TOMASZ KOT: Tutaj czuję się momentami jak przestępca

Screenshot YouTube
Screenshot YouTube

Święcący triumfy za rolę w „Bogach” Tomasz Kot opowiada nie tylko o tym jak w „hollywoodzki” sposób przeobrażał się w Ryśka Riedla czy Zbigniewa Religę, ale opowiada też o religii, Polsce i Kościele katolickim. „Zdaję sobie sprawę, że i po tym wywiadzie może się pojawić hejt.”

Tomasz Kot udzielił bardzo ciekawego wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Aktor, który dzięki roli Zbigniewa Religii w „Bogach” dowiódł swojej wielkości aktorskiej opowiada, w jaki sposób przygotowywał się do najsłynniejszych ról. Kot dał się poznać szerokiej publiczności dzięki roli Ryśka Riedla z Dżem. To właśnie wtedy postanowił stopić się z nią według schematu znanego z Hollywood.

Przygotowywałem się do roli Ryśka długo, po "amerykańsku". Parę miesięcy chodziłem z długimi włosami, w kowbojkach, przebywałem wśród narkomanów. Nie mogłem zrozumieć, jak wykonawca ceniony w całym kraju jest w stanie olać widownię i wrócić do miasta, gdy kończy mu się działka. Przecież muzyk - jak aktor - nie istnieje bez widowni. Każdego ranka można sobie śpiewać czy przyjmować Oscary przed lustrem, jednak bez potwierdzenia, weryfikacji ze strony ludzi jest to tylko niepoważną zabawą. Kiedy chodziłem na bajzel, narkomani po oczach rozpoznawali, że nie jestem jednym z nich. Brali mnie za policjanta pod przykryciem. No a przecież nie wezmę hery, żeby stać się jednym z nich. To była pierwsza lekcja, że "amerykańska" droga tu się kończy. Kolejną dostałem, kiedy po pierwszym dniu zdjęciowym produkcję filmu wstrzymano. Byłem rozgoryczony, wcześniej dwa razy miałem zagrać w filmach, ale w szkole aktorskiej mi zakazali, a tu dostałem główną rolę i też nie wyszło. A ja zostałem w tych kowbojkach.

Rola Riedla odbiła się na prywatnym życiu Kota. Czy podobnie jak u wielu aktorów hollywoodzkich, którzy nie potrafili po zakończeniu zdjęć się od niej oderwać?

Pojawienie się dzieci to mój punkt zwrotny. Ale nigdy nie przeżyłem jakiegoś spektakularnego wywalenia bebechów i kłopotu, żeby upchać je z powrotem. Wciąż pytają mnie o "Skazanego na bluesa" - czy to prawda, że po tym filmie miałem depresję. Tak, to był gorzki czas. Na szczęście pojawił się Jurek Bogajewicz i wziął mnie do serialu komediowego "Camera Café". To była ta moja wielka depresja. Depresja to już takie słowo jak wolność, pojawia się wszędzie i przestaje znaczyć, co znaczy.

Trochę inaczej wyglądało to w przypadku roli Zbigniewa Religii.

Religa nie kosztował mnie już tak dużo emocjonalnie. Kilka lat temu zauważyłem, że jak się mocno zdenerwuję, gdy z kimś rozmawiam, to zaczynam go parodiować. Wyłapuję jakieś cechy, mikrospojrzenia. Najłatwiej jest naśladować czyjś chód. Każdy człowiek inaczej chodzi, nawet lekka otyłość na brzuchu powoduje, że zmienia się położenie miednicy. Religa miał to charakterystyczne przygarbienie. Oglądałem jego zdjęcia i przeklejałem się do tego, co widziałem. Nie chcę brzmieć magicznie, ale to jakby przepływało przeze mnie. Zaczynałem od swego rodzaju zabawy, którą stopniowo wypełniałem treścią - i to jest trudniejsze.

Kot dodaje też, że warsztatem aktora jest wyobraźnia. „Wyobraźnia to narzędzie, dzięki któremu aktor najdalej może się przenosić. Natomiast między życiem a robotą postanowiłem zbudować mur.”- mówi aktor. Niebawem Kota zobaczymy w kolejnych „charakterystycznych” rolach, które wymagają od niego fizycznego upodobnienia się do bohaterów.

Właśnie skończyłem pracę w filmie "Discopolo" Maćka Bochniaka, a zacząłem w "Life Must Go On" Maćka Migasa według scenariusza Cezarego Harasimowicza. Postać, którą gram, nazywa się Bartek Kolano, to historia inspirowana życiem Tadeusza Szymkowa, aktora z Wrocławia. Też nie mam łatwego zadania. Będzie alkoholizm, choroba, umieranie. I znowu fizyczna zmiana - za kilka dni będę łysy. Żeby ciężar opowieści nas nie przybił, wymyśliłem sobie rodzaj psychicznej protezy - dobry nastrój na planie, dużo śmiechu. Jestem do tej roli tak przygotowany, że mogę sobie na to pozwolić. Także po to, żeby siebie ochronić, zachować równowagę

W „Bogach” mocno wyeksponowana jest walka Zbigniewa Religii z systemem, który hamował rozwój. Kot w wywiadzie mówi też o swoich poglądach na ustrojową transformacje w Polsce.

Polska? Lubię to zdanie Piłsudskiego: "Naród wspaniały, tylko ludzie kurwy". Mam wrażenie, że większość naszych polityków ma przycisk na karku. Są posłowie, którzy od lat gadają to samo. Stoją ci dziennikarze na korytarzu sejmowym, nic się nie dzieje, to łapią tych kolesiów co zawsze i słyszymy: "To chamskie, podłe, obrzydliwe, ordynarne!". Ci z drugiej opcji chcą sobie za to mierzyć pałki. To takie gimnazjalne. Dlaczego mam się tym interesować?

mówi Kot. Aktor dodaje, że dziwi go, iż „facet, który strzeże wszystkich służb, sam jest nagrywany przez kelnera. Tam się naprawdę coś dzieje, a reszta to papka dla mas.”

Dziennikarka „Gazety Wyborczej” mówi, że na świecie uważają, że Polska przezywa najlepszy okres w swojej historii i jest tak dobrze jak za Jagiellonów.

Jeśli się spojrzy na południe Ukrainy, to owszem, my tutaj mamy złoty czas. Ale jak słyszę, że jest koniec kryzysu, a paliwo ciągle kosztuje 5,50, to nie jest OK. Przed kryzysem kosztowało mniej, w kryzysie trzeba było - co rozumiem - podnieść, ale skoro kryzys się skończył, cena powinna spaść.

odpowiada Kot. Aktor uderza w polską biurokrację, która nie pozwala normalnie Polakom funkcjonować w naszym kraju.

Nie jest w porządku, że większość moich znajomych woli zakładać firmy na Wyspach niż w kraju. Tam przynajmniej urzędnicy się do nich uśmiechają, a ja tutaj czuję się momentami jak przestępca. Na przykład jest taki idiotyczny przepis, że jak dwa razy nie odbierze się awizo, to znaczy, że się odebrało. Nikt tego nie rozumie. Jak opowiadam to ludziom z zagranicy, myślą, że żartuję. To nie jest żart. Moje państwo dwa razy przysłało mi pismo, a ja go nie odebrałem, więc uznano, że odebrałem, i sprawy toczyły się dalej beze mnie. A przecież są okresy, kiedy kręcę film i miesiącami jestem poza domem

zauważa aktor. Kto zastanawia się też co by zrobił, gdyby wybuchła w Polsce wojna.

Nie wiem. To jak pytanie: czy zginąłbyś za ojczyznę? Nauka historii w szkole nie polega na stawianiu nas w tak konkretnej sytuacji. W swoim zawodzie nie zastanawiam się, jak ja bym zareagował, tylko przyjmuję fakty. Warszawscy powstańcy w 1939 roku musieli mieć 12, 13 lat. Czyli okres, kiedy dojrzewali, przeżywali pierwszą miłość, przypadł na czas wojny, tylko śmierć znali. No to poszli na tę śmierć w 1944. W dodatku młodzi ludzie są brawurowi, potrafią przejść po grani, chociaż gdyby się zachwiali, toby zginęli. Nie mówię, że powstańcy nie mieli wyobraźni, tylko że brawura jest przypisana do wieku. Rozpatrywanie, czy poszedłbym na wojnę, czy nie, w roku 2014 to inna bajka. Mój background to pijani rezerwiści, żołnierze z wielkimi brzuchami i radzieccy dezerterzy, którym oddawałem swoje ubrania. Mój ojciec był działaczem podziemia, a gdy walnął P z kotwicą na fasadzie naszego domu, bohaterem. W Legnicy stacjonowały wojska radzieckie, czasem jakiś dezerter kontaktował się z "Solidarnością", która go przerzucała ze strychu na strych, a potem gdzieś dalej. Ale nie chce mi się o tym gadać. Nie lubię czuć się jak supermarket, że wchodzimy z wózkiem i bierzemy wszystko, co popadnie, nawet mrożonki.

Kot gorzko też odbiera początkowy rozwój III RP.

Na mnie bardziej zadziałały dzikie czasy po Okrągłym Stole. W 1989 skończyłem 12 lat, w tym wieku najwięcej się chłonie. Wszyscy najpierw mówili, że Polska się zmieni, mamy nowy rząd, Mazowieckiego itd., a później, że za wcześnie na euforię, bo oni się w tej Magdalence upili i dogadali. (…)Esbek, który przesłuchiwał opozycjonistów, został milionerem. I ja to obserwuję. Już mam zarost na twarzy i uczę się golić. Wychowany jestem w duchu patriotyzmu, że to mój kraj, a widzę, że to burdel po prostu. Miałem w głowie idealną Polskę, która kiedyś będzie wolna, ona staje się wolna, i co? Owszem, można krzyknąć: "Precz z komuną!", ale z tym światem, który miał być fair, to pieprzenie.

Tomasz Kot w specyficzny sposób pochodzi też do wychowania religijnego swoich dzieci.

A kwestia Boga jest tą, o której możemy rozmawiać godzinami, oczywiście uwzględniając perspektywę siedmiolatki. Mieliśmy kiedyś z żoną taki pomysł, żeby zrobić sobie zdjęcia ślubne w wielu obrządkach i pokazać dzieciom: są różne opcje, możecie wybrać.

Jakie jest podejście do wiary samego Kota?

Jeśli wiara cię wypełnia, jest prawdą, która cię inspiruje, buduje twój kręgosłup, to spoko. Ale jeśli stajesz się w życiu nieskuteczny, to znaczy, że - jak mówi psycholog Jacek Walkiewicz - prawda, która cię napędza, straciła ważność i musisz znaleźć inną. Opcji jest wiele, chociaż w Polsce każdy ci powie, że jego jest właściwa. Tutaj ludzie lubią się kłócić, że tylko jeden z bogów wygrywa. Z tym mam problem. Nie rozumiem, że taki Tomasz Adamek startuje w wyborach ze sztandarem: będę bronił Boga. Ale jak? Czy ten Bóg - wszechpotężny, wszechmocny i nie z tego świata - potrzebuje boksera do obrony? Albo dlaczego przedstawienie "Golgota Picnic" , którego prawie nikt nie widział, wszystkich obraża? To emocje trudne do ogarnięcia. Tomasz Kot dodaje, że w życiu doświadczył dwóch cudów.

To dwójka moich dzieci. Kiedy rodzi się dziecko, nikt mi nie przetłumaczy - a stoją za tym teologiczne wywody - że ten piękny niemowlak ma grzech pierworodny, czyli jest w jakimś sensie spieprzony, i trzeba go ochrzcić, żeby ten grzech zmyć. Kurde, nie potrafię tego przyjąć. W związku z tym wysiadam z tego systemu.

Tomasz Kot rozciąga specyficznie rozumianą teologię na sprzeciw wobec nauki Kościoła w kwestiach obyczajowych.

Bóg się pogniewa, jeśli użyję prezerwatywy? Sorry, używam. Pewnie większość katolików stosuje antykoncepcję. I co, wystarczy im, że raz na miesiąc pójdą do spowiedzi? Przecież stawką jest życie wieczne. Nie chcę kłamać, to bez sensu.

Kot przyznaje, że jego słowami może być zawiedzony jego religijny ojciec.

Całe dzieciństwo mocno się religijnie angażowałem. Byłem lektorem w kościele, wstąpiłem nawet do niższego seminarium duchownego. Po pół roku z niego odszedłem. Masz 15 lat, przychodzą strzały świadomościowe i zauważasz hipokryzję. Ideały są kasowane.

Czy Tomasz Kot odnalazł w sobie coś ze Zbigniewa Religii?

Byłem na zjeździe kardiochirurgów, gdzie spotkałem jego zwolenników i oponentów. Mówili różne rzeczy, ale jedni i drudzy powtarzali, że on był taki gwałtowny, szybki. Pomyślałem, że skoro podkreślali to ludzie mający na niego odmienne spojrzenie, to kluczem do Religi musi być jakiś rodzaj rozdygotania. Też to mam. Zawsze za chwilę muszę gdzieś być. Potem wracam do domu i padam. A jeśli takich dni jest kilka z rzędu, to brakuje mi samotności. Religa ciągle miał takie dni. Moja tęsknota za samotnością stała się głównym budulcem tej roli. Jest taka piękna teoria pięciu minut - żeby chociaż tyle mieć codziennie dla siebie. Pięć minut to nie jest wiele. Przez pierwsze dwie minuty nie ma problemu z podsumowaniem dnia. Byłem tu i tam, spotkałem tego i tamtego, ale dalej jest przestrzeń, w której może się wyświetlić coś sensownego - czy czegoś nie spieprzyłem, czy nie powiedziałem za dużo albo za mało. Chodzi o to, żeby spać spokojnie, mieć czyste sumienie. To chyba tworzy całość życia, nie?

Cały wywiad w „Gazecie Wyborczej”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych