Cristina De Stefano otwierając swoją książkę pisze „Czas dany nam na zrozumienie i działanie, który nazywa się życiem, trwa krótko. Trzeba więc, żeby wszystko działo się w nim szybko”. Ta książka jest trochę jak życie Fallaci- jest stosunkowo krótka, ale całościowo eksploatuje człowieczeństwo głównej bohaterki. Bruno Fallaci jej wuj i dziennikarz z „La Nazione” nauczył Fallaci jednego: przede wszystkim nie zanudzać czytelnika. Zapewniam, że ta biografia wpisuje się w maksymę, którą przez całe życie pielęgnowała ikona włoskiego dziennikarstwa. Ikona, która podbiła Hollywood, przyjaźniła się z kosmonautami z NASA i potrafiła zmasakrować w wywiadzie samego Henry’ego Kissingera czy butnego Lecha Wałęsę.
Ludzie, którzy widzą mnie po raz pierwszy, są zaskoczeni moimi skromnymi rozmiarami. Rozkładam wtedy ręce i mówię: cóż, to tylko tyle.
mawiał drobniutka Włoszka z Florencji. Włoszka, która jako korespondentka wojenna odwagą przebijała swoich kompanów.
Czytając Orianę Fallaci, nauczyłem
się jako dziennikarz
jednego – niezależności
myślenia. Bezczelna włoska
socjalistka, feministka i ateistka,
która przekładała karierę
ponad rodzinę, wadziła się
z Kościołem katolickim, wykazywała
zbytnią wyrozumiałość
dla komunistycznych kacyków
i była zbyt krytyczna dla szeroko
pojętej prawicy, umiała też bezkompromisowo
uderzać w polityczną
poprawność oraz ikony
lewicowych salonów. Francuskich
hipisów z Che na piersi
z 1968 r. nazywała „kretynami,
którzy nie wiedzą, przeciwko
czemu walczą”. Feministki były
dla niej dogmatyczkami nienawidzącymi
mężczyzn, zaś
Fidel Castro był tyranem.
Postrzelona w Meksyku, walcząca w antyfaszystowskiej włoskiej partyzantce kobieta, która rzucała w wywiadach wyzwanie najmożniejszym mężczyznom tego świata, stała się w końcu czołową „ksenofobką”. Tylko dlatego że radykalnie napluła w twarz zblazowanej chrystofobicznej lewicy, która umożliwia radykalnemu islamowi podbicie Europy. Fallaci to również autorka pięknej antyaborcyjnej książki „List do nienarodzonego dziecka”, która pojawiła się we Włoszech w czasie gorącej debaty o legalizacji zabijania dzieci nienarodzonych. I choć sama byłą zwolenniczką tego by kobiety same decydowały o aborcji, to jednocześnie swoją książką wytrąciła wielu osobom „pro-choice” najcięższe argumenty z ręki.
„Portret kobiety” w fenomenalny sposób kreśli obraz pisarki, naświetlając zawiłości i sprzeczności jej charakteru. Cofając się do dzieciństwa w czasie wojny, rozumiemy, dlaczego szukająca archetypicznego bohatera Fallaci nigdy nie założyła rodziny i była bardziej męska od większości korespondentów wojennych. De Stefano nie ukrywa jednak mroków duszy Oriany, eksponując również to, co powodowało, że włoska dziennikarka była nienawidzona przez otoczenie. Przejmujące rozdziały o umierającej na raka ikonie niezależności, która nie umiała pokonać największego wroga, rzucają światło na jej zbliżenie się do Kościoła Benedykta XVI. Jej zdaniem niemiecki papież po prostu „miał jaja”. I choć nie udało jej się nigdy zrobić wywiadu z Janem Pawłem II ( którego notabene ostro krytykowała) ostatnią ważną rozmowę w życiu ( jedynie prywatnie) przeprowadziła właśnie z Benedyktem XVI. Bliska przez lata teologii wyzwolenia Włoszka sama przed śmiercią określiła się jako „chrześcijańska ateistka”.
Szczerze? Doskonała biografia odpowiada nie tylko na to pytanie.
Łukasz Adamski (wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252343-oriana-fallaci-ikona-niezaleznosci-w-koncu-rozszyfrowana-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.