ŁYSIAK. Czego nie wiemy o Piaście i Popielu. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Karawana literatury”, poprzednia książka Łysiaka, była chyba najgorszą w jego dorobku. Można było się z niej dowiedzieć, że właściwie cała literatura – i ta popularna, i ta nagradzana Noblami, i ta ceniona przez krytyków – to dno. Przepraszam, nie cała – wyjątkiem jest twórczość Łysiaka. A jedynym sprawiedliwym jest Andrzej Żuławski ze swoim „Nocnikiem”. Cóż, takie rozbuchane ego skonfliktowane z całym światem to częsta przypadłość pisarzy...

Teraz Łysiak trochę mnie zaskoczył, biorąc na warsztat rodzimą mitologię słowiańską. Zdaje się wręcz żałować, że nie mamy spójnej mitologii jak Grecy czy choćby Brytyjczycy. Czyta się „Polaków dzieje bajeczne” dobrze – książka ciekawa, ego autora się trochę schowało i Łysiak przedstawia stan wiedzy obecnej, dostępnej raczej tylko dla znawców – i nie tylko tej dotyczącej „mitów”, ale i historii Polski przed Mieszkiem I. Trochę jednak upraszcza, nazywając mitologię „zbiorem podań” (Biblia to też nie tylko „zbiór ksiąg”), umyka mu gdzieś jej usensowniający, porządkujący charakter. Złośliwości pod adresem „pokolenia internetu” też mógłby pominąć, chociaż... jeśli dzieciaki lepiej znają uniwersa fantasy, a opowieści o postrzyżynach Ziemowita (syna Piasta) czy myszach Popiela są im zupełnie obce, jest to jednak trochę niepokojące.

W każdym razie konsensusu wśród naukowców i spójnego obrazu „dziejów bajecznych” brak. Brane są pod uwagę hipotezy o skandynawskim czy morawskim pochodzeniu naszych „ojców założycieli” – są argumenty, są kontrargumenty, Łysiak przedstawia je i porządkuje. Jeden z naukowców (Przemysław Urbańczyk) podważył istnienie samego... plemienia Polan. Nawet Gniezno nie musiało być naszą pierwszą stolicą. A historia o myszach, które zjadły Popiela, mogła metaforycznie opowiadać o jakimś prawdziwym „przewrocie pałacowym” i pokonaniu złego króla. Wędrowni misjonarze mogli chrzcić Polaków dużo wcześniej. I tak dalej, i tak dalej.

Łysiak pokazuje, jak czasem legendy przeinaczane są dla doraźnych celów propagandowych. Całe pokolenia wychowały się na legendzie o „Wandzie, co nie chciała Niemca”, zgodnie z którą lepiej popełnić samobójstwo niż oddać się Niemcowi. Według starszej wersji legendy motywacja niechęci Wandy do ożenku była zgoła inna – otóż na tyle spodobało się jej samodzielne rządzenie, że nie chciała zostać „Pierwszą Damą” jakiegokolwiek władcy i sprytnie zaprzysięgła swe dziewictwo bogom. Albo Rus, dodany przez naszych wschodnich sąsiadów do duetu Lech i Czech, by uzasadnić „braterstwo słowiańskie” pod berłem cara tudzież przewodnictwem Kremla. Eksponowanie kmiecego pochodzenia naszego protoplasty, Piasta, również miało swoją przyczynę w czasach PRL – chociaż obecnie pojawia się coraz więcej argumentów za tym, że takim „z chłopa królem” to on raczej nie był.

Ciekawie brzmi pochwała przed-Mieszkowej centralizacji, dokonanej przez Ziemowita i Leszka IV (jego syna) – gdyby nie militarne zjednoczenie księstw dokonane silną ręką, Polski by nie było, fundamenty państwa powstały więc wcześniej. Miłośnicy gloryfikującej pogaństwo powieści „Słowo i miecz” Witolda Jabłońskiego dowiedzą się, jakiej rzezi dokonali na księżach i chrześcijanach podczas owej „reakcji” ci szlachetni „bałwochwalcy”. Zresztą, ulubioną rozrywką Słowian jako takich było ponoć wbijanie wrogów na pal; ich „sielankową” naturę można włożyć między bajki. A ostatnie badania DNA wykazały, że Polacy są dużo bardziej aryjscy od Niemców (ale ciut mniej od Brytyjczyków) – być może komuś poprawi to humor.

Interesujący jest rozdział o swastyce, jej symbolice, pozytywnym generalnie znaczeniu i popularności u nas na przełomie XIX i XX wieku. Ale już pomysł, by „odebrać ją Hitlerowi”, bo to taki „fajny i pozytywny symbol”, mam za nietrafiony. Lansujmy swastykę jako symbol pogański, nie hitlerowski, tylko po to, by zrobić na złość „światowemu lewactwu”? Bez przesady.

Cieszy, że Łysiak wraca do formy. Nawet jeśli po przeczytaniu „Dziejów bajecznych” okaże się, że „wiemy, że nic nie wiemy” i białych plam na mapie naszej (pre)historii właściwie przybyło, to i tak warto po nią sięgnąć. Co ważne, książka nie jest pisana z perspektywy „byli sobie dobrzy, miłujący pokój i naturę pogańscy Słowianie, potem przyszli chrześcijańscy okupanci i zaprowadzili terror”, która coraz częściej uwodzi co niektórych. Bez religii chrześcijańskiej Polska „rozwiałaby się jak opar mgielny”, pisze Łysiak i trudno nie przyznać mu racji.

Waldemar Łysiak, Polaków dzieje bajeczne. Nobilis, Warszawa 2014.

Sławomir Grabowski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych