To mógł być błyskotliwy thriller w stylu Alfreda Hitchcocka. Rowanowi Joffé nie do końca to zadanie wyszło. Jednak nakręcił solidny i zaskakujący dreszczowiec z nareszcie dobrą rolą Nicole Kidman i kolejną kapitalną kreacją Colina Firtha. Choć tajemnicza historia ma kilka słabych punktów, to intryguje i wiarygodnie naświetla koszmar życia z amnezją.
„Zanim zasnę” bywa porównywany do „Memento” Christophera Nolana czy nawet „Fight Club” Davida Finchera. Ja jednak w nim widzę klasyczną opowieść, która mogłaby zainteresować maestro od „Okna na podwórze” czy „Vertigo”. Christine ( w końcu pozbawiona żałosnego wybotoksowania Nicole Kidman) budzi się każdego dnia, nie wiedząc kim jest i gdzie się znalazła. Czuje tylko tyle, że przydarzył się jej jakiś wypadek, który spowodował jej amnezję. Kobieta nie rozpoznaje swojego męża Bena ( niejednoznaczna, złożona rola Colina Firtha), zmuszony do wręcz rutyniarskiego codziennego opowiadania żonie historii ich wspólnego życia. Christine spotyka się też z lekarzem Dr. Nashem (Mark Strong), który codziennie rano do niej dzwoni i przypomina o kamerze, dzięki której Christine pod koniec dnia nagrywa swoje odczucia. Odczucia, których rano nie pamięta. Kolejne dni pozostawiają ślad w podświadomości kobiety, zaczynającej rozumieć, że za jej losem kryje się wielka intryga. Czy jest ona skrywana przez Bena? A może to dr. Nash robi wszystko by kobieta żyła w nieświadomości? Czy kobieta ma jeszcze jakąś rodzinę? A co z jej przyjaciółmi, którzy powinni ją odwiedzać? Czyżby każdy poza jej mężem ją opuścił? Skąd w ogóle może mieć on pewność, że świat, w którym żyje jest prawdziwy, a nie wykreowany precyzyjnie przez spotykane przez nią osoby?
Oparty na bestsellerze Stevena J. Watsona film syna twórcy „Pól śmierci” i „Misji” Rowana Joffé miał wielki potencjał by wejść do klasyki gatunku. Scenariusz ma kilka zaskakujących twistów i solidne rozegraną woltę. Mam jednak wrażenie, że gdyby w ręku taki materiał miał bardziej wytrawny reżyser, to inaczej by część wątków sfilmował, lepiej myląc tropy tej historii. Niemniej jednak Joffé odpowiednio buduje napięcie, balansując między eksponowaniem schematów thrillera i dramatu. Próbuje też naświetlić istotę amnezji, i radzenia z nią sobie nie tylko dotkniętej chorobą osoby, ale jej otoczenia. Jak osoba cierpiąca na amnezję może poradzić sobie z wiecznie odnawianą traumą śmierci najbliższej osoby, skoro nie ma szans na doświadczenie etapowości bólu i straty? Jak daleko można posunąć się w psychopatyczno-obsesyjnej miłości, i nie zauważać jej destrukcyjnej siły? Szkoda, że Joffé jedynie daje nam zerknąć na te problemy i chcąc zmieścić się w 90 minutach pędzi z akcją. Przynajmniej w dwóch momentach przydałby się kilkuminutowy moment wytchnienia zmuszający poważniejszej refleksji. Widać, że namiętności „thrillerowe” przysłaniają reżyserowi potrzebę realizacji kina głębszego emocjonalnie.
Dobrze jednak, że zarówno Colin Firth jak i Nicole Kidman mogli wystarczająco „wygrać” swoje postacie. Nareszcie Australijska aktorka pozbyła się nieznośnej maniery, którą raczyła widzów w kilku poprzednich filmach ( na czele z katastrofalnym „Grace. Księżna Monaco”), i przypomniała swoje najciekawsze role z przed dekady. Natomiast Colin Firth ponownie dowodzi, że jest aktorem wybitnym, potrafiącym z sekundy na sekundę wiarygodnie zmieniać oblicze granej przez siebie postaci. Przy delikatnie innym rozłożeniu akcentów, tak dobre kreacje aktorskie i intrygująca fabuła mogły uczynić z „Zanim zasnę” thriller na miarę klasyków. A tak dostajemy film solidny i warty obejrzenia. Czy jednak warty, nomen omen, zapamiętania?
Łukasz Adamski
4/6
„Zanim zasnę”, reż. Rowan Joffé, dystr. Monilith
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/252112-zanim-zasne-koszmar-przebudzenia-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.