46 lat po „2001 Odysei Kosmicznej” Kubricka Christopher Nolan pokazał film mający ambicje dorównać swoim rozmachem i filozofią arcydziełu amerykańskiego maestro. Ba, twórca „Incepcji” chce też stanąć obok „Solaris” Lema. Ostatecznie jego zachwycający wizualnie film rozbija się o zbyt przekombinowane przesłanie.
Wiele łączy superprodukcję Nolana z filmem Kubricka. Nie ukrywa tego zresztą sam twórca trylogii o „Mrocznym Rycerzu”. W „Odysei” mieliśmy kosmiczną siłę prowadzącą ludzkość przez całą jej ewolucje. W "Interstellar" podobna siła otwiera kosmiczną furtkę przed ludzkością, która powoli umiera w ziemi przez niemożliwą do powstrzymania klęskę głodową. Jedyną szansą na przetrwanie jest skolonizowanie planety, leżącej w innej galaktyce. W obu filmach ważną kwestią jest też stosunek astronautów do sztucznej inteligencji. Nolan od czasu zatopienia się w autorską interpretację komiksowych mitów, wie na czym polega dzisiejszy popkulturowy kocioł napchany najróżniejszymi elementami gatunkowego kina. Stąd widać też w silną inspirację „Solaris” Stanisława Lema. Nie przez przypadek „ziemska” akcja apokaliptycznego 3 godzinnego filmu jest osadzona na bezludnych farmach z dala od wielkich miast. Podobnie jak w „Znakach” Shyamalana czy „Wojnie światów” Spielberga, koniec ludzkiej cywilizacji widzimy z pozycji prowincji.
Opowieść o byłym kosmonaucie Cooperze ( momentami zmanierowany Matthew McConaughey), mieszkającym na farmie wraz z dziećmi Murph ( w roli dorosłej córki Jessica Chastain) i Tomem ( Casey Affleck) technicznie zachwyca. Zachwyca jednak inaczej niż większość wakacyjnych hitów w 3D. Choć większa część filmu Nolana rozgrywa się w kosmosie, (gdzie udaje się na misję ratowania ludzkości Cooper) co pozwala wizjonerowi popuścić wodzę fantazji, to Nolan nie boi się iść w stronę wizualnej ascezy. Surowe ujęcia skąpanej w zabójczym kurzu farmy, zimne wnętrza statków kosmicznych i w końcu kapitalne „Scorsesowskie” zestawienie ryku silników z ciszą niekończącej się otchłani, wyróżniają film na tle przeciętniaków s-fi. Mimo specyficznego stylu przypominającego, że Nolan wyrósł z autorskiego kina („Memento”) "Interstellar" to film na wskroś blockbusterowy. Nie może więc dziwić, że jest zbudowany z kilku klisz skupionych w postaci prof. Branda ( Michael Caine), który z pompatyczną miną wygłasza podniosłe bon moty o ratunku dla ludzkości. Nietrudno też odgadnąć jaki będzie los towarzyszących Cooperowi atronautów ( Wes Bentley, Anne Hathaway, David Gyasi plus irytujący jak nigdy Matt Damon) nie zaskoczy też motyw poświęcenia się dla świata jednego z bohaterów. Ubolewam, że żadna z pobocznych postaci nie jest satysfakcjonująca rozbudowana i zamyka się w kilku wyświechtanych kwestiach. Przez brak nawet fragmentarycznego zarysowania osobowości każdego z astronautów, których lepiej nakreśliłby będący nawet w słabszej formie John Carpenter, nie utożsamiamy się z dramatem postaci. Jest to o tyle zaskakujące, że to Nolan zawsze dbał o drugoplanowe postacie swoich filmów. Niemniej jednak te kalki nie drażnią na tyle, by przesłonić wzruszające fragmenty scenariusza braci Nolanów.
Kluczowa dla wydźwięku filmu relacja Coopera z córką pozwala grającemu głównie na jednej nucie McConaughey pokazać swoje wielkie umiejętności aktorskie. W miejscu, gdzie przebywa Cooper z załogą jedna godzina może oznaczać kilka lat ziemskiego życia. Wzruszają więc sceny, gdy Cooper ogląda przysłane nagrania swoich dzieci, które w mgnieniu oka stają się dorosłe. Niestety żmudnie budowana relacja Coopera z córką ostatecznie ląduje w szufladzie z napisem „New Age dla ubogich”. Opakowana w mądre słowa pseudofilozofia pasuje mocniej klimatem do finału „Kontaktu” Zemeckisa niż poważnej egzystencjalnej rozprawy Lema. Mimo to można powiedzieć, że Christopher Nolan nakręcił solidny film si-fi, o którym prędko zapomnimy. Dlaczego więc tak wiele elementów filmu może rozczarować? Cóż, jest to mniej skomplikowane niż finał "Interstellar" . Od twórcy „Mrocznego rycerza” po prostu więcej wymagamy. Może więc warto zapomnieć podczas seansu, że on jest reżyserem tego filmu? Nolan miał kosmiczne ambicje być nowym Kubrickiem. Niemal pół wieku po jego "Odysei" wciąż jest on jednak niedoścignionym wzorem dla twórców spójnej filozofii w szatach kina s-fi.
4/6
Łukasz Adamski
"Interstellar", reż. Christopher Nolan, dystr: Warner Bros
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252580-interstellar-kosmiczna-ambicja-nolana-recenzja