Serial 12 MAŁP. Czas eko-terrorystów. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Najlepsze filmy fantastyczne lat dziewięćdziesiątych to „Matrix” i „12 małp”. Film Gilliama jest dziś trochę zapomniany i nie doczekał się żadnych sequeli i remake’ów , a moda na postapokalipsę i epidemie jeszcze nie wygasła, podobnie jak na serialowe remake’i kinowych hitów. Patrząc na nazwiska twórców, producentów i scenarzystów tego serialu odgrzewającego przebój sprzed dwu dekad nie znajdziemy wielkich nazwisk; jego główni twórcy (Terry Matalas i Travis Fickett) pracowali przy „Terra Nova” i „Nikicie”. Może najciekawszym nazwiskiem jest tu producent wykonawczy Charles Roven („Mroczny Rycerz”, „American Hustle”), będący też producentem starego filmu.

Olbrzymią zaletą starego filmu był specyficzny styl Gilliama, swoista mieszanka futuryzmu, turpizmu, przeładowana wręcz barokowo, ale w tym szaleństwie była metoda. Przyszłość wyglądała tam jak wzięta prosto z najgorszego halucynacyjnego koszmaru. Kasandryczne przesłanie też właściwie okazała się prorocze – doktrynerskich ekologicznych wariatów bardziej ceniących zwierzęta niż ludzi raczej przybyło niż ubyło, wirusów i terrorystów wszelkiej maści też mamy coraz więcej. A popkultura ostatnio wałkuje motyw „człowiek –zagrożeniem dla natury” w sposób wręcz irytujący. Warto wiedzieć, że i jego film był luźną przeróbką francuskiego „Filaru” Chrisa Markera z 1962 – tam również mieliśmy postapokaliptyczne czasy po III wojnie światowej, ale tam bohater podróżował w przeszłość, wprowadzając się w odpowiedni stan umysłu – wówczas wystarczała opaska na oczy, nie żadne tam ustrojstwa sci-fi…

Pamiętajmy jednak, że u Gilliama armia tytułowych „dwunastu małp” okazała się fałszywym tropem, ekologiczny świr był gdzie indziej – ale nie przestawał być eko-terrorystą, tyle że utajonym. W serialu natomiast zorganizowana siatka terrorystów zdaje się istnieć na poważnie, jej niecne apokaliptyczne knowania będą zapewne napędzać intrygę. Póki co, widz jest trzymany w napięciu, będąc niepewnym co do jej tożsamości i motywacji, intryguje zwłaszcza (umiarkowanie) demoniczny starszy pan z blizną (Tom Noonan). Niewykluczone jest też, że serial skręci w stronę romansu między parą bohaterów („Filar” był właściwie historią miłosną, Gilliam nie poszedł tym tropem, zostawił za to kluczowy motyw wspomnienia z dzieciństwa – w serialu póki co nieobecny).

Szkoda, że to wszystko, niestety, nazbyt dosłowne, jakby robione nazbyt ciężką ręką. Kasandrycznej doktor Kathryn Railly zmieniono imię na, a jakże, Cassandrę. Zamiast klimatu rodem z zakręconego umysłu dostaliśmy konwencjonalną fantastykę naukową, ni to retro, ni to „nowoczesną”. Podróż w czasie u Gilliama była karą i koszmarem, odbywała się za pomocą fotela dentystycznego prosto z sali tortur… Tutaj mamy wypasiony sprzęt, podróż przebiega prawie bezproblemowo, szaleni naukowcy zostali zastąpieni ekipą profesorów, a relacja oprawca-więzień została zastąpiona relacją szef-podwładny, którego po prostu wysyła się w kolejną misję, korzystając ze zdobytych przez niego informacji w misji poprzedniej. Ciekawe, że opowieści Gilliama i Markera pobrzmiewały niewiarą w zmianę czasu – tu „linię czasową” można zmienić, pandemię powstrzymać. A że owy nowy czas wymaże dotychczasową historię ludzkości razem z bohaterem? Ten wie o tym doskonale i jest gotów dać się wymazać, jeśli dzięki temu powstrzyma śmierć siedmiu miliardów ludzi…

Trudno tu mówić o popisach aktorskich, główna para – Aaron Stanford i Amanda Schull – pasowałaby do filmów akcji czy komedii romantycznych; daleko im do pary Bruce Willis/Madeleine Stowe. Trochę ciekawiej wygląda Emily Hampshire jako „szalona” Jennifer Gaines – jej rola to odpowiednik postaci granej przez Brada Pitta, ale tu jest zdecydowanie bardziej ofiarą niż sprawcą. Ojca Jennifer gra znany aktor Željko Ivanek, jego rólka jest epizodyczna, ale to może być mylące – podróże w czasie umożliwiają dowolne zabawy z życiem i umieraniem.

Daję serialowi duży kredyt zaufania, choć stacja SyFy nie słynie z wielu serialowych hitów. Im dalej, tym większe rozbieżności z fabułą Gilliama – co i dobrze, zbytnie podobieństwo tylko przypominałoby, jak kiepski jest ten serial na tle filmowego poprzednika. Marzy mi się przynajmniej jakiś wyrazisty przekaz przeciwko ekologicznemu doktrynerstwu i oszołomstwu, jaki mieliśmy u Gilliama, choć niespecjalnie na to liczę.

12 małp (12 monkeys). Twórcy: Terry Matalas, Travis Fickett. SyFy/SciFi Universal.

3/6

Sławomir Grabowski

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych