WIELKIE ZŁE WILKI. Brutalna i nihilistyczna baśń bez morału RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Quentin Tarantino uznał ten izraelski film za najlepszy w roku 2013. Choć jestem absolutnym fanem jego kina, to do filmu Aharona Keshalesa i Navota Papushado przekonać się nie dam nawet jemu. Opowieść o torturowaniu pedofila łechta najniższe instynkty, zaś niepokojący miszmasz gatunków, powoduje u widza uśmiech podczas sceny wyrywania paznokci więźnia. Czy jest to normalne?

„Wielkie złe wilki” nie miałby zbyt wielkiej szansy na szeroką dystrybucję poza największymi rynkami, gdyby nie słowa Quentina Tarantino. Nie przez przypadek nazwisko jednego z ojców chrzestnych amerykańskiego postmodernizmu w Hollywood jest wyryte na plakacie i okładkach filmu wyraźniej niż jego tytuł. Tarantino celowo ten film wziął pod swoje skrzydła, dając mu międzynarodową sławę. Film izraelskich twórców jest skrojony nie tylko pod gusta widzów wychowanych na kinie braci Coen, Rodrigueza, Tarantino, Bessona czy McDonagha, ale momentami wygląda jak „kopia mistrza”. Podkreślam słowo „kopia”.

Historia podejrzewanego o pedofilie nauczyciela, , nie umiejącego udowodnić mu winy brutalnego gliniarza, oraz zdesperowanego weterana wojennego, którego córeczkę zgwałcono i obcięto jej głowę, jest utrzymana w formie kontrastującej z tak poważną tematyką. Keshales i Papushado od pierwszych scen (katowanie przez policjantów podejrzanego o pedofilię za pomocą… grubej książki telefonicznej) opakowują film w szaty groteski, oraz ironicznej i bardzo czarnej komedii. Komedii, która nie wybrzmiewa jednak tak mocno jak w choćby „7 psychopatach”, co pozwalałoby film jednoznacznie sklasyfikować. Izraelscy filmowcy idą krok dalej, zacierając granicę między filmowymi gatunkami w inny sposób niż nawet Tarantino. Ten bowiem gra na nutach pastiszu, przerysowania i umowności. Sceny tortur w „Django”, „Wściekłych Psach” czy „balety śmierci” w „Kill Bill” albo przerażały, albo zachwycały formą. Nigdy jednak nie wywoływały uśmiechu na twarzy ( może poza komizmem słynnej samochodowej sceny w „Pulp Fiction”).

W izraelskim filmie śmiech zaś wzbudza telefon zatroskanej matki do ociężałego, misowatego ex-żołnierza, który właśnie zabiera się do wyrywania paznokci podejrzewanemu o pedofilie więźniowi. Absurdalnie zabawne dialogi pojawiające się wraz ze sceną łamania palców, przypalania skóry palnikiem czy przecinania nożem skóry na czole. Takiego eksperymentu unikają nawet znani z najśmielszej zabawy konwencją bracia Coen. A "Wielkie złe wilki" po prostu drażnią swoją bezpretensjonalnością. Przecież nie wszystko można tak łatwo kwitować lekką formą, nieprawdaż? Czy może jednak wszystkie granice w kinie zostały już pogruchotane?

Twórcy „Wielkie złe wilki” mieli szanse na opowiedzenie przenikliwej historii vendetty ojca, za zbrodnie najgorszą z możliwych. Niestety zamiast traktatu o nieumiejętności wybaczenia, granicach wytrzymałości, tych którym procedury nie pozwalają na ukaranie potwornych zbrodniarzy czy analizy kondycji psychicznej morderców dzieci, dostajemy krwawą wersję baśni braci Grimm. Jaś, Małgosia, Zły Wilk- zamieniający się co chwila rolami, opuszczony domek w lesie jako symbol innego świata, gdzie porzucone jest prawo i porządek, i stylistyczny odjazd samej historii- to wszystko dobry zaczyn opowieści, a nie jej istota. Przypominam, że nie oglądamy kolejnej wersji „44 inch chest”, czy nawet „Odważnego”, których punkt wyjścia był lżejszego kalibru. Jasne, że izraelscy filmowcy naświetlają mroki duszy trzech głównych bohaterów, których tragiczny los ze sobą połączył. Zadają też pytanie o granice, jaką można przekroczyć w ukaraniu pedofila. Niestety stylistka filmu nie pozwala odpowiedzi na to pytanie brać poważnie. Co gorsza, można mieć też wrażenie, że twórcy celowo łechtają najgorsze ludzkie instynkty, które składają ręce do oklasków, gdy pedofil, tudzież wilk, ma szczypcami wyrywany pazur. A może to wilk mu ten pazur wyrywa? Jeżeli tak, to kim jest pedofil? Nie, takich rozważań w filmie jest jak na lekarstwo. Dlatego też nie mam oporów by nazwać ulubiony film Tarantino nihilistycznym. Każda, nawet najbardziej popieprzona baśń, musi mieć jakiś morał…

Łukasz Adamski

3/6

„Wielkie złe wilki”, reż: Aharon Keshalesa i Navot Papushado, dystr: M2 Films

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych