Wznowienie w jednym woluminie czterech albumów przygód Funky Kovala to dobra okazja, by przypomnieć sobie absolutnie kultowy komiks, którego początki sięgają peerelowskich lat osiemdziesiątych. Wtedy to zresztą powstały dwa albumy („Bez oddechu” i „Sam przeciw wszystkim”), powszechnie uznawane za najlepsze z cyklu. Część trzecia, powstała w latach 1991-1992, spotkała się z trochę mniej przychylnym przyjęciem, ale to wciąż kawał dobrego komiksu. Ostatni tom, który najpierw pojawił się w „Nowej Fantastyce” w latach 2010-2011, był zwycięzcą plebiscytu czytelników w mało chlubnej kategorii... obciachu roku. Niezupełnie słusznie, ale rozminięcie się z oczekiwaniami było znaczne – komiks poszedł w oniryczność i stał się nazbyt hermetyczny. Dla dzisiejszego czytelnika łatwiej przełknąć pierwsze trzy tomy, nawet jeśli nie dostrzeże odniesień do ówczesnej dość ponurej rzeczywistości, która jednak była niezłą pożywką dla twórców Kovala.
Tetralogia ukazuje ewolucję komiksu, który zaczął się od drukowanej w odcinkach w „Fantastyce” sensacyjnej opowieści w atrakcyjnym kostiumie SF z bohaterem pełnym łobuzerskiego uroku. „Skrzyżujemy Lemowego Pirxa z Chandlerowskim Marlowem i zobaczymy, co będzie dalej”, pisał Parowski. Początkowo komiks był dość konwencjonalny i stereotypowy. Twórcy chcieli załatać pewną popkulturową lukę w ówczesnej Polsce, kiedy to sztuka komiksu spotykała się u nas zazwyczaj z salonową pogardą i niezrozumieniem, a ten oferowany czytelnikom (Kloss czy Żbik) był często przesiąknięty ideologią. Za to komiks artystycznie dowartościowany był w Europie Zachodniej, a na wszystko, co stamtąd, wypadało kręcić nosem. Na bardziej ludyczny, „superbohaterski” komiks amerykański kręcić nosem wypadało tym bardziej.
„Fantastyka” z drukowanym w odcinkach „Funkym Kovalem” oferowała czytelnikom przedsmak czegoś, co na Zachodzie było czymś normalnym, a w siermiężnej peerelowskiej rzeczywistości było wydarzeniem. Komiks przemycał mnóstwo aluzji do polskiej rzeczywistości za oknem, w tym tej politycznej, a i dyskretnie przerzucał antysystemowe aluzje – w telewizji pojawia się w nim George Fanner, rzecznik telewizyjny z odstającymi uszami („do dziś nie wiem, jak cenzura to puściła”, pisze Parowski). Znalazły się w nim żarty towarzyskie – przeniesione do komiksu niemal gotowe pod względem psychologicznym postacie pierwszo- i drugoplanowe to koledzy z redakcji „Nowe Fantastyki” i autorzy SF – Lech Jęczmyk, Marek Oramus, Wiktor Żwikiewicz, a także sami scenarzyści (Parowski i Rodek), a nawet Dana Polch, żona rysownika komiksu. A na stoliku Kovala w 2082 roku leży egzemplarz „Fantastyki”... Znać, że twórcy dobrze się bawili, choć jednocześnie ciężko pracowali i cyzelowali każdy szczegół intrygi i rysunku.
Trzeci tom („Wbrew sobie”, 1991-92) spotkał się z trochę mniej przychylnym przyjęciem, choć też jest jakimś dokumentem czasów powstania i podzielonego, rozbitego społeczeństwa; porozbijani stali się też bohaterowie. Czwarty tom („Wrogie przejęcie”, 2010-2011), do którego scenariusz napisał już sam Parowski, to już kawałek naprawdę ambitnej „literatury obrazkowej”, choć dalsze „mnożenie” Funky'ego (już nie tylko cyborg podmieniony przez obcych, ale i osobowość bytująca „wirtualnie”) może sprawiać wrażenie pewnego galimatiasu i komplikacji, nawet jak na standardy SF lubującej się w takich pomysłach. Za to znany z poprzednich albumów pełen detali styl Polcha tutaj wyraźnie się uprościł, co również negatywnie odbiło się na recepcji tego albumu.
Mimo wszystko łączne wydanie jest dobrą okazją, by połknąć Funky'ego w całości – po prostu wypada go znać, to kawał historii rodzimej popkultury. „Nic mi tak w życiu nie wyszło jak włosy i Funky Koval”, żartuje Parowski. Szkoda, że nie powstał film, choć czyniono przymiarki hollywoodzkie, a Funkym miał zostać Josh Holloway, czyli Sawyer z „Zaginionych”. Szkoda też, że do kompletu nie dodano krótkiej historii stworzonej w trzydziestą rocznicę stanu wojennego, czyli „Na białym szumie” (dodatek do „Nowej Fantastyki” 12/2011), za to dostaliśmy trzy plansze stanowiące zapowiedź piątej części, choć właściwie wszystkie wątki zostały już zakończone. Cóż, „metafizyczne” zakończenie pozwala na dowolne harce z Funkym Kovalem w różnych czasach i miejscach.
Bogusław Polch, Maciej Parowski, Jacek Rodek „Funky Koval”. T. 1 „Bez oddechu”, T. 2 „Sam przeciw wszystkim”, T. 3 „Wbrew sobie”, T. 4 „Wrogie przejęcie”. Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
5,5/6
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252521-funky-kowal-kosmiczny-detektyw-w-komplecie-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.