MODEST MIDGET- rock progresywny tylko z nazwy. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Holenderski rock progresywny? To z reguły jest pewna gwarancja jakości. Nie od dziś wiadomo, że w kontynentalnej Europie tak na dobrą sprawę liczą się w tej dyscyplinie kraje skandynawskie, Polska i właśnie kraj tulipanów, wiatraków i coffee shopów. Zatrzęsienie tamtejszych zespołów (Leap Day, Mangrove, Flamborough Head, Silhouette, Odyssice, Trion) gra progres uładzony, z symfonicznym sznytem, osadzony w tradycji lat 80tych (czyli, dla uproszczenia: mocno zapatrzony we wczesny Marillion). Tymczasem dowodzony przez multiinstrumentalistę Lionela Ziblata zespół Modest Midget nie zamierza się podporządkować swojej ojczystej tradycji. Lubi mącić, co udowadnia na swoim drugim krążku „Crysis” Mamy do czynienia z artystami przekornymi, co sugeruje już nazwa formacji. Wyrobiony słuchacz progresu (co dopiero taki stary fetyszysta jak ja) od razu skojarzy, że ktoś tu chce nawiązać do legendy Gentle Giant – ale tylko w nazwie, muzycznie to zupełnie inna bajka niż słynni Brytyjczycy.

Kapela stawia na żywiołowość. Mimo bogactwa instrumentów (wszelakie dęciaki, akordeon, skrzypce, wiolonczela, obsługiwane przez licznych gości) udaje jej się uciec od symfonicznego patosu. Tuż po sennym intro atakuje słuchacza głupawym, wodewilowym motywem, który modulowany i przetwarzany rozwija się w dość długi instrumental „A Centurion’s Itchy Belly”. Na podobnym patencie oparte jest jeszcze „Flight Of The Cockroach” z drugiej połowy albumu. Co to ja mówiłem o gierkach słownych Ziblata? Teraz przekręcił po swojemu „Lot trzmiela”. Niemożliwy typ! Ale już „Rocky Valleys Of Dawn” to regularny power pop! Że Modest Midget lubią taką konwencję, przekonuje też przeróbka „Pretty Woman” Roya Orbisona. Inna sprawa, że w ich wykonaniu ten klasyczny rock’n roll brzmi jak jakaś przegięta melodia z kreskówki. Zaskoczeniem na pewno jest „Now, That We’re Here”, gdzie symfoniczny rock, taki klasycznie Genesisowy, miesza się ze znanymi już wodewilowymi przerywnikami. Jakby artyści dawali nam sygnał, że chcieliby być poważnym, nobliwym progrockowym składem, tylko naturę mają lekko zwichrowaną i im nie wychodzi. Ale przecież ballady „Praise The Day „ i „Gone Is” (naprawdę urocza!) są jak najbardziej na serio. Podobnie jak „Periscope Down”, przypominające taki bardziej elegancki pop z lat 80tych, coś w stylu 10CC czy Two. Najbliżej klasycznej, progresywnej symfoniki jest Ziblat w przejmującej, minorowej pieśni „Secret Lies” z naprawdę powalającym motywem gitary. Niestety, najdłuższa w stawce, siedmiominutowa kompozycja „Crysis (Awake Of The Sheep”)” nie wytrzymuje ciężaru bycia centralnym punktem albumu. Canto cały czas na jedno kopyto, nieco zbyt monotonne, choć już przełamujące je wstawki gitary i instrumentów dętych mają swój urok. Całkiem nieźle sprawdza się dość żywiołowy, mocno podlany gitarą finał „Birth”. I koniec albumu. A dla mnie początek dłuższej analizy, bo dawno mi się tyle sprzecznych wniosków nie kotłowało pod czaszką po przesłuchaniu płyty.

„Crysis” jest za co pochwalić i za co zganić i żeby biednemu recenzentowi było trudniej - te plusy dodatnie i plusy ujemne wychodzą gdzieś tak fifty-fifty. Zacznę od negatywów. Tu punkt pierwszy i najważniejszy – WOKAL. Ziblat jest śpiewakiem co najwyżej poprawnym. Jest w stanie udźwignąć linie melodyczne (bo przecież sam je dla siebie stworzył), ale charyzma, przekaz emocjonalny – nie najlepiej z tym. Rozumiem, że Modest Midget to jego autorski projekt, ale zatrudnienie innego wokalisty tylko by pomogło. Kwestia druga – sama konwencja. Rock progresywny wiadomo, sztuka wysoka, „ą ę ” i w ogóle, ale po co pchać się w niego na siłę? Pan Ziblat – tu przechodzimy do pochwał - jest naprawdę zdolnym twórcą piosenek, melodie na „Crysis” naprawdę mogą się podobać, ale doprawianie ich progresywnym sztafażem w tym konkretnym wypadku jest dla mnie zbędne. Dlaczego? Bo jest na siłę. Nie ma tu jakiejś formalnej komplikacji, zabawy metrum, zmiennych suit – to dla Holendra za duże buty. Tu i tam doda jakiś aranżacyjny zabieg a’la lata 70te i każe słuchaczowi wierzyć, ze to już jest progres. Chyba temu samemu służy ten obłąkańczy wodewil, którymi Modest Midget chwilami nas atakuje.

Panowie, nie idźcie tą drogą! Proponuję zmienić specjalizację na pop rocka – tu macie spore zadatki. Pod warunkiem wszakże, że ktoś inny będzie stał za mikrofonem.

Płyta, gdzie perełki trzeba wyciągać z warstwy mułu.

3,5/5

Paweł Tryba

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych