Świadek Chwili. Nowa powieść KĘDZIERSKIEGO. Recenzja

Dawnymi czasy, jeszcze jako mocno smarkaty student, pracowałam za barem. Praca była dość głupia – a na pewno bardzo ciężka, bo nie raz i nie dwa trzeba było i pion zachować, i przeżyć kilkanaście godzin zwierzeń obcych ludzi – ale miała pewien urok. Ów urok polegał na tym, że mogłam nasłuchać się (a w zasadzie: podsłuchać) tego o czym i w jaki sposób rozmawiają ludzie. Wniosek nasunął się sam i był dość prosty. Ludzie lubią mówić. Kiedy dwie osoby spotykają się ze sobą, ich interakcja, zazwyczaj, polega na rozmowie. Opowiadamy zawzięcie o sobie. O tym, jak spędziliśmy ubiegły wieczór, o tym co widzieliśmy ostatnio w kinie, o tym, co przeżywamy i o tym co ostatnio robił wspólny znajomy. Istnieje też dość oczywista – i zabawna – zależność: im więcej alkoholu, tym tematy „głębsze”. Pamiętam taką sytuację: była niedziela, późny grudniowy wieczór, nad krakowskim Kazimierzem wisiała ciężka czapa smogu, w knajpie, w której pracowałam, było prawie pusto. Dwóch mężczyzn, na oko trzydziestoparoletnich, siedziało przy stoliku w kącie, bawili się świeczką i pili piwo. Myślałam, że rozmawiają o piłce nożnej lub kobietach, więc słuchałam ich jednym uchem.

Nie rozmawiali ani o futbolu, ani o problemach związkowych. Rozmawiali o śmierci.

Proszę wybaczyć ten dziwaczny wstęp, ale mowa (rozmowa) jest czymś strasznie ważnym. Wiem, że to truizm – i w sumie wstyd takimi sypać – ale nie sposób pokazać Drugiemu swojego świata, nie sposób otworzyć się na Drugiego, bez rozmowy. Relacja dokonuje się w słowach. Za ich pomocą nie dość, że pokazujemy Innemu siebie, to jeszcze jesteśmy w stanie nawiązać z Nim kontakt. A nawiązać kontakt z Drugą Osobą to przerzucić most nad przepaścią. Sęk w tym – i w tym problem – że bardzo często (roz)mowa zamyka się na poziomie narracji jajaja.

Jerzy Kędzierski napisał kolejną powieść. „Nareszcie wyglądam jak człowiek, Opowieść Guzika” to w zasadzie coś pomiędzy powieścią a zbiorem opowiadań powiązanych za sobą kontekstem. Otóż: pan poznaje panią. Fabuły, de facto, nie ma. Jest tylko opowieść. Joachim Guzik to starszy pan. Oczyma wyobraźni widzę jednego z tych panów, którzy w skromnych, ale schludnych garniturach zagadują (czasami) ludzi w tramwajach, autobusach, w parkach i na przystankach. Jest to typ gentlemanów starej daty, którzy zawsze zaczynają rozmowę od dzień dobry i uśmiechu a kończą, czasami, całując w dłoń na odchodne. Można z nimi rozmawiać o wszystkim: przeszłości, teraźniejszości, przyszłości. Co ich odróżnia od całej masy ekspresyjnych istot ludzkich, które na przykład wypełniają poczekalnie w przychodniach, to kwestia tego, że nie narzekają. Po prostu rozmawiają. Pan Joachim wprowadza anonimową Panią w swój świat. Każde opowiadania-opowieść Guzika to odrębna całość, każde dotyczy jakiegoś aspektu jego świata (zakładając, że świat może posiadać aspekty). Opowiada o guzikach, które zbiera, opowiada o ludziach, których spotkał, opowiada o sytuacjach, których był świadkiem, opowiada o swoich refleksjach. Rzeczywistość – można założyć – nie jest monolitem, wbrew wszelkim pozorom, które sugerowałyby, że można tak o niej mówić. Składa się z drobinek i każda z nich, nawet element tak mały, że wręcz niedostrzegalny, jest istotna. Nie można całościowo postrzegać rzeczywistości, zdaje się twierdzić Pan Joachim, bez przyglądania się drobiazgom.

Jest w tym pewna prawda. Szkopuł w tym, że albo mamy do czynienia z banałem, albo z czymś, czego uparcie nie zauważamy. Myśl ludzka wybiega bardzo często w przód. Zamiast skupiać się na chwili bieżącej, człowiek planuje. Zamiast obserwować świat, w którym się jest, istota ludzka skupia się na relacji ja-czas. Ja zrobię to, ja zrobię tamto, w weekend ja pojadę tam. Świadomość teraźniejszości z reguły pojawia się wtedy, kiedy wymagają tego okoliczności. Jeżeli prowadzę samochód a ruch jest duży, skupiam się na drodze. Jeżeli wspinam się w górach, cała moja koncentracja zawęża się do ruchu, który teraz wykonuję i do ruchu, który wykonam po nim. Reszta jest nieistotna.

Można mówić, że Kędzierski opowiada banały. Można, ale byłoby to nie fair względem autora. Nie fair ponieważ to, co przekazuje nam Guzik, jest mądre. Ba, bardzo mądre. Autor wymusza na czytelniku pewną refleksję: każe nam skupić się na tym, że każde wydarzenie bieżące osadzone jest w kontekście szerszym niż nam się wydaje. Co to znaczy? Ano to, że prowadzenie samochodu w trudnych warunkach i wspinaczka górska to jeszcze nie jest to, bo żeby w pełni być w świecie, nie dość, że trzeba się koncentrować na chwili bieżącej, to jeszcze trzeba mieć świadomość kontekstu, w którym jest ona osadzona. Małe historie Guzika są, de facto, wielką afirmacją życia. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest w tym jakaś franciszkańska mądrość. Należy cieszyć się z małych rzeczy, radować smakiem piwa i tym, jak pachnie powietrze – dajmy na to – wczesną wiosną. Co więcej, trzeba być za te małe rzeczy wdzięcznym, bo mimo, iż z perspektywy ogólnej, szerokiej, nie są istotne, to jednak składają się na całe ludzkie życie. Sytuacje nie wracają – czas nie zatacza kręgów i nie sposób wrócić do tego, co pojawiło się na moment i znikło. Są dwie opcje: albo zarejestrowaliśmy moment i czasami wracamy do niego we wspomnieniach, ale one nigdy nie będą dość ostre, albo, zbyt skupieni na tym, co ma być lub na tym, co trzeba zrobić, przeszliśmy obojętnie wobec Chwili.

Joachim Guzik jest postacią dziwną. Jednocześnie stary mądrością i doświadczeniem, jest młody energią, radością i mową. Jego język jest pełen życia, jego wyobraźnia nie zna granic, jego poczucie humoru oscyluje na krawędzi sympatycznego i nieco ironicznego. Ciężko byłoby stwierdzić, że ktoś taki, jak Pan Guzik istnieje. Jest zbyt , z braku lepszego sformułowania , nad-ludzki. Mnie kojarzy się z postacią Żyda Wiecznego Tułacza. Komentator rzeczywistości, świadek Chwil, mędrzec i zarazem młodzieniec. Po części trickster, po części nauczyciel, Guzik w pewnym sensie transcenduje ludzką płaszczyznę – ale zarazem zachowuje swoją jednostkowość. To jest trochę problematyczne, bo jednocześnie mamy do czynienia z człowiekiem i jego (subiektywną) perspektywą i z bytem, który wykracza ponad człowieczeństwo. Mówiąc znacznie prościej: bohater-narrator wie więcej, niż mógłby wiedzieć bohater, ale zarazem zachowuje osobowość postaci. Staje się przez to nie tylko opowiadaczem, ale także i mentorem – co może drażnić tych, którzy nie lubią być moralizowanie explicite. Przyznam, że ja nie lubię. W literaturze szukam Prawdziwych Ludzi. Wolę tę literaturę, która jest bardziej surowa, która mówi o życiu i śmierci. Która momentami milczy. Ale, mimo wszystko, do opowieści pana Guzika wracam. Może niekoniecznie do konkretnych wydarzeń, ale do atmosfery całości. Aż chce się powiedzieć, że cała książka jest niewiarygodnie ciepła. Wraca się do niej jak do mglistych, sennych i złocistych wspomnień z letnich dni, kiedy jednocześnie nie działo się nic i działo wszystko. Trudno to nawet wysłowić. I może to właśnie jest niesamowitym atutem powieści: dotyczy niedotykalnego.

Ola Koehler

tytuł
tytuł

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych