Prowadzony przez Lou Rhodes i Andy’ego Barlowa brytyjski duet Lamb wydał przed kilku dniami drugą, wydaną po reaktywacji płytę, następczynię wypuszczonej w świat trzy lata temu „Piątki”. „5” jeszcze nie do końca satysfakcjonował tych, którzy Lamb pamiętali z lat 90., szczególnie z wydawnictw takich jak debiut i „Fear of Fours”. Tegoroczny, świeży jeszcze album zespołu wstydu nie przynosi, a co więcej, jest dziełkiem niezwykle udanym.
„Backspace Unwind” wyraźnie różni się od tego, co duet nagrywał w pierwszym etapie działalności. Wówczas subtelna, melancholijna elektronika łączyła się w całość z dość agresywnymi, motorycznymi bitami. Staroświeckie techno spotykało tam trip-hop oraz popową delikatność. Dzisiaj, co jest nawiązaniem do wydawnictwa poprzedniego, dominuje przede wszystkim melancholia, a elektroniczne rytmy stanowią drobny dodatek. Miłośnicy muzyki z krainy łagodności mogą więc śmiało sięgnąć po nowy album Lamb, bo znajdą na nim prawie godzinę wyciszonej i dojrzałej muzyki. Tym bardziej, że „5” nie przekonywał w całości.
Lou Rhodes tradycyjnie czaruje swoim delikatnym głosem, a piosenki zespołu bazują na naturalnych, niespecjalnie przetworzonych dźwiękach elektronicznych instrumentów. Wyczuwalny jest w nich minimalizm, znak szczególny Lamb nie od dziś, ale odnosi się wrażenie, że partie instrumentalne są jeszcze bardziej ascetyczne. Dzieje się tak chociażby w ostatnim na podstawowej wersji albumu utworze zatytułowanym „Only Our Skin”. Numer ten w swoim charakterze przypomina chorał i zaśpiewany jest niczym pełna sakralnej atmosfery pieśń. Innym specyficznym rozwiązaniem zastosowanym na „Backspace Unwind” jest wykorzystanie dźwięków fortepianu, który nadaje piosenkom kameralnego nastroju. Tak dzieje się na przykład w „As Satellites Go By”, którego warstwa instrumentalna powstała z połączenia pianina i smyczków przypomina filmowe ścieżki dźwiękowe Michaela Nymana. Również inna kompozycja - „What Makes Us Human” - zawiera podobne rozwiązania, tym razem podbite delikatnym, zapętlonym motywem rytmicznym. Inne z kolei bazują na przestrzennych dźwiękach nowocześnie, ale ciepło brzmiącej elektroniki, niczym w najlepszych czasach trip-hopu.
„Backspace Unwind” jest więc elegancką, dojrzałą płytą, idealną na długie, jesienne wieczory, gdy za oknem jest ciemno i pada deszcz. Rewolucji tutaj nie ma, bo i taki rodzaj elektroniki jest już przyprószony siwizną i lekko spatynowany. W tym natomiast leży urok najnowszego, szóstego studyjnego albumu Lamb. Jest na nim mnóstwo melodii, soulowej wytworności, zachowawczego, konserwatywnego podejścia do materii elektroniki, ale dzięki tym właśnie rozwiązaniom otrzymaliśmy jedną z lepszych popowych płyt wydanych w roku 2014.
Michał Żarski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252469-konserwatywna-elektronika-lamb-backspace-unwind-recenzja