WHIPLASH. Krew na talerzu i sierżant z Full Metal Jacket. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nie podzielam peanów zachwytu nad nominowanym do pięciu Oscarów niezależnym filmem Damiena Chazelle. Owszem można pochwalić opowieść o starciu młodego muzyka z sadystycznym nauczycielem za nowatorską narracje w rytm jazzowego utworu. Bardzo dobrą rolę tworzy też J.K. Simmons, choć brak jej zniuansowania Roberta Duvalla z „Sędziego”. Cały film cierpi zresztą z powodu zbyt prostej puenty.

Zaledwie 29 letni reżyser Damien Chazelle pokazuje, że nie tylko jest to możliwe nakręcenie opowieści o grającym w czterech ścianach jazzowym bandzie, ale taka historia może przykuć do fotela. Opowieść o młodym i chorobliwie ambitnym perkusiście Andrew (Miles Teller), który pragnie zostać jednym z najlepszych muzyków jazzowych na świecie oraz jego nauczycielu Fletcherze (życiowa rola J.K. Simmonsa) to od pierwszej do ostatniej minuty elektryzujący pojedynek. Pojedynek będący nie mniej krwawy i wyniszczający psychicznie niż walka na ringu czy macie.

Chazelle, który rozwinął swoją krótkometrażówkę do pełnej fabuły, konstruuje swój film niczym jazzowy utwór ze zwolnieniami, przyspieszeniami, pauzami i niespodziewanymi twistami. Wszystko jest zaś pokazane w stylistyce filmów „indie” ( niespodziewany sukces filmu rozpoczął się notabene na festiwalu w Sundance). Taka narracja może się podobać z uwagi na jej oryginalność i nietuzinkowość. Jazzowy jest sam pojedynek Andrew z Fletcherem, który z bólu, cierpienia i czystej walki ma przejść w idealną harmonię.

I tutaj mam największy kłopot z polubieniem „Whiplash”. Zarówno uczeń i mistrz mają zwichrowane osobowości. Andrew za wszelką cenę pragnie być niczym Charlie Parke, serio wierząc w to, że będzie najlepszym na świecie perkusistą. Natomiast Fletcher to sadystyczny nauczyciel przechodzący płynnie od ojcowskiej troski do barbarzyńskiego dociskania podopiecznych. Chazelle stara się zniunasować nauczyciela, pokazując go zarówno w szaleńczej psychozie, jak i momencie załamania z powodu informacji o śmierci poprzedniego wychowanka. Nauczyciel-tyran ma jeden cel. Chce doprowadzić na skraj nowego ucznia, u którego zobaczył talent na miarę Parkera. W końcu słynny „Bird” też swego czasu dostał upokarzająco na scenie talerzem perkusyjnym od innego muzyka, co go ukształtowało na całe życie.

J.K. Simmons dowodzi, że ma potencjał by pokazać cały wachlarz emocjonalny swojej postaci, i zgłębić jej motywacje. Zabrakło w filmie dwóch, trzech scen, które by zbalansowały jego pełne furii i wymyślnych przekleństw wybuchy. Ostatecznie zostaje w głowie widza nowa wersja sierżanta Hartmana z „Full Metal Jacket” Kubricka, któremu przecież również leżało na sercu zrobienie z żołnierzy nadludzi. A jednak pozostał postacią groteskową. Choć Simmons bez wątpienia zagrał najlepszą rolę w karierze, to mam nadzieję, że nie wygra Oscara z Robertem Duvallem, który pokazał w filmie „Sędzia” jak dogłębnie zilustrować ekranowego potwora.

Spory niedosyt pozostawia natomiast postać Andrew. Ok., przyjmuję, że chłopak jest diabelnie ambitny i nie może znieść, iż sportowe sukcesy jego brata są bardziej podziwiane przy rodzinnym stole niż jego talent muzyczny. Chorobliwa ambicja zawodowa nie pozwala mu też budować relacji z otoczeniem i dziewczyną. Czy jednak jest on na tyle zaprogramowany na sukces artystyczny, że nie ma żadnych rozterek emocjonalnych? Choć zarysowana postać ojca muzyka, będącego niespełnionym pisarzem, to ostatecznie nie przeradza się w głębszą relacje. A ta mogłaby się objawić choćby w walce o dusze młodego muzyka dwóch dojrzałych facetów o diametralnie innej wizji czym jest sukces.

Razi też starcie muzycznych subtelności narracyjnych z prostym i zbyt banalnym, (notabene bardzo protestanckim) przesłaniem, mówiącym że tylko mordercza praca czyni mistrza. Nie jest to fałszywa teza, ale jazz to równie często „freestyle”, spontaniczna zabawa, miszmasz muzyczny, który tworzy geniuszy w zadymionych nocnych klubach. W „Whiplash” nie ma żadnej radości sztuki, która tutaj jest wytworem inżynierów. Zamiast celebrowania muzyki mamy za to wylaną z palców perkusisty krew na talerzu i krzyk sierżanta Fletchera. A przesłanie? Uzbrój się po zęby i walcz. Innymi słowy załóż „Full metal jacket”…

3/6

Łukasz Adamski

„Whiplash”, reż: Damien Chazelle, dystr: UIP

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych