Naprawdę chciałem, ale nie wyszło. Nie wyrobiłem się do kina na „Naukę spadania”. Rehabilituję się teraz, gdy ukazało się DVD. Kupiłem nawet babską gazetę, do której było dołączone. Tak się dziś nabija sprzedaż filmów. Magazyn, z obrzydzeniem trzymając go za róg w dwóch palcach, wywaliłem i zabrałem się za oglądanie kolejnej (której to już?) ekranizacji książki Nicka Hornby’ego. No cóż, mam do niego słabość. I nie tylko ja.Inaczej „Wierność w stereo”, „Był sobie chłopiec” czy „Futbolowa gorączka” nie doczekałyby się przeniesienia na ekran. Gdybyście jednak przeczytali te trzy książki ciurkiem (albo i cztery, na tej samej zasadzie zbudowana jest fabuła „Wpadki”) albo puścili sobie trzy filmy pod rząd – pod koniec seansu mielibyście uczucie deja vu. W połowie swoich książek cwany Anglik stosuje ten sam schemat – każe dorosnąć facetowi z syndromem Piotrusia Pana (w wykropkowane miejsce wpisujemy imię bohatera), który przed odpowiedzialnym życiem chowa się za swoim hobby ( w wykropkowane miejsce wpisujemy: futbol, panienki, muzykę, deskorolkę). Mimo to nie mam jakoś o to do Hornby’ego żalu, bo te jego generyczne opowieści nadal czyta się z przyjemnością.
Są wiwisekcją sposobu myślenia współczesnego Wyspiarza, czy może szerzej: mieszkańca Europy Zachodniej, który stopniowo się alienuje, ucieka od drugiego człowieka nawet, kiedy jest w związku. Bohaterowie Hornby’ego nawet kiedy są ze swoimi dziewczynami myślą tylko o swoich fiołach, a z drugą osobą są, bo z kim przecież być trzeba. Na tym tle „Nauka spadania” prezentuje się zgoła odmiennie.
Tym razem czwórka londyńskich nieudaczników nie ucieka przed bliskością. Więcej – to bliskość ratuje im życie. Bo Martin (Pierce Brosnan), Maureen (Toni Collette – nie pierwsza jej to rola w komediodramacie a’la Hornby, że przypomnę „Był sobie chłopiec”), Jess (Imogen Poots) i J.J. (Aaron Paul) spotykają się w sylwestra na dachu londyńskiego wieżowca. Wszyscy czworo wybrali tę samą datę i to samo miejsce do popełnienia samobójstwa. Ale skoro się spotkali, to może był w tym jakiś cel. Postanawiają więc odłożyć samobójcze plany przynajmniej do Walentynek. Co można zmienić przez sześć tygodni?
Tak na dobrą sprawę z całej dysfunkcyjnej czwórki ciepłe uczucia budzi tylko Maureen, kobieta w średnim wieku z syndromem pelikana, spalająca się w opiece nad niepełnosprawnym synem. Odebrać sobie życie też chce ze względu na niego – po jej śmierci trafiłby do rządowego ośrodka, zyskał lepszą opiekę. Reszta to typowi egocentrycy. J.J. po prostu ma dosyć życia z depresją. Chciał być sławnym muzykiem, skończył jako dostawca pizzy – a miały być wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy… Martin jest jego lustrzanym odbiciem. Jako prezenter telewizyjny był popularny, miał wolne bilety na koncerty, najlepsze miejsca w restauracjach. Spadł z piedestału metodą „na Polańskiego”, a teraz bardziej niż o powrocie do żony i dzieci marzy o powrocie w blask jupiterów. To celebryta uzależniony od swojego gwiazdorskiego statusu. A Jess, córka prominentnego polityka, chce by rodzice zauważyli, że mają też drugą córkę, zamiast skupiać się na żałobie po zaginięciu pierwszej. Żeby dać się zauważyć – staje się szalona imprezowiczką i mistrzynią intrygi.
Bez bicia przyznaję się , że akurat „Nauki spadania” nie mam na półce – nakład chwilowo się wyczerpał. Czytając opis na pudełku myślałem, że może będzie trochę inaczej, ale w sumie jednak jak zawsze. Bo podstawowy składni fabuł autora „Wpadki” nadal jest tu obecny – mizantrop (tym razem zwielokrotniony), który próbuje wrócić do ludzi. I owszem, wzajemne wsparcie i nauka życia w grupie to ważny element filmu Pascala Chaumeila, ale „Wpadka” jest czymś więcej – pod ckliwą historią kryje się pamflet na media. I te brukowe, i poważne – zresztą czy dziś jest jeszcze między nimi jakaś różnica? Czwórka ludzi, która postanowiła dać sobie jeszcze jedną szansę, to dobry temat. A że w tej czwórce znajduje się córka polityka z wierchuszki i zeszmacony telewizyjny gwiazdor – tym lepiej! Brosnan świetnie oddaje szamotaninę swojego bohatera, który łudzi się, że to on rozgrywa pismaków, gdy jest zupełnie odwrotnie. Jego dawni koledzy gotowi są zjeść go na śniadanie, solidarność to w świecie mediów przeżytek. Dziennikarze pokazani są w „Nauce spadania” jako osobnicy skrajnie amoralni i cyniczni, którzy będą trzymali się tropu zębami, kiedy już zwietrzą krew. Widać głośna ostatnio książka „Wyznania hieny” opisuje nie tylko polski folklor.
O wartości filmu decyduje według mnie właśnie ten medialny cyrk, bo kiedy przychodzi do relacji pomiędzy czwórką niedoszłych samobójców – zaczyna zgrzytać. Ich stopniowe metamorfozy, otwarcie się na problemy innych, przedstawione są nieostro, trochę półgębkiem. Za dużo solistów w tej orkiestrze, a podzielenie obrazu na cztery rozdziały, w których poszczególni bohaterowie przejmują narrację, też nie pomaga. Tego, co dzieje się w sercach „czwórki z wieżowca” widz musi się domyślić sam. Najlepiej wypada tu rutynowany Brosnan, ale i on nie potrafi ograć tego scenariuszowego pęknięcia, kiedy w jednej scenie ze śliskiego, zadufanego w sobie typa zamienia się w odpowiedzialnego człowieka. Collette i Poots – solidnie, ale bez szaleństw. Sam Neill jako ojciec Jess też jest trochę bezbarwny. O dziwo nieźle sobie radzi Paul budujący rolę głównie z mruknięć i monosylab – gdzieś pod tą szorstkością kryje się rockowy nadwrażliwiec. Ot, Kurt Cobain 20 lat później. Nie nazwałbym „Nauki… „ porażką, ale do ideału brakuje jej sporo.
3,5/6
Paweł Tryba
”Nauka spadania”, reż: Pascal Chaumeil, dystr Best Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252478-nauka-spadania-samobojstwa-i-media-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.