Posłuchaj jeszcze raz BLONDE REDHEAD "Misery Is A Butterfly"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nowojorska formacja Blonde Redhead i ich nastrojowy nowy album "Misery Is A Butterfly" wydają się nawiązywać wprost do złotych czasów wytwórni 4AD, których pożegnaniem - w przeddzień inwazji Throwing Muses i Pixies z Bostonu w połowie lat 80. - był projekt "Filligree And Shadow" This Mortail Coil.

Blonde Redhead powstał 21 lat temu, gdy w jednej z niezliczonych w Nowym Jorku włoskich restauracyjek spotkali się studiujący w tym mieście Kazu Makino i Maki Takahashi z Japonii oraz włoscy bracia bliźniacy Simone i Amedeo Pace. Do tego stopnia ich muzyka zdawała się być wtedy inspirowana płytami Sonic Youth, że roztoczył nad nimi opiekę sam perkusista tego zespołu Steve Shelley (dwa pierwsze albumy BR wydał nakładem swej prywatnej firmy Smells Like). Po odejściu Takahashi Blonde Redhead postanowili występować dalej w trójkę i tak już pozostało. Piąty album "Melody Of Certain Damaged Lemons" (2000), wyprodukowany przez Guya Picciotto z Fugazi, oznaczał radykalne zerwanie tria z przeszłością.

"Misery Is A Butterfly" z 2004 roku to bez wątpienia najbardziej nastrojowa, najsilniej nasycona melancholią i nostalgią propozycja zespołu, a jednocześnie - najstaranniej i najbardziej finezyjnie wyprodukowana. Nie sposób tu nie dostrzec owej obsesyjnej dbałości o najdrobniejsze detale, jaka cechuje szefa 4AD, Ivo Watts-Russella.

Od pierwszego utworu, zatytułowanego "Elephant Woman", znajdujemy się w spowitym lekkim mrokiem, trochę baśniowym i romantycznym świecie, a kruchy głos Kazu Makino - która w Blonde Redhead dzieli miejsce przy mikrofonie z Simonem Pace - wywołuje lekkie skojarzenia ze śpiewem Catherine Deneuve w "Parasolkach z Cherbourga". O charakterze całej płyty decydują właśnie takie jak "Elephant Woman" utwory, by wymienić tylko "Melody", "Doll Is Mine", "Magic Mountain" i poruszający miłosny duet Makino i Simone'a w "Pink Love". Odległym echem dawniejszych, bardziej hałaśliwych czasów są natomiast "Falling Man" i "Maddening Cloud".

Następna płyta z 2007 roku zatytułowana "23" idzie krok dalej, malując pastelowymi barwami senne pejzaże, w których dziewczęcy, rozpięty między melancholią a rozmarzeniem głos Kazu idealnie wtapia się w delikatne elektroniczne i gitarowe brzmienia i szmery, budujące przepastną niczym kosmos przestrzeń dźwiękową. Tak jak niegdyś Shelley, tak teraz ważną rolę w ewolucji zespołu odegrali Chris Cody (Yeah Yeah Yeahs, TV On The Radio) jako inżynier dźwięku oraz Alan Moulder (My Bloody Valentine, Killers) i Rich Costey (Franz Ferdinand, Bloc Party, Muse) jako mikserzy.

W 2010 roku trio wydało płytę „Penny Sparkle", która pokazała, że muzyczna podróż nie dobiegła jeszcze końca. Zachowując Mouldera jako miksera, zespół zatrudnił jako producentów Vana Riversa i The Subliminal Kida, którzy związani są projektem Fever Ray byłej wokalistki The Knife, Karin Dreijer i znani są z przywiązania do cięższych, bardziej chłodnych elektronicznych brzmień i beatów. To było dość ryzykowne posunięcie ze strony Blonde Redhead, ale zakończyło się pełnym sukcesem. Głos Makino w całkiem nowej, minimalistycznej oprawie dźwiękowej zabrzmiał znakomicie: zderzony z zimną, „techniczną" elektroniką objawił silniej niż dotąd swój romantyczny rys i przydał nowym piosenkom zespołu aury intymności i tajemniczości, jaka kojarzy się momentami wprost z niektórymi nagraniami z katalogu This Mortal Coil.

2 września 2014 Blone Redhead wydali dziewiątą, najnowszą płytę "Barragán", która została wyprodukowana przez Drew Brown (Beck, Radiohead, The Books). Niestety, jego jego lekki, niemal minimalistyczne brzmienie w porównaniu do poprzednich albumów zostało przyjęte z mieszanymi uczuciami. Zespół cały czas odkrywa siebie dla siebie, co może trochę przytłoczyć fanów. Trzeba jednak przyznać, że osiągnęli dokładnie to, o czym marzyli: delikatny i ulotny jak senne marzenie pop, w którym idealnie współgrały eteryczny głos Makino, klimatyczne gitary i elektroniczna pejzażystość.

Jednak momentem przełomowym w karierze Blonde Redhead był ich chronologicznie szósty, ale pierwszy nagrany dla 4AD album „Misery Is A Butterfly" ( 2004), który spowodował ucieczkę grupy z avantrockowego nowojorskiego getta. Warto było zaryzykować, gdyż płyta adresowana jest dla wszystkich, starych i młodych, amatorów klimatów utożsamianych z 4AD, ale też z eteryczną muzyką Breathless, Helium czy Goldfrapp.

rep / SRec

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych