Samba (Omar Sy) i Alice (Charlotte Gainsbourg) pochodzą z dwóch różnych światów. On pracuje na zmywaku w paryskim hotelu, ona jest wolontariuszką, która pomaga imigrantom w wolnym od pracy w korporacji czasie. Ich losy się splatają, gdy Samba trafia do aresztu i grozi mu deportacja. Jak można się spodziewać, ta dwójka poczuje do siebie coś więcej niż sympatię.
Po gigantycznym sukcesie „Nietykalnych” na Olivierze Nakache’u i Éricu Toledanie ciążyła spora presja, by zbliżyć się poziomem do tej wystrzałowo pozytywnej komedii. „Samba” jest skrojona w podobny sposób. To ciepła, mądra i przezabawna opowieść o nielegalnych imigrantach z Afryki, którzy ciężką pracą pragną poprawić byt swój i pozostawionej na Czarnym Lądzie rodziny. Czy jednak czas, w którym film pojawia się na ekranach, nie zaszkodzi tytułowi? Po atakach islamskich fanatyków na redakcje „Charlie Hebdo”, którzy przecież też przyjechali do Europy po lepsze życie, dobitnie widać, że polityka multikulti w wydaniu francuskim sypie się jak domek z kart. Niemniej większość imigrantów żyjących nad Sekwaną po prostu stara się godnie egzystować, wykonując prace „niegodne” już dla Europejczyków. Ba, twórcy pokazują jedynego Araba w ich filmie jako lowelasa udającego Latynosa, by „wyrywać panienki”.
„Samba” jest podobna trochę do „Niewidocznych” Stephena Frearsa, który również opowiadał o „palących papierosy na zapleczu” niewidocznych robotnikach. O ile jego film był thrillerem, Francuzi podlewają swoją opowieść słodko-gorzkim sosem, znów dowodząc tego, że potrafią w niepoprawny politycznie sposób śmiać się z kwestii rasowych. Z drugiej strony widzimy, jak bardzo imigranci muszą się nieraz upodlić dla kilku euro i jak wielkim problemem dla nich jest strata tożsamości, która wynika z życia kilkanaście lat na „lewych dokumentach”.
Pochodzący z rodziny senegalskich imigrantów Omar Sy wyrasta na księcia francuskiej komedii. Perfekcyjnie dopełnia go znana z „Nimfomanki” Larsa von Triera Gainsbourg, która momentami nawet igra z wizerunkiem z kina „duńskiego szaleńca”. Znamienne jest to, że Sy tak świetnie nawiązuje do spuścizny francuskiej komedii, która do tej pory miała twarz białych aktorów. I chyba to najlepszy dowód tego, że jest możliwa asymilacja rasowa, czego z pewnością nie można już powiedzieć zawsze o asymilacji cywilizacyjno-religijnej.
4,5/6
Łukasz Adamski
„Samba”, reż. Olivier Nakache, Éric Toledano, dystr. Gutek Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253429-samba-slodko-gorzka-opowiesc-o-tych-z-zaplecza-recenzja