NOVEMBER MAN. Miał być sojusz, wyszedł Sojuz. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

63-letni Pierce Brosnan pewnie pozazdrościł kolegom z „Niezniszczalnych” ról emerytów-zakapiorów i stwierdził, że on też tak potrafi. Thriller szpiegowski „November Man” nie jest co prawda do tego stopnia komiksowo przerysowany, ale obfituje w całkiem pokaźną ilość strzelanin, pościgów i trupów, a grany przez ex-Bonda Peter Deveraux pokazuje, co potrafi – rusza za nim FSB i CIA, a on wdaje się w ciągłe strzelaniny i biega po zatłoczonym Belgradzie.

Ściga go też rosyjska garbonosa zabójczyni Alexa (Amila Terzimehic), a nawet były wspólnik-uczeń David Mason (Luke Bracey). Za to powierniczką jest, a jakże, „dziewczyna Bonda”, Alice Fournier (Olga Kurylenko). Obok przewidywalnie ciążącej w stronę romansu relacji z ową panną ciekawsza jest więź ze wspomnianym byłym uczniem. Nieźle ukazane są ich relacje – na poły przyjaciele, na poły wrogowie, mający do siebie słuszne pretensje i stojący po przeciwnych stronach barykady. Do końca nie wiemy, co weźmie górę – żądza zemsty? przyjaźń? posłuszeństwo wobec przełożonych? Ciekawa jest też postać dziewczyny, nieletniej seksualnej niewolnicy przyszłego prezydenta Rosji, Fedorova, która, gdy dorasta, w celu pokonania zespołu stresu pourazowego zamienia się w chodzącą zemstę... Co prawda daleko jej do zdecydowania bohaterki „Kill Bill”, ale to może dla dodania psychologicznej wiarygodności...

Pozostałe postaci są bardziej sztampowe – szefostwo z CIA musi być obowiązkowo skorumpowane, co odkryjemy w finale nie bez podsuwanych nam fałszywych tropów, a towarzyszka bohatera okaże się nie tylko sierotką wymagającą opieki, ale i sama pokaże pazurki. Natomiast zabójczyni Alexa, cóż... killerzy u Bonda też musieli być wyłącznie odpowiednio malowniczymi maszynkami do zabijania, tu jest podobnie.

Akcja toczy się w większości w roku 2013, ale powieść Billa Grangera „There Are No Spies”, której film jest adaptacją, pochodzi z 1987 roku. Niemniej pojawiają się tu drony i komórki jako dość istotne rekwizyty, dodano też wojnę czeczeńską – zatem powieść musiano mocno uwspółcześnić. Film można postrzegać także jako „political fiction” opowiadające o fikcyjnym rosyjskim prezydencie Fedorowie (bardzo antypatyczna postać, rodem z jakiegoś Sin City czy Gotham). Co ciekawe, do filmu przemycona jest też znana z pozafilmowej rzeczywistości „spiskowa teoria dziejów” czyli geneza wojny czeczeńskiej, za którą „rzekomo” stali Rosjanie – jak wiemy z ustaleń Aleksandra Litwinienki, żadna „teorią” to nie było. Ale skoro to tylko „political fiction”, to ciekawe , że w retrospektywnych migawkach podany jest rok 1999 – bynajmniej nie fikcyjna data początku tzw. drugiej wojny czeczeńskiej. Czyżby twórcy puszczali do widzów oko – „tak, my też wierzymy w rosyjski spisek”?

Gdyby filmowa popkultura odzwierciedlała (czy może kreowała?) nastroje, to byłyby one obecnie, w 2014 roku, coraz bardziej antyrosyjskie – tutaj, podobnie jak np. w serialu „24 godziny”, Rosja ponownie staje się wrogiem numer jeden. To „zły” rosyjski prezydent chce zbliżenia z Zachodem i wejścia do NATO, a ocieplenie stosunków z Rosją byłoby wpuszczeniem wilka, pardon, niedźwiedzia, na zachodnie salony. Nie wierzyć w „pokojowe”, zbliżeniowe gadki – Rosja wciąż jest wrogiem Zachodu, jak w czasach Zimnej Wojny... Twórcy jakby sami przestraszyli się takiej wymowy filmu i dodali spiskową „amerykańską rękę”, część winy zwalając na siebie samych, ale to już jednak „political fiction”. Zresztą, Amerykanie wierzący, że uczynią z Fedorova marionetkę, jeśli mu się przysłużą, są odpowiednio napiętnowani.

Choć pod względem wyrafinowania fabuły „November Man” stoi daleko za „24 godzinami”, a stylem i „głębią” psychologiczną przewyższa go zdecydowanie „Szpieg” Tomasa Alfredsona z 2011 roku, to może się podobać. Nie wyłamuje się z ram konwencji, a część postaci i rozwiązań fabularnych jest zbyt sztampowa bądź kompletnie naciągana i koneserzy będą słusznie wybrzydzać. Niemniej jako czysta rozrywka broni się całkiem nieźle, a sceny, gdy morderca, gwałciciel nieletnich i przyszły prezydent Rosji zarazem torturowany jest za pomocą rosyjskiej ruletki, nie powstydziłby się sam Jack Bauer.

4/6

Sławomir Grabowski

The November Man. Reżyseria: Roger Donaldson. Dystr: Phoenix Film

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych