Nie tak dawno temu pozytywnym odzewem cieszyły się zamieszczone na naszym portalu artykuły dotyczące działalności kwartetu Zagan Acoustic. Ich autor poszedł więc po rozum do głowy i stwierdził, że najwidoczniej czytelnicy łakną czegoś takiego – muzyki formalnie rzecz biorąc klasycznej, która nijak nie chce być muzyką poważną, flirtuje z innymi gatunkami, odrzuca koturnową elitarność. A że w Polsce takiej muzyki jest całkiem sporo, to i pisać będzie o czym – wszak życzenie Czytelników spełnione być musi. Było o fuzji „powagi” z folklorem? No to dziś też będzie, tylko tym razem dojdzie nam jeszcze bardzo silny jazzowy pierwiastek. Proszę Państwa – oto pierwsza płyta formacji Cup Of Time.
Warszawski kwartet tworzą muzycy „z papierami”, mający zarówno bogate doświadczenie sceniczne, jak i pedagogiczne, jako wykładowcy szkół muzycznych. Flecista Ryszard Borowski, lider zespołu, ma na koncie cztery albumy solowe, gdzie w ciekawy sposób połączył jazz z muzyka klasyczną. Wiolonczelista Krzysztof Lenczowski jest członkiem jazzowego Atom String Quartet (o ich najnowszych dokonaniach za parę dni), akordeonista (okazjonalnie bandoneonista) Rafał Grząka wykłada na Warszawskim Uniwersytecie Muzycznym, skrzypaczka Agnieszka Cypryk również jest wykładowczynią w warszawskich szkołach, poza tym często wystepuje z repertuarem klasycznym solo i w składach kameralnych. No dobrze, a co tu w ogóle się gra?
Najczęściej – cudzesy. Zespół celuje w tworzeniu nowych, nietypowych aranżacji starego, nieraz wielowiekowego materiału. „Cup Of Time plays Namysłowski” to fonograficzny debiut formacji, ale zespół zdążył już przez cztery lata działalności ograć się i okrzepnąć, ma już przepracowanych kilka różnych scenicznych programów. Była „Sztuka wariacji – od Corellego do Coltrane’a”, były „Pieśni Ukraińskie”, był „„Folkloryzm oraz różne techniki kompozytorskie w muzyce XX w.”. Jednak na debiut wybrano kompozycje wciąż żyjącego i aktywnego muzyka – Zbigniewa Namysłowskiego, którego muzycy kwartetu uznają za najlepszego kompozytora w historii rodzimego jazzu. Na warsztat poszło osiem utworów „Namysłowera”, a całości repertuaru dopełniły transkrypcje utworów Witolda Lutosławskiego i Grażyny Bacewicz plus kilka kompozycji własnych. Żeby było ciekawiej – Mistrz Namysłowski postanowił wspomóc zespół grą na saksofonie w nie swoich utworach. Jest więc obecny praktycznie wszędzie – albo jako autor albo jako instrumentalista. A krążek na dobrą sprawę winien mieć tytuł „Cup Of Time plays (with) Namysłowski”.
www.youtube.com/watch?v=f222JzDP-no
Takie wzajemne przegryzanie się klasyki i jazzu mądre głowy w zamierzchłych latach 50tych nazwały „trzecim nurtem”. Tu akurat procentowo więcej jest muzyki klasycznej. Cup Of Time kunsztownie aranżuje kompozycje Namysłowkiego, ale odgrywa je od-do. Podstawą zaś jazzu, jego solą i kamieniem węgielnym – jest improwizacja. A ta obecna jest tylko tam, gdzie swoje trzy grosze dogra sam pan Zbigniew, będący w wybornej formie. Ale to w żadnym razie nie jest zarzut – słucha się tego doskonale, a Ryszard Borowski z kolegami dokonali naprawdę mądrego wyboru spośród kompozycji Mistrza, ukazując jak różne inspiracje włączał do swojej wizji jazzu. Mamy więc klasyczne tango („Der Schmalz Tango”), nietypowy flirt z walcem („Walc na dwa”), mazurkiem („Mazurka Uborka”), słynne „Kujaviak goes funky” (wielkim fanem tej kompozycji jest Marcus Miller, który koniecznie chciał zagrać z Namysłowskim przy okazji swojej wizyty na Solidarity Of Arts) – dzięki tej płycie Namysłowski jawi się jako muzyczny erudyta co się zowie!
Można słuchać tego albumu jako przyjemnego tła, można też wgryzać się w zawiłości kompozycji i aranżu. Świetne, bezkolizyjne połączenie muzy wysokiej z jej nieco mniej dumna, podkasaną siostrą.
4,5/6
Paweł Tryba
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253401-cup-of-time-trzeci-nurt-w-pelnej-krasie-recenzja