Trailer filmu „Mad Max Fury Road” wzbudził we mnie nie małą konfuzję. Z jednej strony nie robi żadnego wrażenia (projekty pojazdów i postaci widoczne na tych kilku minutach są czystym recyklingiem dawnych Mad Maxów) z drugiej robi wrażenie – bo obejrzeć tę piękną rozwałkę, którą wcześniej podziwialiśmy choćby w „Mad Max 2”.
Plus z tego co widzę Tom Hardy będzie innym Mad Maxem niż Gibson (bo najpewniej obłąkanym w wyniku przebytej traumy), zaś sam film nie będzie bajeczką w PG 13 tylko krwawą, brutalną post apokaliptyczną epopeją. Swoją drogą – to znamienne, że wspomniany Gibson – aktor i reżyser, którego uwielbiam – karierę rozwinął właśnie na początku grając szalonego Maxa. Znamienne, gdyż sam Mel jest ewidentnie człowiekiem cierpiącym na psychikę.
Jednak w 2015 roku prorokuję renesans post apokalipsy, jako gatunku fantastyki. Nawet jeśli „Mad Max Fury Road” będzie filmem złym i zaliczy klapę. Tak to jest, że czasy produkują modne gatunki. Obecne letnie blockbustery to kino raczej depresyjne, ukazujące nawet superbohaterów cierpiących na depresję. Czyżby konflikt na Ukrainie prowokował do przewidywania nadchodzącej apokalipsy i przygotowania się do niej?
A post apokalipsa ma naprawdę dobre tradycje. I sądzę, że rok 2015 będzie tym w którym wiele z nich sobie będziemy przypominać.
Literatura – polska i obca
Zaznaczam – ten krótki tekst nie jest wyliczeniem całej literackiej, filmowej i gamingowej post apokalipsy. To robota dla speców od gatunku. Ja chcę pochylić się nad naprawdę wybranymi dziełami.
Takimi jak chociażby „Aleja Potępienia” Rogera Zelaznego. Opowieść o Czarcie Tannerze, który udaje się w podróż po zrujnowanych Stanach Zjednoczonych, choć krótka, jest jedną z najmocniejszych wizji post apokalipsy w literaturze. Zamknięty w pancernym, podrasowanym samochodzie Tanner opisuje nam swój świat. Jego podróż jest naszą podróżą. To jedna z najbardziej wyrazistych i porywających wizji post apokalipsy w literaturze. I zarazem najbardziej depresyjna i przez to – realistyczna.
Wśród Polaków prym wiedzie wybitny Marek Baraniecki ze swoją „Głową Kasandry”. To bardziej psychologiczna literatura aniżeli inspirowana Mad Maxem. Post apokalipsa rozgrywa się w głowie postaci, aniżeli w scenach i opisach świata zalanego zagładą.
Jednak niedoścignioną wizję końca świata opisał oczywiście Cormac McCarthy. Jego „Droga” to prawdziwy opis końca świata. Końca zbiorowego i indywidualnego. Końca człowieka, istoty ludzkiej i cywilizacji.
Mad Max i kino
Choć post apokalipsa jest dla kina kąskiem wyjątkowo wysmakowanym do wizualnej realizacji jednak kino nieczęsto po to sięga a jak już – to zwykle efekt jest nie najlepszy. Oczywiście – szczytem wizualnej ekspresji post apokalipsy jest cała trylogia, której bohaterem jest Szalony Max. Mel Gibson już od pierwszego (moim zdaniem niezbyt wybitnego) filmu odmalował postać mimo wszystko niejednoznaczną, targaną sprzecznościami. To nie jest pierwszy lepszy bohater ze wzruszeniem ramion rozwalający tabuny wrogów. To jawny wariat dający się wciągnąć w sytuacje, które niejednokrotnie sam prowokuje. Nawet „Mad Max: Pod Kopułą Gromu” sam nie wiem dlaczego okrzykniętym najgorszą częścią trylogii jest filmem inspirującym. Zaś Tina Turner grająca władczynię i post nuklearną diwę znakomicie odnajduje się w swojej roli.
Ważnym filmem (choć znów, jak w wypadku książki Baranieckiego) jest też „Ostatni Brzeg”. W obu wersjach – opowieść o zdychającym powoli świecie to znakomity obraz apokalipsy rozgrywającej się w głowach postaci. Koniec zaś jest smutny i dołujący. Nie do zniesienia.
No i ekranizacja „Drogi” wykonana przez Johna Hillcoata z Viggo Mortensenem i Kodim Smit-McPhee, choć ukrzyżowana przez krytykę, wydaje mi się znakomicie oddawać ducha powieści McCarthy’ego. To film męczący – tak jak powieść. Przez to wybornie oddaje istotę zmagań, które nie mają sensu.
Triumf gamingu
Najlepiej ma się jednak post apokalipsa w grach. Bodaj najbardziej znaną i najlepszą jest seria Fallout (poza Falloutem 3). To wizja świata zrujnowanego wojną nuklearną, w którym wcielamy się w ocaleńca ze schronu. W części pierwszej poszukujemy chipu wodnego, mającego ocalić naszych braci i siostry w Vaulcie. W drugiej jako potomek bohatera „jedynki” poszukujemy mitycznego artefaktu, G.E.C.K.a, który ocali naszą konającą wioskę. Nad „trójką: spuśćmy zasłonę milczenia. Dopiero „Fallout: New Vegas” powrócił do klimatu jedynki i dwójki, jednak poszedł dalej: w tej części mogliśmy obserwować powolną próbę odbudowy społeczeństwa. Idącą jednak rozmaitymi drogami. Po drodze, po sukcesie dwójki, pojawił się też kontrowersyjny „Fallout Tactics” nieco zmieniający historię świata, jednak będący znakomitą produkcją i ukazującą świat inny (bo odleglejszy geograficznie) jednak wciąż bezwzględny dla grających.
Fallouty to czysta sztuka. To nie tylko gry operujące wspaniałym światem (jeśli można to tak określać) i postaciami, ale też przede opowieść – dla każdego gracza indywidualna.
Ten rok przyniesie nam też kolejną grę bazującą na sprawdzonym wzorcu – „Wasteland 2” (odwołujący się do gry jeszcze z końca lat 80-tych) nie tylko jest tworzony przez wiele osób pracujących nad pierwotnymi Falloutami, ale może też przedefiniować ten gatunek dla świata gier.
A „Mad Max…”? Oby się go przyjemnie oglądało. Choć znowu, w tym przypadku, „przyjemnie” to trochę źle napisane.
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251797-mad-max-i-zaglada-pukaja-do-drzwi-kin-i-nie-tylko