„Drach” to powieść cokolwiek dziwna. Nie – nie dziwna w charakterystyczny dla Twardocha sposób. Dziwna, bo nierówna. I naprawdę poziomem odstępująca od „Morfiny” czy arcy-genialnego „Wiecznego Grunwaldu”. Choć niezła.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:TWARDOCH i jego DRACH.Powieść arcyludzka
„Wieczny Grunwald”, o czym już wielokrotnie mówiłem, jest jedną z najlepszych powieści w historii polskiej literatury. „Morfina” także jest wyborna, choć za mocno powtarza pewne klisze z „…Grunwaldu”, wydłuża je, przez co staje się w jakimś stopniu uboższą intelektualnie i literacko wersją genialnej książki.
Twardoch więc odchodzi i wraca zarazem do kilku wątków. W efekcie mamy najbardziej śląską z jego powieści od czasu „Epifanii Wikarego Trzaski” jednak wciąż nie mówiącą nam o Śląsku tak naprawdę nic konkretnego.
Kim jest Drach? Drach jest ziemią, jest Ziemią, jest też, chyba, bogiem. Czy Bogiem jedynym, czy jakimś kolejnym mrocznym bożkiem z twardochowej, hinduistycznej w duchu mitologii – tego nie wiemy i wiedzieć zapewne nie mamy. Drach obserwuje banalne w gruncie rzeczy opowieści ludzkie i opisuje nam je wszystkie naraz, te dawne, te nowe, każde.
O czym jest powieść? Właśnie w tym sęk, że o niczym. Twardoch z jednej strony opisuje banalność ludzkiego istnienia, z drugiej w warstwie narracyjnej co chwila przypomina nam o jego banalności co ma w zasadzie nadawać opisowi pazur nihilizmu, jednak staje się pewną męczącą powtarzalnością. Bo jest to męcząca powieść, choć nie w sposób w jaki męczący na przykład był zbiór „Tak jest dobrze”. Tam męcząca była treść opowiadań, z których każde traktowało w jakiś sposób o cielesności, czyniąc z niej oś fabuły i niejednokrotnie zręb męczącej obrzydliwości. Były to jednak teksty genialne, bo po pierwsze – trudne językowo a po drugie – ciężkie w odbiorze. „Drach” taki nie jest. Gdzieś umknęła literacka maestria Twardocha, który w dwóch zdaniach przenosił nasze umysły, zamiast tego mamy męczącą, powtarzalną narrację, która nie jest tyle wyzwaniem co ciosaniem kamieni. Narracja rozwarstwia się, Twardoch – Drach opisują losy wielu postaci naraz co dobrze sprawdzało się w „Morfinie” lecz tutaj sprawia wrażenie zapychacza. Owszem, narracja ma momenty gdy wraca do Twardocha rys genialności (cała sekwencja wspomnień Józefa Magnora z okresu I wojny światowej to popis kunsztu autora) jednak w większej części po prostu męczy ten bełkot. Czy był to efekt zamierzony? Może. Ale czyni lekturę trudną. I to nie z tych powodów co zwykle.
Ale przejdźmy do rzeczy wielkich. Twardoch czyni z opowieści pomieszanie wielu wątków, które dzieją się naraz. Bo Drach, tak jak Pan Bóg, nie postrzega czasu w kategorii przeszłości, przyszłości i teraźniejszości, lecz jako jedną całość. W efekcie losy bohaterów obserwujemy jednocześnie i jest to istotnie zabieg znakomity, gdybyż tylko w jego odbiorze nie przeszkadzała męcząca narracja.
Mam nieodparte wrażenie, że Twardoch w „Drachu” łapie sto srok za ogony. Jest to i opowieść o losie ludzkim o historia wojny, i szczypta Śląska, i nieco mitologii, i dramatu rodzinnego, i tak naprawdę nic z niczego tu nie wynika i donikąd prowadzi. Tak ja wiem, że o to chodzi, że to ma być chyba ów nihilizm Dracha, który nie potrafi z emocjami opisać czegokolwiek bo emocji nie posiada, ale jednak wypada to niesłychanie sztucznie. Jeśli „Drach” miałby sobą coś reprezentować to powinien być, naprawdę, trzykrotnie grubszy. Być może wtedy wydobyłby z siebie coś więcej.
A tak mamy tylko powieść dobrą. Nie złą, ale o wiele, o wiele słabszą od genialnego „Wiecznego Grunwaldu” i znakomitej „Morfiny”. Inny pisarz by się ucieszył, ale dla Twardocha to jednak spadek ze zbyt wysokiego konia.
3,5/6
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252990-kleska-dracha-twardocha-powiesc-tylko-niezla
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.