Kolejny tom wierszy Charlesa Bukowskiego potwierdza, że był jednocześnie najbardziej pikantnym i najbardziej spostrzegawczym z pisarzy XX w.
O Bukowskim najwięcej mówią
zdjęcia. Nie te upozowane,
przedstawiające zmęczonego
faceta z butelką whisky, romantyczny
archetyp Hemingwaya
czy w ogóle amerykańskiego pisarza
buntownika. Te zwyczajne,
podpisane np. „Ja, Carla i Lou,
Los Angeles 1963”. Widać na
nich nie lekko zawianą gwiazdę
literatury brylującą w towarzystwie
długonogich piękności
pod palmami Sunset Boulevard,
ale kompletny wrak. Człowieka
wyglądającego jak ostatni menel.
Cóż, Bukowski nigdy nie ukrywał,
że jedyne, co go w życiu interesuje,
to „pisanie i picie”. Tyle
że deklaracje takie składał co
drugi pisarz, zwłaszcza w Ameryce
i zwłaszcza w latach 50. czy
60. Całe beat generation to przecież
jedna wielka orgia topiących
się – zwykle ze śmiertelnym
skutkiem – w alkoholu i narkotykach
odszczepieńców. Dla nich
jednak alkohol był narzędziem
celebracji własnego artyzmu.
Gadżetem wpisującym się na stałe w wizerunek ich bohemy. Bukowski tymczasem jest autentykiem. Facetem, który rozpoczynał dzień od zwymiotowania wczorajszego alkoholu, po czym jego nagły brak w organizmie uzupełniał tym, co znalazł w lodówce. Często nie znajdował w niej co prawda nic, bo przez większość życia imał się przypadkowych prac, z których wylatywał zaraz za pijaństwo. Miał jednak kilka cech, które odróżniały go od większości jemu podobnych. Był mianowicie piekielnie inteligentny, spostrzegawczy i oczytany w stopniu nieosiągalnym dla ludzi prowadzących zwyczajne życie.
No i co najważniejsze, wszystkie
te cechy zogniskowały się w jego
pisaniu – brudnym, ocierającym
się o pornografię, często opowiadającym
zupełnie o niczym, ale
jednocześnie bardzo klasycznym.
W jednej z powieści, bodaj
w „Szmirze”, alter ego Bukowskiego,
niejaki Chinasky, spotyka
Louis Ferdinanda Céline’a,
który żali mu się: „Dlaczego teraz
wszyscy tak źle piszą?”, co jest
pewnie komentarzem samego
Bukowskiego do literackich
eksperymentów wspomnianych
beatników. Chyba niesłusznym,
bo kawałki Ginsberga czy Burroughsa
to jednak sporej klasy
arcydzieła. Ale faktycznie pisarstwo
Bukowskiego to zupełnie
inna kategoria.
To raczej Dickens wrzucony do rynsztoka, Malaparte w tanim burdelu albo Żeromski w trakcie zapaści alkoholowej niż cokolwiek współczesnego. A w wierszach widać to jeszcze wyraźniej. W powieściach koloryzował i budował fabułę. Wiersze to czyste mięso – naturalistyczne reportaże z dna Ameryki.
Wojciech Lada
Charles Bukowski „Noce waniliowych myszy” wyd. Noir Sur Blanc
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252634-charles-bukowski-rym-z-rynsztoka-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.