MAPY GWIAZD. Jak upadla Hollywood.RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Dlaczego ten film jest tak cholernie szokujący? Odpowiedź jest prosta. Bo zrobił go David Cronenberg. Twórca „Koniec przemocy” czy „Crash” jest reżyserem, który potrafi zachwycić niekonwencjonalną formą, i jednocześnie popaść w absolutną grafomanię. Obawiałem się w jaką stronę pójdzie Kanadyjczyk opowiadając w mrokach Hollywood. Na szczęście „Mapy gwiazd” nie ma w sobie pretensjonalności antykapitalistycznego bełkotu „Cosmopolis”. Z drugiej strony Cronenberg rezygnuje ze swoich szaleństw rodem z „Nagiego lunchu” czy „Pająka”, nie pozwalając jednak swojego pierwszego nakręconego w USA filmu odebrać ze spokojem.

„Mapy gwiazd” choć jest ostrą satyrą wymierzoną w życie w Hollywood, to nie przypomina najsłynniejszych szpil wbijanych w fabrykę snów. Od słynnych filmów Davida Mameta czy Woody Allena różni go niezdefiniowany, ale gęsty mrok towarzyszący od pierwszych minut opowieściom o celebrytach.

Przyjeżdżająca autobusem do Hollywood Agatha Weiss (Mia Wasikowska) jest z pozoru jedną z wielu typowych marzycielek o lepszym życiu wyjętym z journala. Jednak jej poparzona twarz, którą widzimy ledwie spod fryzury zwiastuje mroczną przeszłość dziewczyny. Nie mniej niepokojące są kolejne postacie pojawiające się na ekranie. Wyglądający jak Justin Bieber, telewizyjny gwiazdorek Benjii Weiss ( Evan Bird) nie jest jedynie celebrytą popisującym się swoim bogactwem przed chorą śmiertelnie dziewczynką, którą dla taniego publicity odwiedza w szpitalu. Weiss jest zmasakrowanym narkotykami 13 letnim, bezczelnym gnojkiem, który swojego starszego o kilka dekad asystenta traktuje jak kawałek szmaty. Również starzejąca się była seks bomba Havana Segrand ( wybitna Julianne Moore) tylko z pozoru przypomina skretyniałą divę Hollywood, która oddaje się w ręce hochsztaplera Dr Stafforda Weissa ( John Cusack) ssącego z gwiazd wielką kasę za sprzedawanie im podczas masażu New Age’owych bredni. Havana jest potłuczoną przebrzmiałą gwiazdą żyjącą w cieniu swojej tragicznie zmarłej matki-aktorki. W zasadzie poza stereotypowym **kierowcą limuzyny (Robert Pattinson), który marzy o karierze aktora, wszystkie postacie filmu są totalnie zdegenerowane moralnie(( i zepsute do szpiku kości.

Cronenberg mógł nakręcić kolejną banalną historię o mrokach Hollywood, które ostatnio świetnie są eksploatowane w serialu „Ray Donovan”. Mógł też odpłynąć jak David Lynch w „Mullholand Drive”. Wybrał drogę pośrednią. Choć zachował typową dla swojego kina fetyszyzacje ułomnej cielesności , to tym razem mocniej skupił się na psychicznych obsesjach swoich bohaterów. Jego satyra waląca w zblazowanie rozpuszczonych milionami gwiazdeczek jest dociśnięta mocniej niż w jakimkolwiek filmu tego typu. Cronenberg jest wiecznym outsiderem więc takiej pogardy dla onanizujących się wschodnią duchowością, obłudną filantropią i karierowiczostwem nie zaserwował jeszcze żaden filmowiec. Jednocześnie twórca „Wschodnich obietnic” nie pozwala nam na czystą rozrywkę polegającą się na upajaniu się obnażeniem ekranowych bożków z magazynów lajfstajlowych. Każda zerwana maska pociąga za sobą brutalne konsekwencje. Łatwo bowiem zejść z planu filmowego i porzucić swoją rolę. Jak jednak porzucić maskę noszoną nawet w domu?

Choć wybitną, Oscarową rolę upadającej gwiazdy gra Julianne Moore, to kluczem do zrozumienia świata nakreślonego przez pesymistę Cronenberga jest Christine Weiss ( Olivia Williams). Żyjąca w kazirodczym związku z lekarzem-szarlatanem kobieta swoje niespełnione ambicje przelewa na nastoletniego syna Benjiego. Wieczne kłamstwo, rodzinna dysfunkcyjność, w jakiej żyje 13 letni gwiazdor, czynią z niego idealny produkt dla pazernych producentów. Produkt, który w pewnym momencie zostanie wyrzucony na śmietnik niczym Havana Segrand. Skoro takie są zaś zasady panujące w fabryce nie tyle snów, ile koszmaru, wiecznego horroru i upadku, to nie pozostaje nic innego jak się do nich dopasować.

Trudno się dziwić, że Cronenberg trzyma się z daleka od Hollywood i zawitał do niego tylko po to by je filmowo zmasakrować. Tak paskudnego wizerunku Miasta Aniołów jeszcze nie było. I choć Cronenberg nie pozostawia nam złudzeń, co do istoty tego miejsca, z którego ucieczka musi oznaczać kres. Kres kariery albo i życia. Warto „Spadające gwiazdy” zestawić z „Bling Ring” Sofii Coppoli. Oba filmy, choć artystycznie nie są równe sobie, pokazują ten sam brudny i okropny świat. Świat będący mimo wszystko obiektem westchnień milionów ludzi.

5/6

Łukasz Adamski

_Mapy gwiazd, reż: David Cronenberg, dystr: Monolith Films

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych