W libertariańskim „South Parku”
maestro
szyderstwa Eric Cartman
mówi, że wszystkie niezależne filmy to
„czarno-białe opowieści o kowbojach gejach
jedzących pudding”. Choć dwa lata po
tych słowach rzeczywiście powstał pamiętny
słynny film Anga Lee o kowbojach gejach, to
dopiero kanadyjski „Tom” obrazuje w pełni
tego słowa tego wrednego grubaska. Mający od
pierwszego filmu narcystyczne ciągotki
25-letni Xavier Dolan tym razem przedawkowuje
samego siebie. Już nawet nie chodzi
o to, że Dolan gra główną rolę i z pietyzmem
filmuje swoją cierpiętniczą twarz. Pretensjonalność
każdego elementu „Toma” przebija
nawet „W imię…” Małgośki Szumowskiej.
Młody hipster Tom (Dolan) przyjeżdża na farmę do rodziny swojego kochanka, który umiera w niewyjaśnionych okolicznościach. Gej na wsi? To może oznaczać tylko jedno. Pełna hipokryzji i trupów w szafie rodzina, nietolerancyjna prowincja i on – wrażliwy homoseksualista z blond czupryną ułożoną „na mokrą Włoszkę”. Tom oficjalnie pojawia się w domu matki kochanka Agathy (Lise Roy) jako przyjaciel jego syna. Brutalny brat Francis (Pierre-Yves Cardinal) pilnuje, by pogrążona w bólu matka nie dowiedziała się orientacji seksualnej utraconego dziecka. Francis to oczywiście klasyczny kryptogej ukrywający swoją orientację pod maską homofobii.
Zmęczony życiem na farmie i opiekowaniem się matką chciałby rozwinąć skrzydła jak jego brat. Przelewa więc nienawiść na Toma, który symbolizuje inny, „lepszy świat”. Między mężczyznami zaczyna jednak coś iskrzyć. W końcu – uwaga: to nie mój „zacofany” żart – ich obopólna fascynacja objawia się w tańczonym przez nich tangu, które zakończone jest zwolnionym tempem i niemal pocałunkiem wyjętym z „Kiedy Harry poznał Sally”. Taniec w stodole jest równie „symboliczny”, co powrót do „pierwotnych instynktów” na polu kukurydzy u Szumowskiej, gdzie gejowska para (Andrzej Chyra i Mateusz Kościukiewicz) naśladuje zwierzęta. Szkoda, że to symboliczne ukazanie dogmatu o wrodzoności homoseksualizmu jest ciosane grubiej niż humor Marii Czubaszek.
„Tom” nie irytuje tylko dlatego, że jest ckliwą, napuszoną i momentami kiczowatą „gay love story”. W przeciwieństwie do takich perełek jak „Tajemnica Brokeback Mountain” czy „Liberace” to film chaotyczny i nierówny. Dolan miota się między różnymi gatunkami (z thrillerem włącznie), które mogą się sprawdzić jako gatunkowy miszmasz, ale tylko w przypadku jakiejś dawki autoironii. Główną słabością tego obrazu jest właśnie rozdęte i frustrujące lewicowe napuszenie. Poszczególne klocki tej historii do siebie nie pasują i trzeszczą tak mocno, że powodują ból. Szczytem kiczu jest goniący Toma w ciemnym lesie Francis, którzy ze łzami w oczach krzyczy: „Potrzebuję cię!”, czy roztrzęsiona matka śmiejąca się nienaturalnie z homofobicznego żartu tego samego syna. Dolan miał zrobić film o mrokach żałoby, a wyszła mu łopatologiczna gejowska pogadanka. Cóż, Cartman miał prawie rację. Zamiast tęczowych kowbojów pudding jedzą gejowscy farmerzy.
2/6
Łukasz Adamski
„Tom”, reż. Xavier Dolan. Film dostępny na HBO Go oraz w telewizji Cinemax
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252804-tom-czyli-gejowscy-farmerzy-jedza-pudding-recenzja?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.