Kiedy pojawiał się na ekranie, deklasował największe gwiazdy. Mimo zupełnie niehollywoodzkiego wyglądu Philip Seymour Hoffman tworzył elektryzujące role, które przyniosły mu cztery nominacje do Oscara i jedną statuetkę oraz ponad 50 innych nagród. Kilka dni temu zmarł. Jako jeden z najwybitniejszych artystów swojego pokolenia. Dożył zaledwie 46 lat.
Informacja o śmierci aktora wywołała szok. Jeszcze większym szokiem okazał się fakt, że aktor został znaleziony ze strzykawką wbitą w żyłę, a w jego domu odkryto kilka paczuszek z białym proszkiem z napisem „Ace of Hearts” (slangowe określenie heroiny) i stosy leków dziwnego pochodzenia. Gwiazdora, który przekonywał, że od 23 lat nie bierze żadnych „dragów”, najprawdopodobniej zabiła mieszanka narkotyku, która od tygodni zbiera czarne żniwo na wschodnim wybrzeżu USA. "Heroina wraca w cholernie wielkim stylu"- to zdanie nabrało tydzień temu nowego wyrazu. Dlaczego Hoffman mający u swych stóp świat wpadł w ramiona nieświętej „Heleny”? Typowy nowojorczyk widywany niemal codziennie na ulicach z trójką dzieci i partnerką nie sprawiał wrażenia osoby zagubionej, choć jego uzależnienie spowodowało krótką separację i w końcu śmierć w łazience wynajętego mieszkania. Co było przyczyną powrotu artysty do narkotyków, tego do końca nie wiadomo.**
Pojawiły się głosy, że przytłoczyła go praca na planie bardzo trudnego „Mistrza”, za którą dostał Złotego Lwa w Wenecji. Możliwe. Ten film to kwintesencja jego talentu. Krytyk Michał Oleszczyk uważa, że nawet w niemej scenie „każda sekunda jego ołowianego milczenia wydaje się naładowana elektrycznością”.Choć Oscara zdobył za rolę Trumana Capote, to największe kreacje tworzył u Paula Thomasa Andersona, zaczynając od „Boogie Nights”, gdzie epizodem skradł w kilku scenach show.
Co ciekawe, aktor debiutował w „Szulerze” Adka Drabińskiego. Kto by wówczas pomyślał, że Polak ma na planie geniusza. Każda kolejna kreacja Hoffmana, który tubalnym głosem podbił też Broadway, dowodziła tezy, że kino jest najpiękniejszą ze sztuk. Nieważne, czy był zakompleksionym nauczycielem („25. godzina”), moralizującym bandytą („Lewy sercowy”), lizusem bogacza („Big Lebowski”), transwestytą („Flawless”), pokręconym agentem CIA („Wojna Charliego Wilsona”), oskarżonym o pedofilię księdzem („Wątpliwość”) czy nomen omen heroinistą w ostatnim filmie Sydneya Lumeta – zawsze wgryzał się w swoje postaci, wyciągając z nich najgłębsze mroki. „Aktorstwo jest dla mnie próbą zrozumienia motywacji ludzi, mechanizmów rządzących ich psychiką” – mówił.
Teraz dołączył do innego charyzmatycznego mistrza drugiego planu Jamesa Gandolfiniego, który przeżył go o zaledwie pięć lat. Kino nigdy wcześniej nie doświadczyło takich strat w przeciągu ośmiu miesięcy. Odczujemy to szybko.
Łukasz Adamski (wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252511-mistrz-philip-seymour-hoffman-najwybitniejszy-aktor-pokolenia?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.