Dziś Halloween. A więc przejęte od Amerykanów pogańskie święto, które oburza wielu katolików i zachwyca trochę sztucznie innych. Wiele stacji telewizyjnych pokaże zapewne dziś jakieś horrory, które pomogą się wczuć w nastrój grozy. Cóż, my również zaproponujemy jakiś horror. Ale chcąc pożenić ze sobą popkulturową, pomarańczo-dyniową tradycję i katolicką wrażliwość proponujemy Państwu horror katolicki.
Mimo nieznośnych klisz, z jakich ten film jest zbudowany, tanich trików reżyserskich i oderwania od rzeczywistości realnych egzorcyzmów, za jedno chwalę film Scotta Derricksona.
Fani książki Ralpha Sarchie, gliniarza z Bronxu, który pomaga duchownym i demonologom w egzorcyzmach, będą zawiedzeni nowym filmem Derricksona. Autor „Sinister” nie opowiada o żmudnej pracy policjanta, który dotyka niemal codziennie „zła pierwotnego”, co było siłą tej opowieści. Zamiast tego wycina kilka wątków z jego pracy i zlepia je w kino gatunkowe. Twórca bardzo realistycznego i dogmatycznego obrazu „Egzorcyzmy Emily Rose” również w przypadku filmu o niemieckiej dziewczynce opętanej przez demony wsadził swoją opowieść w szaty popkulturowego horroru, opierając jedynie wszystko na prawdziwej historii. Miało to jednak świeży efekt. Biorąc do ręki książkę gliniarza z Bronxu, który również musi zderzyć swój policyjny racjonalizm z wiarą, reżyser miał podobny materiał wyjściowy i jedynie odciął kupony od poprzedniego sukcesu.
Opowieść o Ralphie Sarchie ( Eric Bana) oraz księdzu Mendoza (Édgar Ramírez) jest zbudowana z klisz i poprowadzona według nudnego schematu. Na dodatek film jest podlany kiczowatą dawką komiksowego demonizmu rodem z „Constantine”, który w porównaniu z surowym klimatem „Egzorcyzmów Emily Rose” wzbudzać może jedynie irytacje. Reżyser wykorzystuje również tricki wyrwane z innych horrorów granie niepokojącym dźwiękiem, zjawy w lustrach, grające pozytywki i przerażające pluszaki w dziecięcych pokojach czy śledzące bohaterów upiory. Ba, nawet motyw z demonicznymi utworami „The Doors” jest ściągnięty z „W Sieci zła" ( tam mieliśmy Stonesów). Nieuczciwością byłoby powiedzenie, że nie wzbudzają te sceny strachu. Można podczas seansu kilka razy podskoczyć na fotelu, i poczuć zimny powiew na karku. Derrickson jest świetnym rzemieślnikiem i umie grać na odpowiednich strunach. Tylko co z tego, jeżeli ostatecznie są to puste emocje?
Niemniej jednak można się cieszyć, że w kolejnym blockubusterowym hicie bohaterem jest ksiądz katolicki. I nawet jeżeli ma on twarz latynoskiego kochanka i postawę twardziela rodem z ekipy Jamesa Woodsa z „Łowców Wampirów” Carpentera, to jego mądre słowa o istocie przebaczenia, pokuty i rachunku sumienia wpisują się w potrzebną popkulturową ewangelizację. Film Derricksona podkreśla też to co w chrześcijaństwie najistotniejsze- każdy ma szansę na zbawienie jeżeli tylko otworzy serce przed Jezusem. Mimo to „Zbaw nas od złego” sprawdza się tylko jako wakacyjne straszydło z chrześcijańskim przesłaniem, który jest jednak dalej od „Egzorcysty” niż diabeł od fascynacji krucyfiksem.
Łukasz Adamski (wSieci)
„Zbaw nas od złego”, reż: Scott Derrickson, dystr: United International Pictures Sp z o.o.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252514-horror-na-dzis-i-zbaw-nas-od-zlego-ksiadz-i-gliniarz-vs-szatan
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.