Zaskakujący powrót D’Angelo i formacji The Vanguard z nową płytą. Muzyk zaskoczył premierą nowej, trzeciej płyty studyjnej zatytułowanej "Black Messiah" nagranej z formacją The Vanguard. Jest to długo (ponad 14 lat!) wyczekiwana kontynuacja jego krążka "Voodoo".
Zwiastunem "Black Messiah" była kompozycja "1000 Deaths", która idealnie oddaje temat przewodni płyty – przejmujący komentarz do sytuacji w jakiej obecnie znajduje się świat. Utwór jest porażający pozornym chaosem - crossover funk, soul i jazz - w które wplecione jest przemówienie Malcolma X. Przekaz pompowany mocnym basem, który zupełnie nie sugeruje, że dalej na płycie może być łagodniej. Jednak "1000 Deaths" wpisany jest w modlitwę, wskazanie celu i płacz na temat życia. Muzyczny żywioł, jaki można sobie wyobrazić poprzez połączenie Prince'a i Maxwella.
Płyta pojawiała się w sprzedaży cyfrowej w grudniu 2014 roku, ale fizycznie na płycie CD ukaże się 13 stycznia a na winylu (LP) 10 lutego. Promuje ją na nowo nagrana, studyjna wersja znanego już z repertuaru D’Angelo utworu "Really Love”. W kompozycji D'Angelo porusza temat trudnej miłości własnej i dochodzi do zrozumienia własnych wad.
Album "Black Messiah" powstawał prawie półtorej dekady. Znalazło się na nim 12 utworów z ponadczasową muzyką i niby prowokującymi tekstami. Materiał jest metaforyczny - porusza się na granicy religijności, rasowych różnic, politycznych odniesień i społecznych ograniczeń. Sporo też autobiograficznych odniesień. Oprócz The Vanguard, D’Angelo wsparli również Pino Palladino, James Gadson i Questlove. Wszystkie teksty napisał D’Angelo, w części z nich wsparli go dodatkowo Q-Tip oraz Kendra Foster. Album nagrano, zmiksowano I wyprodukowano oldskulową metodą analogową.
Black Messiah ("Czarny Mesjasz") świetny tytuł dla płyty. Nietrudno go jednak źle zinterpretować. Wiele osób pomyśli, że chodzi o religię. Niektórzy dojdą do wniosku, że to ja nazywam się wręcz Czarnym Mesjaszem. A tak naprawdę tytuł ten traktuje o nas wszystkich. Mówi o celach, jakie sobie obieramy. Każdy powinien dążyć do stania się Czarnym Mesjaszem. Ludzie dorastający w Ferguson i w Egipcie, uczestniczących w ruchu Occupy Wall Street i wszystkich tych miejscach, gdzie społeczność ma dość i podejmuje działania na rzecz zmian. Nie chodzi o wychwalanie jednego charyzmatycznego lidera, ale uznanie tysięcy takich osób. Czarny Mesjasz nie jest jednym człowiekiem. To uczucie, że wszyscy wspólnie jesteśmy u sterów
- powiedział D’Angelo o płycie.
Kompozycja "Prayer" jest z jednej strony modlitwą o zbawienie i krzykiem do Boga o ratunek ( "Zachowaj mnie od pokus, zbaw nas ode złego" ), z drugiej zdaniem sobie sprawy z faktu, że człowiek sam sobie z pokusami nie poradzi, a szatan, który trzyma się nogi, jak rzep, będzie się starał bardzo skrzywdzić. Jest jednak nadzieja - miłość...
Choć D'Angelo dystansuje się od religijnych odniesień, to jest ich na płycie sporo. Poprzednia płyta swoim tytułem "Voodoo" dawała skojarzenia z szamaństwem ( co miało swoje podstawy ), a późniejszy życiorys Michael'a Eugene Archer'a, bo takie jest właściwe nazwisko muzyka, ukazał wiele negatywów życia w celbryckim świecie ( alkohol, narkotyki, seksoholizm, więzienie, etc.). Sfera duchowa została zdominowana przez wspomnienie demonów, z którymi zetknął się w dzieciństwie będąc świadkiem wypędzania złego ducha z kobiety przez swojego dziadka podczas nabożeństwa w zborze Zielonoświątkowców. Doświadczenie to zdominowało jego postrzeganie rzeczywistości i choć był także świadkiem wylania Ducha Świętego na swojego, wówczas, 9-letniego brata, to nie chrześcijański wymiar tego wydarzenia wywarł na niego wpływ, a tylko rytualny charakter całej sytuacji. Przyczyniło się do tego surowe wychowanie ojca, pastora w Kościele Zielonoświątkowym, wypaczające postrzeganie chrześcijańskiej wspólnoty. Eliminowany był społeczny aspekt życia we wspólnocie, a gloryfikowany mistycyzm. Stąd świat duchowy zaczął się u D'Angelo mieszać - szamanizm wcale nie zaczął być czymś przeciwstawnym do chrześcijaństwa, stworzyła się swoista, charakterystyczna dla sceny nowoorleańskiej duchowo-muzyczna efemeryda.
D’Angelo zadebiutował w 1995 krążkiem “Brown Sugar”, którym wywarł ogromny wpływ na współczesne brzmienie muzyki soul (w tym hity: “Lady”, “Cruisin”). W swojej dyskografii ma jeszcze płytę “Live at the Jazz Café”(2000) oraz kultowy album “Voodoo” z singlem "Untitled (How Does It Feel)" (hołd dla Prince’a), który trafił na czołowe miejsca list przebojów i uhonorowany został nagrodą Grammy w kategorii Best Male R&B Vocal Performance.
D'Angelo podziwiany jest za muzyczną szczerość, za ukłon w stronę Prince'a i Marvin Gaye'a. To jeden z najważniejszych głosów w ruchu neo-soul w swoich sennych, melodyjnych piosenkach, wypełnionych buczącą partią klawiatury i różnorodnością lirycznych odniesień. Przywrócił soul do Billboard Top 100 i wpłynął na białych artystów, jak Justin Timberlake.
Pomijając zawiłe koleje losu D'Angelo, trzeba przyznać, że muzykowi udaje się utrzymać pewien rodzaj mitycznej jakości. Nie spieszy się z produkcją swoich albumów, przez co jest w stanie utrzymać wysoką jakość pracy, by w chwili wydania nowej płyty podnieść do maksimum muzyczną ekscytację. Nie każdemu musi podobać się ten rodzaj soulu, gdyż jest cięższy i trudniejszy niż to było w przeszłości - to poziom wyżej, w wyższe sfery R&B i soul, który jednak zmusi krytyków muzycznych i fanów do przewartościowania swojego płytowego TOP za miniony rok. Inaczej być nie może.
GK / SMP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/253060-dangelo-kazdy-powinien-dazyc-do-stania-sie-czarnym-mesjaszem