SROKOWSKI: Rozmowa Piękna z Prawdą. “Return to the Voice” Teatru Pieśni Kozła

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
M. Bral
M. Bral

Gdyby ktoś poszukiwał istoty sztuki, jej uniwersalnego rdzenia, najgłębszych pokładów piękna, z pewnością musiałby odbyć długą podróż przez epoki i nie doszedłby szybko do źródeł. Bowiem nie jest rzeczą prostą wskazać dzieło, wiersz, spektakl teatralny, pieśń, czy rzeźbę, zjawisko estetyczne, które nie odwoływałoby się do jakiejś myśli, idei, czy systemu wartości, a byłoby samo w sobie myślą, ideą, systemem wartości. Brzmi to być może paradoksalnie, ale człowiek nieustannie poszukuje jakiegoś ideału. Ten, kto nie jest uwikłany w  gry polityczne, społeczne, czy ideologiczne, marzy o pięknie samym w sobie, o sztuce, która nie służyłaby niczemu innemu tylko radości przeżywania jedynego i jakby ostatecznego aktu twórczego, a nie jego różnorakich utajonych powikłań i zobowiązań środowiskowych. George Steiner nawet powiada: „(…)twórczość najwyższego lotu ma sama z siebie skłonność ku nierozumowi”, a więc ku przeżywaniu, emocjom, uczuciom, nastrojom, a nie – mówiąc skrótowo- konstrukcjom logicznym i strukturom umysłowym.

Być może  o czymś takim marzyli i w tym kierunku szli twórcy widowiska, może przedstawienia albo koncertu, sam nie wiem jak to nazwać, dzieła określonego: „Return to the Voice” w wykonaniu aktorów wrocławskiego Teatru Pieśni Kozła,  w każdym razie szli w kierunku czegoś oryginalnego, wyjątkowego i niepowtarzalnego, a na naszym polskim gruncie wręcz unikalnego.

tytuł
tytuł

Teatr to już wielce zasłużony dla polskiej i światowej kultury. Niemal od dwudziestu lat konsekwentnie i z uporem zmierzający ku wizji sztuki uniwersalnej, najgłębiej zakorzenionej w doświadczeniach europejskich, którą w równej mierze zachwycaliby się Polacy, Francuzi, Anglicy, Niemcy, jak i Japończycy, Chińczycy, czy Amerykanie. I wydaje się, że z coraz większym sukcesem zamierzenie to udaje mu się realizować. Jednak powstaje w tym momencie ważne pytanie. Czy może istnieć jakiekolwiek dzieło sztuki, które nie odsłaniałoby społecznej rzeczywistości, czy choćby indywidualnego ludzkiego losu? Nie znam takiego dzieła. We wszystkim, cokolwiek czynimy, zawiera się jakiś społeczny, historyczny lub filozoficzny kontekst. Steiner powiedziałby: „Dziejom człowieka, obojętnie, czy żył w plemieniu, czy w metropolii, niezmiennie towarzyszą gwałt, przemoc, wyzysk i ucisk społeczny(…).I jak dodałby wielki filozof niemiecki, Hans Georg Gadamer „To, co dzieje się w dziele sztuki, jest przykładem tego, co wszyscy czynimy, istniejąc: przykładem nieustannej budowy świata. Dzieło sztuki stoi w środku rozpadającego się zwykłego nam i swojskiego świata, jako rękojmia porządku”.

Nie ma więc sztuki samej w sobie. Sztuka wytwarza i porządkuje wedle własnych reguł świat stworzony w swojej głębi. Dlatego, znów powołajmy się  na Gadamera, który twierdzi: „Wszystkie wysiłki ocalenia i zachowania, na których wspiera się ludzka kultura, czerpią siłę z przykładu, jakie daje dzieło artysty i doświadczenie sztuki: porządkowania wciąż na nowo tego, co nam się rozpada”.

Interesujące jest na tym tle pragnienie twórców „Returnu…” zmierzające do uporządkowania na nowo doświadczeń starych, archaicznych kultur z zamysłem, jak sądzę, by pokazać, iż w całym ładzie świata, piękno, a więc symetria, proporcje, harmonia są nieprzemijające, wieczne, czyli nieskończone. Moglibyśmy powiedzieć za Simone Weil, że istnieje coś takiego, jak „wcielenie Boga w świat, a piękno jest Jego znakiem”, albo jakby wyznał Tomasz z Akwinu: „Piękno polega na właściwej proporcji i blasku”, czy Fiodor Dostojewski: „Piękno zbawia świat”. Trzymając się też sentencji Oskara Wilda, który wyrzekł, że: „Tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna”, trzeba z całą stanowczością powiedzieć, że Teatr Pieśń Kozła założony w 1996 r. przez Grzegorza Brala i Annę Zubrzycką, realizuje te postulaty – bez względu na prywatne przekonania i światopoglądowe reżysera, do czego jeszcze powrócę - z uporem godnym szacunku i najwyższego podziwu. Dzięki temu zdobył już sobie na świecie międzynarodowe uznanie za nowatorskie, oryginalne kompozycje.

tytuł
tytuł

Premiera nowego spektaklu z końca 2014 r. w kościele Marii Magdaleny we Wrocławiu z całą pewnością potwierdza opinie światowej krytyki, iż mamy do czynienia nie tylko z teatrem unikalnym, ale przede wszystkim z teatrem bogatym duchowo, żywo reagującym na zmieniające się systemy wartości, zdającym się mówić, iż w pogoni za pieniądzem i sławą, nie wolno utracić wiary w sens mądrości i piękna, które właśnie w widowisku -koncercie prowadzą dramatyczny dialog, a może lepiej powiedzieć, spór o istocie ludzkiej egzystencji.

Już wprawdzie przed Teatrem Pieśni Kozła najwięksi reżyserzy i artyści świata, Brook, Grotowski i Artaud poszukiwali znaków orientacyjnych dla swojej sztuki w archaicznej przeszłości, ale żaden z nich nie znalazł tak przekonującej i wiernej pięknu, estetycznej wykładni dla własnego dzieła. Twórcy z Wrocławia wybrali się po inspirację dla swojego koncertu aż do Szkocji i weszli w głąb historii, by wydobyć na wierzch ukryte w mroku czasów skarby. Natchnieni przez pisane w starym języku gaelickim lamenty i psalmy, litanie i epigramy,  a także pieśni, które śpiewali niegdysiejsi wygnańcy ze swojej szkockiej ziemi, natchnieni więc przez autentyczne, pełne drapieżnej, traumatycznej mistyki teksty opiewające samotność, miłość, ból i cierpienie wygnanego i prześladowanego religijnie ludu, głodnego i przerażonego, skomponowali spektakl, który poraził słuchaczy swoją doskonałością, zachwycił urodą i zdumiał precyzyjną strukturą i niepojęcie ekspresyjną architekturą piękna.

Sztuka, która wydaje się nie mieć zintegrowanej fabuły, ale przecież niewolna od opowieści, składająca się jakby z kolejnych poematów, przedstawia świat, który odszedł, ale ożywiony przez kulturę, na nowo objawia się w całym swoim nowatorskim wcieleniu.

Na ziemi szkockiej już od V w. przed Chrystusem zmagały się ze sobą odmienne style życia i różne systemy wartości, choćby takich ludów jak Celtowie, Normanowie, Rzymianie, czy Anglowie. A kiedy terytorium to ostatecznie opanowali Anglicy, Szkoci się nigdy z tym faktem nie pogodzili. I ich historia to wielowiekowa historia walk o wolność  i suwerenność ojczyzny, naznaczona nieszczęściami, dramatami, walkami, strachem i bólem. Musiały się więc w niej zapisać też strofy poetyckie, wyznania epickie i frazy muzyczne. I to w języku dla nas całkowicie nieznanym, obcym i trudnym do zrozumienia.

Kiedy znalazły one nowych wykonawców, walory muzyczne, wokalne i chóralne tak mocno zawładnęły wyobraźnią, oczarowały talentami aktorskimi i pięknymi głosami, iż słuchacze nie przywiązywali już większego znaczenia do ich literackiego sensu, wymowy społecznej, politycznej, czy religijnej, tylko chłonęli z najwyższą uwagą i fascynacją. Nieważne więc stało się to, czy słyszymy legendę o klasztorze z Deer i nadaniach ziemi oraz grabieży skarbów, balladę opiewającą flotę wielkiego wodza szkockiego, pieśń góralskich pasterzy, mówiącą o zmaganiach z naturą, czy modlitwę Johna Knoxa albo liturgię Psalmów Dwida, czy nic z tych rzeczy, ważne stało się wspólne przeżywanie wielkiej muzycznej liturgii, która całkowicie zawładnęła uwagą słuchaczy.

Być może, gdybyśmy się dobrze wsłuchali, usłyszelibyśmy zgrzyty szabel  i trzask broni z powstań jakobickich, a może też tęskne melodie, pieśni, ballady, psalmy, czy lamentacje wywodzące się z brzmień wciąż mało znanych w naszej kulturze instrumentów muzycznych, takich jak kobza, róg i ligawka, której niski, głęboki dźwięk, jak powiadają znawcy, przypominają Sąd Ostateczny.

tytuł
tytuł

Tak, czy inaczej, artyści Teatru Pieśni Kozła dotarli do starych, archaicznych materiałów, które na nowo opracował dla wielogłosowego, dwunastoosobowego zespołu aktorskiego Maciej Rychły, porządkując trudny do artykulacji gaelicki język w ten sposób, że otrzymaliśmy, jak powiadają organizatorzy, widowisko z pogranicza spektaklu teatralnego i koncertu muzyki oratoryjnej, w którym czuje się historię szkockiego męczeństwa i dramat wypędzenia. Wykonawców zaintrygowały gaelickie lamenty, pieśni żalu i przerażenia, którym dali nadspodziewanie atrakcyjny i ekspresyjny wyraz.

Trzeba było widzieć ten teatr życia, owo misterium zmagań i walk, narastanie i opadanie napięcia, dialog mądrości i goryczy, spór piękna i prawdy, gdy coraz to nowi aktorzy prezentowali swoje racje. Toczył się wielki bój  o świat wolny od przemocy i strachu. Niesamowite wrażenie robiły występy solowe, które po chwili przeradzały się w wielką lamentację i skargę niosącą się przez zastygłe z wrażenia umysły. Słyszeliśmy nie tylko unikalne wibracji dźwięków, w których odradzały się dalekie odgłosy oceanicznych wichrów, ptasich śpiewów, czy tajemniczych łkań idących z wnętrza ziemi, jakby kosmos szukał porozumienia z nową cywilizacją. Coraz to nowsze tonacje i barwy głosu, coraz przenikliwsze i doskonalsze brzmienia, coraz bardziej narastająca dramaturgia śmierci, to nic innego, tylko wielki, wielogłosowy znak sztuki, która nie chce się poddać tyranii banału i trywializacji codzienności. Doczekaliśmy się dzieła, którego echa będą pobrzmiewały jeszcze przez długie lata na wszystkich kontynentach świata.

I na koniec kamyczek do bezzasadnej i niepotrzebnej deklaracji ideologicznej reżysera sztuki,
Grzegorza Brala, świetnego przecież reżysera i dyrektora teatru, człowieka rozumnego, ale poddającego się tym razem modnym trendom masowej kultury, który bezsensownie rzucił dziennikarzom na żer takie oto zdanie: „Duży wpływ miały ( na mnie- St. S.) Gardzienice, a wcześniej mój ojciec, który w latach 70. został ateistą. Powiedział mi wtedy: „Dam ci do ręki potężne narzędzie - możliwość wyboru”(…). Możliwość wyboru wpływa na to, że chcemy się uczyć, zamiast narzucać nasze zdanie innym(…). Gdybym był jednego wyznania, siłą rzeczy musiałbym odrzucać inne. A tak mam łatwość otwierania się na to, jak myślą inni”( wywiad dla Anny S. Dębowskiej „ Wyborcza.pl”). Żenujące intelektualnie wyznanie, bez żadnego logicznego uzasadnienia, kładące się smutnym cieniem na pięknej artystycznej drodze wybitnego twórcy, jakby reżyser nie rozumiał, że największe dzieła świata tworzyli ludzie głęboko zanurzeni w wierze i aurze metafizycznej,  i wcale nie musieli nikomu niczego narzucać siłą. Idea twórczości sama z siebie zakłada bezgraniczną wolność, suwerenność  i odpowiedzialność, która to odpowiedzialność jest jedynym ograniczeniem, ale poważny świat sztuki bez niej nie może istnieć.

Stanisław Srokowski

www.srokowski.art.pl

Wszystkie zdjęcia:M. Bral

_Reżyseria: Grzegorz Bral . Muzyk/Kompozytor: Maciej Rychły, Jean Claude Acquaviva Kierownictwo muzyczne: Kacper Kuszewski . Międzynarodowa obsada: Anna Maria Jopek, Emma Bonnici, Henry McGrath, Ilenia Cipollari, Julianna Bloodgood, Kacper Kuszewski, Łukasz Wójcik, Maria Sendow, Monika Dryl, Paolo Garghentino, Rafał Habel, Christopher Sivertsen.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych