Koniec Mandarynkowego Snu. EDGAR FROESE pro memoria

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
materialy prasowe
materialy prasowe

20 stycznia w Wiedniu zmarł nagle w wyniku zatoru płucnego Edgar Froese (ur. w 1944), niemiecki multiinstrumentalista, założyciel i lider grupy Tangerine Dream. Ukończył studia plastyczne na kierunku malarstwa i rzeźby, ale artystycznie i zawodowo najpełniej się wypowiedział jako muzyk. Jego wielką ideą było tworzenie takiej muzyki, która byłaby jak obraz i która oddziaływałaby na słuchaczy, jak dzieła plastyczne na widzów.

Frose zaczynał od grania na gitarze, ale sławę zyskał jako syntezatorowiec i jeden z twórców gatunku nazwanego później rockiem elektronicznym. Prawdziwe triumfy święciła ta odmiana w Zachodnich Niemczech w latach 70. i na początku 80. XX wieku; stamtąd el-rock trafił do Francji, krajów Beneluxu i Wielkiej Brytanii; dotarł również do Polski, gdzie jednym z jego największych popularyzatorów był redaktor Jerzy Kordowicz z Programu III PR. Tangerine Dream (nazwa zaczerpnięta z tekstu piosenki Beatlesów Lucy in the Sky with diamonds) przede wszystkim byli uważani za prekursorów stylu zwanego „szkołą berlińską” (muzycy początkowo działali w Berlinie Zachodnim). Udowodnili, że syntezatory są instrumentami wystarczającymi do tworzenia rozbudowanych muzycznych form (TD byli mistrzami tzw. suity elektronicznej ‒ wielowątkowego, trwającego kilkanaście, a czasami nawet kilkadziesiąt, minut utworu instrumentalnego, zbudowanego na linii basowej opartej na cyklicznie zmieniających się dźwiękach wytworzonych w sekwenserach).

Elektronika w ich wykonaniu łączyła w sobie elementy krautrocka (niemieckiej wersji prorocka), rocka psychodelicznego i rockowego transu. Oryginalnym pomysłem Mandarynek było właśnie sekwenserowe tło utworów, które z jednej strony nadawało ich kompozycjom rockowego rytmu, a z drugiej ‒ wprowadzało do nich elementy transowe. Doświadczenia TD zostały wykorzystane później w muzyce klubowej, a także w twórczości spod znaku new age. Pomimo tego, że sami twórcy tej odmiany elektroniki porzucili stworzony przez siebie styl jeszcze w latach 80. XX wieku, doczekali się licznej grupy kontynuatorów spod znaku tzw. „nowej szkoły berlińskiej”; tu na szczególne wyróżnienie zasługują zwłaszcza projekty muzyczne, w których uczestniczy Mark Shreeve (Redshit oraz ARC).

Niezwykłą ilustracyjną siłę tej muzyki już w połowie lat 70. XX wieku dostrzegli reżyserzy i producenci filmowi z Hollywood, którzy przez wiele następnych lat korzystali z usług TD przy tworzeniu muzyki filmowej. Wśród obrazów, do których oprawę muzyczną stworzył Edgar Froese i jego przyjaciele, wymienić należy przede wszystkim Sorcerer (1977, Cena strachu) Williama Friedkina, Thief (1981, Złodziej) Micheala Manna, Risky Business (1983, Ryzykowny interes) Paula Brickmana, The Keep (1983, Twierdza, wg. F. Paula Wilsona) Micheala Manna, Firestarter (1984, Podpalaczka, wg Stephena Kinga) Marka Lestera czy Legend (1985, Legenda) Ridleya Scotta (niestety, film ten z muzyką Mandarynek dystrybuowany jest wyłącznie w USA; w Europie możemy jedynie oglądać jego wersję z muzyką Jerry’ego Goldsmitha). Ostatnim soundtrackiem w historii grupy była zaś ścieżka dźwiękowa do gry Grand Theft Auto V (2014).

Z tego krótkiego przeglądu widać wyraźnie, że grupę zatrudniano najczęściej do pracy przy filmach sensacyjnych i fantastycznych. Fanom tego drugiego gatunku twórczość Mandarynek stała się szczególnie bliska. Takie płyty jak Ricochet, Stratosfear, Force Majeure, Exit niemal żywcem przenosiły słuchaczy w zimne i mroczne przestrzenie kosmosu, gdzie tylko sporadycznie pojawiają się błyski światła. Zafascynowany tą muzyką polski pisarz sf Jerzy Poprawa w roku 1990 opublikował space-operową powieść Piloci purpurowego zmierzchu (taki tytuł nosił jeden z utworów z albumu Exit). Kosmicznie wyglądały też pierwsze koncerty TD: grupa występowała w kompletnej ciemności, a jedynymi źródłami światła były lampki przymocowane do klawiatur ich syntezatorów. Nie były one zresztą dla Mandarynek całkowicie udane, a ich improwizowane dźwiękowe eksperymenty z tzw. różowego okresu czasami spotykały się z głośną dezaprobatą publiczności. Wszystko zmieniło się w momencie nagrywania albumu Phaedra ‒ w kompozycjach grupy pojawiło się więcej harmonii i melodii, co z miejsca przyczyniło się do zwiększenia sprzedaży płyt.

Awangardowa, niełatwa w odbiorze i niedająca się łatwo szufladkować muzyka Mandarynek niezbyt często gościła na listach przebojów, nie mówiąc już w ogóle o ich szczytach. Mimo tego zespół nie mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony fanów, a słynne zimowe tournee po Polsce w roku 1983, które zaowocowało jedną z najlepszych koncertowych płyt w historii grupy zatytułowaną po prostu Poland (koniecznie trzeba wspomnieć o szczególnym udziale w tym wydawnictwie Jerzego Kordowicza, którego zapowiedź koncertu została włączona jako fragment pierwszej ścieżki), okazało się wielkim sukcesem zespołu. Po raz ostatni TD gościło w Polsce w czerwcu ubiegłego roku w ramach trasy Pheadra Farewell Tour. Któż mógł się spodziewać, że to prawdziwe pożegnanie?

W latach 90. TD starało się nadążać za współczesnymi tendencjami. Zespół opuścił Christopher Franke, który odpowiadał za partie sekwencerowe, by stać się wziętym kompozytorem filmowym ‒ stworzył m.in. muzykę do serialu sf Bablion 5. Jego miejsce zajął Jerome Freose i razem z ojcem zaczęli przetwarzać pierwotny dorobek grupy na nowoczesną nutę (tzw. tangentyzacja). Twórczość Mandarynek zaczęła być jałowa, a klubowo-dyskotekowe bity z jednej strony odstraszały starych fanów, a z drugiej ‒ nie przyciągały nowych. Ale nawet wtedy nie brakowało w działaniach TD projektów naprawdę ambitnych, jak np. muzyczna interpretacja Boskiej komedii Dantego (zaczęło się od napisania muzyki do włoskiego niemego filmu z 1911 roku pt. L’Inferno, który po rekonstrukcji został muzycznie zilustrowany przez Edgara Froese). Sukces tego pomysłu przyniósł kilka innych albumów, dla których inspiracją były wybrane dzieła takich gigantów pióra jak Edgar Allan Poe czy Franz Kafka.

Skład grupy zmieniał się przez ponad czterdzieści lat jej istnienia wielokrotnie, ale największy udział w stworzeniu Mandarynkowej legendy mieli, obok śp. Edgara Froese, Peter Baumann oraz wspomniany już Franke. Z TD grali także m.in. Klaus Schulze, Johannes Schmoeling, Michael Hoenig, Steve Schroyder, a ostatnio Thorsten Quaeschning. O Froesem mówiło się, że nie jest w cale najwybitniejszym twórcą, ale jako lider zespołu ma niesamowity dar dobierania sobie muzyków, którzy realizując jego pomysły, wzbogacają je swoimi talentami, tworząc w efekcie dzieła znacznie przerastające pierwotne zamierzenia. Bez popularnego Frezera (taki przydomek nadali mu polscy fanowie) dalsze istnienie grupy wydaje się niemożliwe. A wielka szkoda, bowiem udanymi australijskimi koncertami z listopada ubiegłego roku grupa rozpoczęła nowy rozdział w swojej karierze (nazwany „Quantum Years”), po którym ‒ zważywszy, że w zespole ponownie pojawili się głównie klawiszowcy ‒ wiele sobie obiecywano.

Wraz z odejściem Edgara Froese kończy się nieodwołalnie Mandarynkowy Sen. Dla mnie to niepowetowana strata, bowiem dokonania TD zawsze uważałem za kwintesencję muzyki elektronicznej i ceniłem ją wyżej od twórczości Kraftwerk, Jarre’a czy Vangelisa ‒ że wymienię tylko tych najbardziej popularnych przedstawicieli el-muzyki. Dlatego razem z najwierniejszymi fanami będę niecierpliwie czekał na publikację setek godzin zapisów koncertowych dokonań zespołu, zwłaszcza z najlepszych dla Tangerine Dream lat, do których wydania od lat przymierzał się Froese. Jeśli do tego dojdzie, czeka nas jeszcze niejedna Mandarynkowa rewelacja.

Grzegorz Szczepaniak

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych