CHESTERTONA Obrona Rozumu. Dobry projekt świata.

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Obrona rozumu” to ostatnia pozycja z czterotomowego cyklu esejów Chestertona, obejmująca lata 1930-1936. Jej lekturze towarzyszy, podobnie jak poprzednich, uczucie niezwykłego uniesienia duchowego i intelektualnego. Chesterton jak nikt inny patrzył na katolicyzm i konserwatyzm z chłopięcą fascynacją jako czymś wiecznie nowym, olśniewającym i inspirującym.

Alternatywy filozoficzne i duchowe to według niego herezje i ślepe uliczki, a w najlepszym razie półprawdy. Ponownie ten gigantyczny erudyta broni „prostaczków”, normalnych ludzi przed filozofiami wymyślonymi w salonach arystokratycznych, posuwa się nawet do tego, by władzę wykształconych nazwać „tyranią piśmiennej mniejszości nad niepiśmienną większością”. Inteligencja rzadko nosi „oświaty kaganek”, częściej ogłupia i wiedzie na manowce, kusząc np. obietnicą postępu.

Zresztą, Chesterton-konserwatysta nie jest przesadnym przeciwnikiem tegoż. Sam postęp jest ideą zachodnią, konfucjańskie Chiny mogły przez wieki obywać się bez niego i funkcjonować w idealnej harmonii. Chodzi o to, by postępowi nie towarzyszyła „filozofia chmury”, nieustannie zmieniającej swój kształt, a „filozofia drzewa”, które ma swoje centrum i swoje korzenie. Na szczęście jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że zachowaliśmy te „korzenie”, czyli ciągłość kulturową od starożytności. To średniowiecze zachowało greckich filozofów, a nawet – skandal! – grecką mitologię. Dla porównania, islam zniszczył własną „pogańską” przeszłość, a renesans, a zwłaszcza oświecenie chętnie wywaliłyby całe dziedzictwo średniowiecza, tego „porzuconego w połowie projektu”, jako zbędne i szkodliwe.

W tym tomie sporo uwagi Chesterton poświęca nazistowskim Niemcom, którzy, choć w latach trzydziestych ubiegłego wieku jeszcze nie kojarzyli się z ludobójstwem, to straszyli już Europę. Czasem ten „duch niemiecki” u Chestertona jest określany „duchem pruskim”, a „prusactwo” jest tu synonimem bezmyślnej dyscypliny, posłuszeństwa i braku wyobraźni. W jednym z esejów pada teza, że najgorsze polityczne zjawiska nowoczesności to dziedzictwo symbolicznego „paktu” Woltera i Fryderyka Wielkiego – ten pierwszy przetarł drogę rewolucji, ateizmowi i anarchii, drugi – neopogaństwu i rojeniom o potędze i tyranii. Niezbyt też się Chestertonowi podobała własna imperialno-kolonialna Anglia. Czuł się patriotą, ale nie lubił brytyjskiego imperializmu. Patriota powinien kochać własną – niechby i małą – ojczyznę, a nie marzyć o jej powiększaniu. Granice są dobre – między płciami, między rodzinami, między narodami. Ciekawe, że brama jest symbolem o wiele ciekawszym niż ściana i niż dziura w murze. Nawet taki drobiazg jak mówienie wszystkim na „ty” jest zatarciem granic, „dziurą w murze” wpuszczającą wszystkich i nowym, uboższym konwenansem.

tytuł
tytuł

Chesterton nie ma zbyt dobrego mniemania o kapitalizmie, centralizującym gospodarkę w rękach najbogatszych, choć przyznaje, że komunistyczna centralizacja w rękach państwa jest jeszcze gorsza. W średniowieczu żaden możnowładca nie był tak bogaty. Amerykańskie ideały (tak, ideały, a nie wady) ma za szkodliwe – czyli wyniesienie chciwości i egoizmu do rangi cnót. Całe szczęście, przyznaje, że zwyczajnym Amerykanom daleko do tegoż. Takim sprawiedliwym kapitalizmem byłby według Chestertona dystrybutywizm – pomysł może i słuszny, choć jeszcze nie przetestowany na większą skalę. Rzeczy istnieją po to, by je używać, a nie po to, by je sprzedawać.

Ponownie cieszą wzmianki o Polsce i Polakach (na tle Niemców wypadamy jako naród szlachetny). Chesterton woła o docenienie roli Bitwy Warszawskiej, nasz opór i starania o niepodległość postrzega jako zmagania heroiczne. A w naszym hymnie narodowym słyszy echo słów „Ja jestem Zmartwychwstaniem i Życiem”.

Piękna książka. Chesterton polemizuje (absolutnie bez „hejtu”, w sposób lekki, ale nie umizgując się do czytelnika, typowy „leming” może być jednak zbulwersowany) nie tylko z komunizmem i nazizmem, ale z buddyzmem, islamem, pacyfizmem, kapitalizmem, utopiami Wellsa…. Ze względu na swobodę życia i sprzeciw wobec „purytańskich fanaberii”, czyli zakazu np. alkoholu czy… fantazjowania (!) jedni uznaliby go za hedonistę i anarchistę, ale to uproszczenie, gdyż znajdziemy u niego gorące pochwały męczeństwa czy ofiary („potrzebę poświęcania tego, co najcenniejsze, rozumieli nawet poganie, składając ofiary ze zwierząt”). Jedni będą sądzić, że buja on w obłokach ze swoją pogardą dla tymczasowości, perspektywą metafizyczną i przekonaniem, że teoria jest ważniejsza od praktyki, drudzy, że kurczowo trzyma się tego, co przyziemne i już istniejące (pewnie za Rogerem Scrutonem, też brytyjskim konserwatystą, powtórzyłby, że „tradycja to taka innowacja, która się sprawdziła”). Trochę boimy się przyznawać do religii, by nie obrazić uczuć religijnych jakiegoś Nergala czy Środy – Chesterton dodaje nam odwagi. Ale niezgoda na niesprawiedliwość i konieczność „wojny filozoficznej” powinna być połączona z generalną akceptacją projektu świata – w głębi czujemy, że projekt ten jest dobry, tylko mocno popsuty.

Gilbert K. Chesterton, Obrona rozumu. Wybór publicystyki (1930-1936 oraz wydania późniejsze). Tłum. Jaga Rydzewska. Fronda, Warszawa 2014.

Sławomir Grabowski

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych