicowej dziennikarki, która po diagnozie i spotkaniu ( zabawne mrugnięcie okiem do widza) z Willie i Korie Robertson z drażniącej ateistów i lewicę „Dynastii Kaczorów” zaczyna rozumieć, co naprawdę liczy się w życiu. Ciekawe naświetlony jest też epizod ukrywającej miłość do Jezusa muzułmanki, którą żarliwy religijne ojciec pragnie uchronić przez sekularyzmem świata. Ten wątek notabene zasługuje na oddzielną opowieść. Jest też chiński student odrzucający dziki materializm ojca i dwóch pastorów ( jednego z nich gra współtwórca filmu David A.R. White) debatujących o bezgranicznym zaufaniu Bogu. Wszyscy oni ostatecznie przekonują się, że nawet z pozoru nieistotne wydarzenia mogą być wyrazem Bożego planu wobec nas. Planu niezrozumiałego od razu, choć przejrzystego i bardzo prostego.

Choć twórcy dotykają takich kwestii jak rugowanie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej czy przemyślanie prowadzona laicyzacja, to robią to z chrześcijańskim miłosierdziem. Kiczowato, naiwnie, ale zupełnie szczerze i ujmująco. I tak odbierajcie ten momentami nieznośny artystycznie film. To nie jest dzieło sztuki. To popkulturowa katecheza.

3/6

Łukasz Adamski

„Bóg nie umarł”, reż: Harold Cronk, dystr: Rafael Films/Monilith Films

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych