Idealnie udało się twórcom połączyć fenomenalne efekty specjalne ze stylistyką found footage. Choć można mieć pewne zastrzeżenia co do stereotypowości głównych postaci, to „Epicentrum” jest odświeżonym katastroficznym kinem, które bardzo przyjemnie się ogląda.
Choć widzieliśmy już spektakularne wizje tornado choćby w „Twisterze”, to nigdy filmowcy tak realistycznie nie wprowadzili nas do samego centrum żywiołu. Steven Quale, który wychował się filmowo przy Jamesie Cameronie rezygnuje jednak z klasycznego, rozdętego kina katastroficznego, na rzecz klimatu rodem z „Projekt: Monster”. Jednak tym razem mamy do czynienia z historią do bólu realistyczną, bowiem żywcem wyjętą z dokumentalnych programów „łowców burz”, które masowo są publikowane przez filmowe ekipy na YoutTube.
Jedną z takich ekip jest poruszająca się opancerzonym niczym czołg samochodem załoga kierowana przez ambitnego Pete’a ( Matt Walsh) i meteorolog Allison (Sarah Wayne Callies). Pete jest wygłodniałym sukcesu filmowcem i czeka na możliwość nakręcenia tornado z samego jego wnętrza. Allison to typowy naukowiec i matka samotnie wychowująca 5 letnią córeczkę, ubolewająca, że zbyt wiele czasu poświęca śmiertelnie niebezpiecznej pracy. Dostanie taką szansę w miasteczku Silverton, gdzie z najmocniejszym w dziejach USA tornado przyjdzie walczyć wicedyrektorowi liceum (Richard Armitrage) i jego dwóm nastoletnim synom (Nathan Kress i Max Deacon).
Można narzekać, że twórcy nie pogłębili psychologicznie głównych bohaterów filmu, i naszkicowali ich zbyt schematycznie. Choć w dobrym kinie katastroficznym nie zawsze jednostka musi być najistotniejszą częścią historii, to opakowanie filmu w gatunek „found footage” do czegoś zobowiązuje. Skoro imitacja prawdziwych nagrań z amatorskich kamer ma przybliżać widza do głównych postaci, warto by wzbudzały one głębsze emocje. W takim kinie to nie sama katastrofa naturalna ma przerażać, ale nośnikiem dramatu powinny być konkretne osoby, z którymi można się utożsamić. Tak było choćby w znakomitym „Niemożliwe”, choć trzeba oddać twórcom tego filmu, że nie aspirują do kina tak emocjonalnie zaangażowanego.
Niemniej jednak proszę nie traktować tej uwagi jako jakiś wielki zarzut do „Epicentrum”. Film Qualea jest o wiele lepszy niż się można tego spodziewać. To rasowe, zapierające momentami dech w piersiach kino katastroficzne, mające na celu zapewnić nam 90 minut czystej rozrywki. Historia zabójczego tornado jest na tyle realistyczna, że pozwala siedząc wygodnie w fotelu poczuć siłę natury, której nie jest w stanie powstrzymać najbardziej zaawansowana technika. „Mam nadzieję, że kiedy widzowie obejrzą ten film, będą pod wrażeniem potęgi Matki Natury”- mówił przed premierą reżyser. Jeżeli to było główne zamierzenie twórców, to można „Epicentrum” nazwać filmem więcej niż udanym.
4/6
Łukasz Adamski
„Epicentrum”, reż: Steven Quale, dystr. Galapagos
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252854-epicentrum-tornado-od-kuchni-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.