PAN MERCEDES. Żegnajcie, szare komórki Herkulesa Poirot

Widmo krąży nad czytelnikami, widmo beznadziei. Ciężkie czasy nadeszły również dla miłośników kryminałów, nadeszły, rozgościły się i najwyraźniej nie zamierzają tak szybko przeminąć. Ciężkie zwłaszcza dla osób, które swoją przygodę z literaturą zbrodni zaczęły głupio, bo od klasyki – korowodu spraw rozwiązywanych przez pełnego staroświeckiej galanterii Monsieur Poirot lub przeuroczą starszą damę, pannę Marple.

Wygląda jednak na to, że kryminał brytyjski umarł razem z Agathą Christie. Na liście bestsellerów gatunku dość nużąco tryumfują autorzy skandynawscy. I tutaj zaczynają się schody. „Agathy” przyzwyczaiły swoich czytelników do zbrodni „cywilizowanych”, w których trup, owszem jest, ale stanowi raczej coś w rodzaju koniecznego rekwizytu zawiązującego akcję. Trup jest tutaj niezbędny jako dodatek, dyskretnie wtapia się w tło zacisznego wnętrza biblioteki, ot – orzechowa etażerka, przyćmione światło odbijające się w lustrze w stylu Chippendale, porcelana Woodland i zwłoki młodej kobiety w balowej sukni porzucone przed kominkiem. Trup skandynawski stanowi natomiast obiekt fascynacji sam w sobie. Czytelnik nie tylko staje się mimowolnym świadkiem przerabiania ofiary na trupa (która to czynność nie zajmuje przesadnie dużo czasu) ale tutaj ta chwila zostaje rozciągnięta do granic absurdu, od szczegółowego planowania i wyobrażania sobie czynu, poprzez powolne duszenie/zarzynanie/wykrwawianie ofiary aż do upajania się rozkładem, kiedy to musimy się z fascynacją w owe zwłoki wpatrywać, kibicując muchom składającym czterdzieści pokoleń jaj w nieboszczyku. Wszystko to bez jakiegokolwiek związku z zasadniczym celem powieści, czyli wykryciem i ukaraniem zbrodniarza. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem pornozbrodni: żadnych niedopowiedzeń, żadnych domysłów. Zbrodnia ukazana brutalnie, prymitywnie i wprost, opisana do najbardziej krwistego szczegółu.

Równie zatęchłe i obrzydliwe okazują się być motywy działania sprawcy. O ile zbrodniarze epoki edwardiańskiej kierowali się bardzo racjonalnymi powodami popełnienia morderstwa, jak chęć przejęcia spadku czy zemsta (ci ludzie wydają się nam tak normalni, że człowiek ma ochotę poprosić ich o opiekę nad kotem podczas urlopu), o tyle zbrodniarze współcześni to prawdziwi psychopaci. Ich motywy to zaburzenia na tle seksualnym (koniecznie pedofilia!) sadystyczna przyjemność płynąca z zadawania bólu czy… dążenie do sławy. I tutaj pojawia się jakże ciekawa figura mordercy celebryty, który chce przede wszystkim, żeby się o nim mówiło, w Internecie, w prasie, w telewizji, najlepiej z przerażeniem, niedowierzaniem i niezdrową fascynacją. Ciekawym przykładem mordercy celebryty jest Pan Mercedes w debiutanckiej powieści detektywistycznej dotychczasowego mistrza horroru, Stephena Kinga. Tajemniczy Pan Mercedes zawdzięcza swój przydomek jakże świeżemu i oryginalnemu pomysłowi wjechania ukradzionym samochodem w grupę bezrobotnych oczekujących na otwarcie targów pracy, zabijając osiem osób i raniąc kilkanaście. Pan Mercedes, oprócz chęci urzeczywistnienia swoich chorych fantazji i wytworzenia atmosfery terroru, kieruje się tak naprawdę jednym motywem – chce „zaistnieć”. Niestety, sława może stać się nałogiem. Potrzeba ciągłego absorbowania sobą świadomości społeczeństwa wkrótce daje o sobie znać i decyduje się on na znacznie bardziej widowiskowe morderstwo. Pan Mercedes nie może przecież pozwolić, by masowy odbiorca, przekarmiany codzienną dawką zbrodni, stracił zainteresowanie jego osobą.

Niestety, postać stworzona przez Kinga to nie tylko wynik wybujałej wyobraźni autora. Król czerpie pełnymi garściami z otaczającej rzeczywistości, zgodnie z zasadą, że takich mamy morderców, jakie młodzieży chowanie. Nasi mordercy są przecież smutnym wytworem społeczeństwa i czasów, w których żyjemy. Na przykład James Holmes, sprawca najgłośniejszej premiery filmowej wszechczasów, czy Anders Breivik i jego niecodzienna promocja manifestu „2083 – Europejska Deklaracja Niepodległości” na wyspie Utoya. Nie jest przypadkiem, że w chwili, kiedy autor niniejszego tekstu pisze te słowa, mija dosłownie kilkanaście godzin od rajdu szaleńca, celowo potrącającego przechodniów na sopockim „Monciaku”. Może i facet nie czytał „Pana Mercedesa”, ale idee zawarte w książkach zawsze tajemniczym sposobem przedostają się do masowego obiegu, najczęściej dzięki ludziom uczestniczącym w kulturze (patrząc na sprawę w ten sposób, spoczywa na nas spora odpowiedzialność).

King, jako niekwestionowany od lat król horroru, zadebiutował na rynku powieści kryminalnej i jak to on – od razu trafił w dziesiątkę. Jeżeli nowoczesny kryminał ma się sprzedawać, to musi być czymś na pograniczu kryminału i horroru. Rzeka krwi. Poodrywane kończyny. Ludzki mózg rozsmarowany na przedniej szybie pędzącego Mercedesa. Dziewczyna z maleńkim dzieckiem przerobiona na „dżem truskawkowy w śpiworze”. A dlaczego? Cytując samego Pana Mercedesa: „(…) wielu ludzi z radością zrobiłoby to co ja i dlatego lubią książki i filmy (i w naszych czasach nawet programy TV) o Torturach i Ćwiartowaniu (…).” Jednym słowem – żegnajcie, szare komórki Herkulesa Poirot. Jesteście niezbyt widowiskowe, jak na krwiste apetyty współczesnego czytelnika kryminałów.

Małgorzata Hinca-Kusiak

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych