Major Tomasz Kowalczyk był jednym z pierwszych komandosów jednostki GROM. Miał możliwość współpracy z najlepszymi żołnierzami jednostek specjalnych na świecie, w tym legendarnym Chrisem Kyle’em. B. komandos jest jednym z bohaterów książki „Tajne akcje snajperów GROM” (wyd. The Facto).
Aleksander Majewski („wSieci”): Co to znaczy być snajperem GROM?
Major Tomasz Kowalczyk (b. snajper jednostki GROM): Na początku było to dla mnie przede wszystkim niesamowite wyzwanie. Nie można jednak zapominać, że jest to służba naszemu państwu, wykonywanie wszystkich działań, które pomagają bezpieczeństwu Polski, tak aby nie było ono narażone na jakiekolwiek. Nie ukrywam jednak, że dla mnie, wtedy młodego chłopaka, który wstępował do tej jednostki, była to nie tylko ciężka służba, ale również niesamowita frajda i wielka przygoda. Miałem możliwość szkolenia, na początku z najlepszymi na świecie i otrzymywania od nich solidnej porcji wiedzy, a później również współpracowania na zasadzie partnerstwa. Każdemu mógłbym tylko polecić taką drogę rozwoju.
Wstąpił Pan do GROM w momencie tworzenia tej jednostki. Dla młodego żołnierza musiała być to podróż w nieznane…
Dokładnie tak było. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Nie bez znaczenia był fakt, że zaczynałem służbę tuż przed przełomem, jaki dokonał się w 1989 roku i podobnie jak wielu innych kolegów patrzyłem zupełnie inaczej na to, jak powinno funkcjonować wojsko. Byłem zdegustowany atmosferą panującą w ówczesnej armii. W szkole wojskowej człowiek miał głowę pełną wspaniałych wyobrażeń, podchodził do służby idealistycznie, a musiał zderzyć się z brutalną rzeczywistością, która była okrutna… Tak to wyglądało. Jeszcze w latach 90. w wojsku było sporo naleciałości z poprzedniej epoki. Oczywiście teraz sytuacja wygląda zupełnie inaczej – jest możliwość udziału w misjach, współpracy z żołnierzami z innych państw. To zupełnie nowa jakość, ale chciałbym, aby ta nowa jakość objęła całe wojsko, a nie tylko wybrane komponenty.
Czy tę służbę można traktować jako pracę?
Nikt z nas – wszystkich byłych i obecnych żołnierzy jednostki GROM nie traktował i nie traktuje swojego zawodu jako pracy w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Nigdy nie funkcjonował i nie funkcjonuje tu system, w którym dany człowiek przychodzi o godz. 8, wykonuje pracę i o godz. 16 zbiera się do domu. Trzeba poświęcić całe swoje życie służbie i podporządkować je wykonywanemu zadaniu. Jednostka składa się z pasjonatów, co jest zasługą gen. Sławomira Petelickiego, który dokonywał pierwszych naborów do GROM. To on decydował, kto się dostanie, a kto będzie musiał pakować manatki. Były tylko nieliczne przypadki, gdy generał podjął złą decyzję, ale osoby, które z tego skorzystały i tak nie służyły zbyt długo w jednostce.
Zauważyłem, że polscy snajperzy w przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów niechętnie opowiadają o służbie i nie są skorzy do zdradzania szczegóły. Z czego to wynika?
Myślę, że przede wszystkim z charakteru tej profesji. To pochodna cichego, spokojnego, długotrwałego i pozbawionego emocji podejścia do tego, co się wykonuje. To snajperzy wychodzą jako pierwsi na stanowisko i jako ostatni je opuszczają. To właśnie oni poświęcają najwięcej czasu zadaniom, które są realizowane przez daną jednostkę. Oczywiście bez operatorów, zabezpieczenia, rozpoznania i całej logistyki nie dałoby się osiągnąć celu i każdy z tych komponentów jest ważny, ale to właśnie od snajperów oczekuje się największej dyspozycyjności. Po takich doświadczeniach nikomu nie zależy na tym, aby być w mediach.
Jednak zdecydował się Pan wraz z kolegami na uchylenie rąbka tajemnicy w książce Tomasza Marca „Tajne akcje snajperów GROM”, której jest Pan jednym z bohaterów…
Ta książka jest dedykowana wszystkim, którzy służyli i nadal służą w jednostce. „Tajne akcje snajperów GROM” pokazują kawał ich życia, od początku służby do chwili obecnej. O niektórych sprawach, choćby ze względów natury prawnej, nie powiedzieliśmy – nie możemy przecież zdradzać tajemnic służbowych. Trochę różnimy się od Amerykanów w podejściu do służby.
Amerykańscy snajperzy bardzo chętnie opowiadają o swojej profesji, czego przykładem jest Chris Kyle, którego losy przeniósł na ekran Clint Eastwood w filmie „Snajper”. Skąd biorą się te rozbieżności?
Myślę, że kluczem jest tu świadomość zadań, które się wykonuje. Oczywiście nie twierdzę, że Amerykanie działają nieprawidłowo. W przypadku żołnierzy z USA element patriotyzmu jest bardzo często podnoszony i stawiany jako priorytet. W przypadku Chrisa Kyle’a, to również było obecne. Chris mówił o tym, że strzelał do wrogów, ponieważ w innym wypadku zginęliby jego koledzy. Robił to dla swojego kraju. Wydaje mi się jednak, że mentalność Amerykanów jest zupełnie inna od naszej. Oni po prostu uważają się za tych wybrańców, którzy decydują o wszystkim. Polscy żołnierze pełnią niesamowicie ważną, odpowiedzialną, a co najważniejsze skuteczną służbę, ale my – w przeciwieństwie do Amerykanów - nie chwalimy się sukcesami. Myślę, że nie tylko na polu militarnym, ale również w innych dziedzinach. A przecież mieliśmy powody do satysfakcji, bo pod adresem GROM ale również innych jednostek były kierowane laurki ze strony zagranicznych jednostek, które były pod wrażeniem naszych umiejętności. Myślę, że gdyby je zebrać i prawić w ramki, to mielibyśmy sporą ścianę pamięci.
Amerykanie mieli na początku dystans do polskich komandosów. Z czego to wynikało?
Myślę, że chcieli poznać potencjał, jakim dysponujemy. Na samym starcie traktowali nas jak dzikusów, którzy po raz pierwszy mają w ręku broń, ale już po 2-3 dniach wspólnego treningu zauważyli, że to co prezentują nie sprawia nam żadnych trudności. Z tego powodu musieli trochę przyspieszyć z programem, co oznaczało dla nas szybsze wejście na wyższy poziom szkolenia.
Snajperzy z USA, jak choćby Chris Kyle lubią chełpić się odstrzelonymi głowami, natomiast w przypadku polskich żołnierzy GROM można zauważyć większą ostrożność, jeśli chodzi o temat śmierci. Nie mówicie o zabijaniu, ale wykonanym zadaniu. Dlaczego?
Chciałbym zwrócić uwagę, że Polacy przez kilka lat nie brali udziału w wojnie. W Iraku czy Afganistanie mieliśmy do czynienia z misją stabilizacyjną, mimo że ginęli tam żołnierze – nasi koledzy i przeciwnicy, którzy również byli ludźmi. Nie chcemy odbierać im człowieczeństwa i mówić o nich jak o śmieciach. Poza tym, nie należy mówić o działaniach. Dzięki temu można uniknąć ewentualnej konfrontacji z kimś, kto np. chciałby się zemścić. Podstawowym priorytetem podczas działań jest zapewnienie bezpieczeństwa własnym ludziom - właśnie dlatego o pewnych rzeczach się nie mówi.
Mimo tych różnic, między polskimi i amerykańskimi snajperami można zauważyć wspólną cechę – podkreślanie patriotyzmu. Czy już jako młody chłopak zdawał Pan sobie sprawę z jego roli?
Myślę, a przynajmniej mam nadzieję, że adeptom wszystkich służb mundurowych przyświeca cel, jakim jest służba naszemu państwu. Żołnierz musi zdawać sobie sprawę, że to dzięki jego dobrej służbie Polska będzie silniejsza na arenie międzynarodowej. Nie wyobrażam sobie, że ktoś przychodzi do służby i traktuje to jako zwykłą pracę w określonym przedziale czasu. W naszej jednostce nikt nie myślał o dniach wolnych i jakichś nadgodzinach. Gdy coś trzeba było robić, to po prostu wykonywało się to bez mrugnięcia okiem. Nadrzędnym celem zawsze powinna być służba Polsce.
Ten cel przyświecał również gen. Sławomirowi Petelickiemu. Czy wierzy Pan w jego samobójstwo?
Sytuacja z gen. Petelickim jest niejasna. Tylko tyle mogę powiedzieć na ten temat. Jeżeli osoby na wysokich stanowiskach nie interesują się tym, w jaki sposób zginął dowódca i twórca pierwszej polskiej jednostki specjalnej, to jest to co najmniej dziwne. Generał był osobą, która nie miała najmniejszych powodów, żeby odebrać sobie życie.
Obecnie pracuje Pan w firmie zajmującej się ochroną osób i informacji. Czy nie brakuje Panu dawnej adrenaliny?
Owszem, to coś zupełnie innego, ale nie tracimy kontaktu z kolegami i zajmujemy się sprawami, które wymagają od nas podejmowania nowych wyzwań. Oprócz działań ochronnych zajmujemy się również szkoleniami specjalnymi. Szkolimy żołnierzy i policjantów, którzy chcą doskonalić swoje umiejętności. Przekazujemy im wiedzę, a przede wszystkim dzielimy się doświadczeniem, ponieważ większość moich kolegów z którymi obecnie pracujemy służyła Ojczyźnie 20 - 25 lat, więc ich umiejętności i wiedza, mówiąc nieskromnie, są imponujące. To, co nas cieszy to fakt, że coraz więcej osób cywilnych, w związku z sytuacją jaka panuje obecnie w pobliżu granic Polski, widzi potrzebę pozyskania umiejętności, które w przypadku niekorzystnego rozwoju wypadków, z pewnością będą pomocne. Dzięki temu nasz dzień powszedni trochę przypomina to, co robiliśmy będąc w jednostce. Strzelamy, nurkujemy, skaczemy ze spadochronem… Wcześniej stanowiło to nasz obowiązek jako żołnierzy GROM. Teraz traktujemy te czynności jako kolejne wyzwanie, któremu również w pełni się poświęcamy.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Opublikowane zdjęcia pochodzą z archiwum mjr. Tomasza Kowalczyka. Fotografie dokumentują m.in. działania polskich komandosów w Iraku.
WIĘCEJ W NOWYM NUMERZE TYGODNIKA „wSIECI”. W SPRZEDAŻY OD 2 MARCA BR.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253522-wywiad-z-bylym-snajperem-grom-tylko-u-nas-zdjecia-z-misji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.