Niedawno trafił na nasze ekrany film Scotta Dericksona „Zbaw nas ode złego”. Zainteresowani „horrorem non fiction” i ciekawi, jak to jest naprawdę, mają teraz okazję zapoznać się z książką Ralpha Sarchie'ego (jej tytuł oryginalny to „Beware the Dark”), na kanwie której luźno oparty został film.
Książka co prawda wydana została (w USA) w 2001 roku, ale tym bardziej aktualna jest dzisiaj, gdy szeregi egzorcystów rosną w tempie lawinowym. Niestety, razem z nimi rosną też szeregi różnych Nergalów, księży Bonieckich i innych „pożytecznych idiotów”. Ci koniecznie powinni przeczytać książkę Scarchie'ego. Jest paradoksem, że w diabła się nie wierzy, ale z drugiej strony, pisze Scarchie, „w USA działa ponad osiem tysięcy satanistycznych sabatów. W niemal każdym amerykańskim mieście co tydzień odprawiane są czarne msze. „Biblia szatana” LaVeya sprzedała się w milionie egzemplarzy. A księża i pastorowie tłumią w kazaniach odór siarki i ognia piekielnego”. Nawet Halloween nie powinno się bagatelizować.
Twardy gliniarz z tatuażami, nie stroniący od przemocy i lubiący horrory, nie mający nic przeciwko paleniu papierosów i okazjonalnemu wznoszeniu toastów (ale też codziennie odmawiający różaniec) nie bardzo pasuje do rycerza Chrystusa. Nie jest typem przesadnego intelektualisty, miłość do Boga jest ważniejsza niż „łechtanie ego”. Wśród diabłów też są „mądrale”, mogąca nas łatwo przechytrzyć. Autor ma perspektywę ostentacyjnie „średniowieczną”, mówi, że spotkał się z rytualnymi mordami (nawet niemowląt) i innymi satanistyczno-okultystycznymi makabrami, a współczesne odpowiedniki „czarownic” istnieją i mają się dobrze. Zirytują się po lekturze też miłośnicy medytacji transcendentalnej czy Świadkowie Jehowy (ci za antykatolickie fobie). A demon komunikujący się za pomocą bipnięć w słuchawce telefonicznej bynajmniej nie okaże jakimś dowcipem.
Sarchie, będąc policjantem w skrajnie brutalnym Bronxie, w pewnym momencie postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i walczyć nie tylko z „ludzkim” złem wtórnym, ale i z tym pierwotnym, demonicznym. W książce co rusz padają słowa irytacji pod adresem „nowoczesnych” tendencji w Kościele Katolickim, który diabła bagatelizuje i egzorcyzmy odprawia w ostateczności - zapewne by nie zostać posądzonym o „średniowieczność” i paranoiczność (kiedy sprzęt AGD lata ci po mieszkaniu, nie ma miejsca na sceptycyzm). Jednak jako świecki ma raczej związane ręce i nie może ich odprawiać, ale przynajmniej może modlić się modlitwami egzorcyzmowymi, np. specjalną modlitwą papieża Leona XIII. Czasem pomagają mu księża, czasem tacy eksperci jak małżeństwo Eda i Lorraine Warrenów (znanych z filmu „Obecność”). A potężną bronią jest modlitwa różańcowa czy relikwia z Krzyża Prawdziwego (!). Dzisiejszy człowiek czyta książkę niemal jak jakieś ubran fantasy, nazbyt przyzwyczajony do paradygmatu racjonalnego.
Sarchie trochę narzeka, że nie ma podręczników do demonologii, ale różną pseudonaukową ezoterykę uważa za ogłupiającą i niebezpieczną. Książka Sarchie poniekąd sama pełni funkcję takiego podręcznika - dowiemy się z niej o fazach opętania czy nawiedzenia, o „telepatycznej hipnozie”, dzięki której demony zaszczepiły wyobraźnię ludzkości wilkołakami (halucynacja i dezorientacja to ich broń), o zwiększeniu odporności na opętanie (czego się wystrzegać) czy o symptomach tegoż. Ciekawe, że dobrego egzorcystę powinien cechować zatem pewien... brak wyobraźni. Skoro rzekome wilkołaki, poltergeisty czy (choć nie zawsze) duchy zmarłych to ściemy demonów... Praca demonologa, pisze Scarchie, ma w sobie coś z detektywa. Niełatwo jest określić naturę demona, przejrzeć manipulacje, wreszcie wypędzić go w diabły. Parę historii to opis długiego rozkminiania prawdziwej natury demona, który ukrył się pod takowymi postaciami, po czym dopiero później następuje żmudny proces wypędzania demona z powrotem do piekła.
Książka opowiada kilka mrożących krew w żyłach historii, z których każda mogłaby stać się kanwą niezłego horroru. Łatwo zapomnieć, że czyta się właściwie „literaturę faktu”, relację ze świata, w którym całkowicie realne jest działanie klątw czy obecność mrocznych sił pochodzących z kultów afrykańskich, dzięki dawnym niewolnikom obecnych w amerykańskich miastach. Co do tego, że demony mogą zsyłać choroby i różne niepowodzenia, autor też nie ma wątpliwości. Podobnie jak do istnienia zaklętych przedmiotów, będących przeciwieństwem relikwii.
Wierzyć, nie wierzyć? Osobiście jestem więcej niż skłonny dać im wiarę, zwłaszcza po historii Anneliese Michel, która stała się kanwą „Egzorcyzmów Emily Rose”. Sam dzięki Bogu osobiście nie spotkałem się z manifestacją sił nadprzyrodzonych, ale świadectw tych jest zbyt dużo, by dało się je zbagatelizować i sklasyfikować jako paranoję czy obłęd.
Sławomir Grabowski
Ralph Sarchie, Lisa Collier Cool „Zbaw nas ode złego” (Beware the Night). Tłum. Edyta Stępkowska. Esprit, Kraków 2014
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251904-demony-nowojorskiego-policjanta-czyli-paranormal-non-fiction-recenzja