Imię BESTII - historyczny i religijny FRESK Część I

fot. Materiały promocyjne
fot. Materiały promocyjne

Zjedzą mnie, wiem to, zjedzą mnie miłośnicy Jacka Komudy za to co teraz powiem, ale muszę. Nie ma wyjścia.

Jacek Komuda znany jest przede wszystkim jako autor znakomitych powieści i opowiadań będących wielkim peanem na część sarmatyzmu i wielkich dni dawnej Rzeczpospolitej. Jednak, i za to mnie zjedzą, wcale nie są to jego najlepsze powieści.

Niedawno Komudę wznowiono, praktycznie w całości. Dwa zbiory opowiadań: „Imię Bestii” oraz „Herezjarcha” także doczekały się nowego wydania. Efekt? Do rąk czytelników wracają dwie najlepsze prace Jacka Komudy. Literatura tak wielowymiarowa, że sam nie wiem od czego zacząć.

Bohaterem „Imienia…” oraz „Herezjarchy” jest Francois Villon – średniowieczny francuski poeta i rzezimieszek, który na kartach opowiadań ożywa i nabiera niesamowitego rysu. Komuda to prawdziwy mistrz, malarz słów i epok. Apogeum osiąga to właśnie w opowieściach o Villonie.

Z jednej strony – kryminał, z drugiej, opowieść grozy, z trzeciej – liryczny traktat o tęsknocie, odrzuceniu Boga i miłości. A to wszystko w tych kilku opowiadaniach. Skupmy się na pierwszym zbiorze („Imię Bestii”) – Villon jest w nim w chwili apogeum swojego grzesznego żywota. Poznajemy faceta na dnie – bandytę, mordercę, cynicznego rajfura – który by ocalić głowę musi odnaleźć seryjnego mordercę, rozwiązać spisek na prowincji wreszcie – odszukać mityczną istotę-anioła. Podczas rozwiązywania tych zagadek okazuje się, że Villon nie jest bandytą tylko Bożym Sługą. Z wielkiej litery, bo to niezwykle chrześcijańska literatura.

Jest takie powiedzenie, że Pan Bóg pisze prosto po krzywych liniach. Już Pismo Święte ukazuje, iż Bóg do czynienia dobra posługuje się cokolwiek kalekimi narzędziami. Villon jest więc wymarzonym narzędziem w jego rękach. Nie chodzi tu bynajmniej o jakieś banalne tropienie herezji (jak odczyta tytułowe opowiadanie ateista) lecz o coś o wiele głębszego – o podnoszenie się z upadku. Także samego Villona.

Owszem, zbiór ten ma pewien słabszy moment – finalne opowiadanie jest ucięte, jakby Komuda znudził się nim i bohaterami. Z drugiej strony – i ono ma charakterystyczne piękno pozostałych. To i maestria językowa – wielkość Komudy wychodzi tu w każdym słowie.

To naprawdę jeden z najlepszych polskich pisarzy. Jutro opowiem Państwu do końca dlaczego. W międzyczasie jedyna ocena na jaką ten zbiór, mimo drobnej, finałowej wpadki, zasługuje.

6/6

Arkady Saulski

tytuł
tytuł

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych