ADAMA WENDTA podróż do ciepłych krajów. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Saksofonista Adam Wendt kojarzy się raczej z męskim brzmieniem. Jego szorstka, zwięzła gra jest ozdobą albumów Walk Away, prowadzi też własną formację Adam Wendt Power Set.

Ale zdarzały mu się też projekty bardziej nastrojowe, jak album „Triologue” czy reinterpretacje utworów Komedy. I oto znowu Wendt się trochę odciąża. Jakby dla symetrii z Power Set – założył Acoustic Set i nagrał płytę-samograj, z gatunku tych, co lecą sobie raz, drugi, pięćdziesiąty, a nam kolejne powtórki bynajmniej nie przeszkadzają, bo miłe to dla ucha i jednocześnie na poziomie. „Acoustic Travel” płynie. W jej spokojnym nurcie miesza się jazz i muzyka latynoska – czasem przeważa jeden element, czasem drugi, a słuchacz (przynajmniej piszący te słowa) nieodmiennie ma radochę.

Materiał utrzymany jest w konwencji bossa novy z lekkim ukąszenie tanga, w większości instrumentalny, uzupełniają go trzy piosenki, w których niskim, lekko chropawym głosem śpiewa Laura Cubi Vilena. Tu szczególnie (ale i w instrumentalach też) daje się słyszeć klimat jakiejś południowoamerykańskiej mordowni. Instrumentarium nader oszczędne – saksofony lidera, akordeon (względnie bandoneon) Pawła Zagańczyka i rytmiczna podstawa dzięki kontrabasowi Jarosława Stokowskiego. Cała frajda polega właśnie na interakcji knajpianego brzmienia akordeonu z jazzowym zacięciem Wendta. Sztuka wysoka zstępuje z piedestału do tancbudy – i bardzo jej z tym do twarzy. Osiem kompozycji popełnił lider, uzupełniając program dwoma utworami klasyków: Astora Piazzoli i Richarda Galliano. Żeby przyjemność trwała ciut dłużej – dwa tematy śpiewane przez panią wokalistkę powracają na końcu płyty jako bonusy – już w formie instrumentalnej.

Wendt i jego kompani grają prosto, w punkt, stawiają na emocje, bo technikę i tak mają. To nie jest przeintelektualizowana muzyka dla muzyków, jest skierowana do ludzi, jak najszerszej ich masy. Podejrzewam, że te południowe rytmy jeszcze lepiej zabrzmiałyby na żywo, wyzwolone ze studyjnego rygoru. Dlatego cieszy mnie, że Acoustic Set rozpoczęło działalność koncertową. Jazzowi koneserzy na pewno się nie obrażą, a tzw. reszta świata będzie zadowolona tym bardziej, bo podano jej na tym krążku repertuar komunikatywny, a jednocześnie dość wyrafinowany. Zresztą pan Adam ma w CV epizod stricte klezmerski – grał na czterech płytach Leszczy i nie tratuje tego jako ujmy (dla jasności – w nowej odsłonie zespołu już nie występuje, w saksofon dmie tam teraz Mariusz „Fazi” Mielczarek).

„Acoustic Travel” pozwala wyłączyć kombinującą głowę i na moment dać dojść do głosu serduchu. Rozpływam się odlatuję, o matko, jak mi błogo, mmm. To zdecydowanie muzyka idealna na kończące się powoli lato, ale przecież z drugiej strony zimą też będzie trzeba się czymś rozgrzać. A prąd do herbatki kosztuje… Notatka na marginesie – sprawdzić jak się przy tym tańczy z dziewczyną. Wyszła mi krótsza recenzja niż zwykle, ale co ja mam tu jeszcze pisać? To jest granie, które po prostu trzeba poczuć. Wtedy długo się od słuchacza nie odczepi. Prochu Wendt nie wymyślił, ale zafundował mi bardzo miłe wrażenia. Nie obraziłbym się za jakiś koncercik w okolicy.

Paweł Tryba

Ocena: 5/6

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych