BIAŁY ORZEŁ – pierwszy polski superbohater (na serio). Recenzja

No i doczekaliśmy się kolejnego przeszczepu amerykańskiej kultury na nasz grunt. Polacy, spójrzcie! Tam, na niebie! To ptak! To samolot! Nie, to Su… tfu! To BIAŁY ORZEŁ! Dziecko braci Macieja i Adama Kmiołków (odpowiednio: scenariusz i rysunki), klecone przy pomocy kilkorga zaprzyjaźnionych grafików, wyrąbało już sobie niszę w komiksowym rynku Polski. Biały Orzeł ma swoje „zady i walety”. Ale skoro od blisko dwóch już lat dzielnie broni naszej ojczyzny to na naszym popkuturalnym prawicowym portalu wzmianka mu się należy jak chłopu rola!

tytuł
tytuł

Komiks superbohaterski to gatunek dość specyficzny, a na pewno znacząco różni się od komiksu europejskiego. Nie chodzi tylko i wyłącznie o format zeszytowy, mniejszy od typowego dla Starego Kontynentu A4 – ale przede wszystkim o prowadzenie fabuły. O ile w Europie album ma być całością – względnie – częścią krótkiego cyklu), a seria zmierza do logicznie wytyczonego końca, o tyle w USA, gdzie superhero stanowi lwią część rynku, seria komiksowa jest swego rodzaju mydlaną operą. Ma mieć akcję, ma mieć zamknięte historie, ale nie ma prawa się skończyć, co czasem może wprawić w konsternację tak czytelnika, jak i scenarzystę. X-Men, Iron Man, Hulk i inni bohaterowie wydawnictwa Marvel zostali wymyśleni na początku lat 60tych, a Kapitan Ameryka – w czasie II wojny światowej. A mimo to wciąż ukazują się ich przygody, w których są młodzi, sprawni, nieprzyzwoicie napakowani i walczą z różnymi złowieszczymi typami, a nie jak przystało na emerytów – z demencją i artretyzmem. Inna sprawa, że raz na kilka lat zmienia się scenarzysta danej serii, co pozwala spojrzeć na postać z nowej perspektywy, zmienić jej obszar działania (choć to akurat nie zawsze się sprawdza – superbohaterowie ze „stajni” DC mają swoje nienaruszalne terytoria – Batman strzeże Gotham City, Superman Metropolis, a Green Lantern 2814 sektora Kosmosu, w którym akurat znajduje się Ziemia). Stronice, na których pojawili się Superman, Wolverine czy Thor idą w dziesiątki tysięcy, bohaterowie ci zaliczali zgony, zmartwychwstania (niestety, to powszechna praktyka w komiksie superhero, mogąca robić młodemu czytelnikowi wodę z mózgu), a kto chciałby logicznie, chronologicznie poukładać ich przygody, może dostać kociokwiku. Biały Orzeł, powielając amerykańską formułę, może uniknąć grzechów amerykańskiego „starszego brata”.

Biały Orzeł nie jest pierwszym polskim superbohaterem w ogóle – ten motyw, łatwy do przejaskrawienia i obśmiania, pojawiał się od lat w rodzimym rysunkowym undergroundzie. Wciąż ukazują się przygody Wilq – obrońcy Opola, regularnie wyrusza w Polskę lewacki ekoterrorysta Likwidator, mało kto już pamięta o efemerycznej parodii „Człowiek bez Szyi”, choć już Człowiek-Paroovka (sic!) wciąż ma swoich zwolenników. Ale poczynania wszystkich tych dziwolągów wzięte są w nawias humoru (nie zawsze smacznego), a Biały Orzeł jest jak najbardziej serio. To podstawowa różnica. Żadnej autoironii, żadnego puszczania oka do czytelnika. W skali fabularnej, emocjonalnej, wszystko jest 1:1, bez umowności. Losy dzielnego Aleksa Poniatowskiego trzeba brać takimi, jakie są. A są… zlepkiem motywów z amerykańskiego superhero i polskich klechd.

tytuł
tytuł

Rzecz dzieje się w Polsce, czyli nigdzie. Bo w realnej Polsce niemożliwe byłoby powstanie wiodącej w świecie korporacji zajmującej się biotechnologią i zbrojeniami (przez dwa lata ukazywania się komiksu nigdzie nie wspomniano, żeby firma Techcorp miała zachodni kapitał). Jeden z dwóch jej dyrektorów, genialny (a jakże!) naukowiec Aleks Poniatowski (z TYCH Poniatowskich, co możliwe, że będzie miało wpływ na dalszą fabułę), wypada z okna swojego gabinetu na wysokim piętrze biurowca. Wygląda to na samobójstwo. Ale Aleks to twardy zawodnik, budzi się po czterech latach śpiączki. Tyle, ze sparaliżowany od pasa w dół. A co gorsza – nie poznaje świata, który w trakcie jego nieobecności wywrócił się na lewą stronę. Jego żona zniknęła (potem okazuje się, że z „człowiekiem z miasta”), a najlepszy przyjaciel Wiktor Ross przejął pełną kontrolę nad Techcorpem i zamierza opchnąć wojsku nowocześnie uzbrojonych, biotechnologicznie podrasowanych żołnierzy – wszystko to dzięki niezwykłemu serum, które opracował ojciec Aleksa – naukowiec jeszcze genialniejszy od syna. Na szczęście tata biednego kaleki nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – ma nowe, bardziej zaawansowane serum, dzięki któremu jego syn wstaje z wózka inwalidzkiego, uzyskuje siłę pozwalającą unieść naczepę TIR-a i wytrzymałość, dzięki której przeżywa „czołówkę” z pociągiem. Jeszcze parę usprawnień (kamery video z opcją super-zoom wszczepione do oczu, kombinezon umożliwiający latanie) i już wzbija się w niebo polski bohater nowej generacji. Nic to, że źródło jego mocy, strój w barwy narodowe i hełm ze skrzydełkami momentalnie kojarzą się z Kapitanem Ameryką. Nic to, że ma młodocianego pomagiera - komputerowego geniusza Hudiniego (Batman ma u boku Robina, a w jaskini nastoletniego majsterkowicza Hiro, Green Arrow ma Speedy’ego, Kapitan Ameryka miał do pomocy Bucky’ego i tak dalej…). Ale jest NASZ! Polski broni (ze wskazaniem na Warszawę)! A w Polsce źle się dzieje, bo były przyjaciel Orła, Wiktor Ross, otworzył puszkę Pandory. Z puszki zaś wyskakują potwornie silni, ale odmóżdżeni żołnierze-zombie jak i przeciętniacy, w których żyłach serum Techcorpu znalazło się przypadkiem (to motyw z najnowszego, siódmego odcinka przygód Orła – jeden ze śmieszniejszych w serii, nie będę go zdradzał). Łeb podnoszą też inne wraże siły – Leśne Licho, powstające z dna Wisły monstrum przypominające Godzillę, tajemniczy władca bezdomnych z Dworca Centralnego. Na szczęście Orzeł nie jest w swej krucjacie sam – zawsze pomoże mu Hudini, a okazjonalnie Warszawska Syrenka, Wyklęty Polski Rycerz, Dziki Góral czy noszący maskę i bijący przestępców łomem brutalny Obywatel (ewidentna kalka postaci K.C. Jonesa z komiksów o Żółwiach Ninja). I właśnie ta mieszanka legend i fantastyki daje zgoła kuriozalny efekt, który jednych od Orła odrzuci, a innych doń zachęci.

tytuł
tytuł

Kto chce znaleźć logikę i wysublimowana rozrywkę, niech uda się pod inny adres. Kto oczekuje od komiksu nawalanki – dobrze trafił. Wydaje się jednak, że Maciej Kmiołek nie jest pozbawiony pisarskich ambicji. Do tej pory fundował nam ekspozycję – wprowadzał nowe postacie, rysował tło wydarzeń. W niedawno wydanym odcinku ósmym poszczególne wątki wreszcie zaczynają się ze sobą splatać. Dzięki temu, że za scenariusz odpowiada jeden autor, nie musimy się obawiać że w trakcie trwania seria raptem skręci w jakimś dziwnym kierunku czy zmieni klimat. Może się okazać, że „Biały” będzie zamkniętą fabułą przeprowadzoną od-do, czego mu szczerze życzę. Że Aleks uratuje Polskę – tego możemy być pewni, pytanie tylko jak tego dokona. Na odpowiedź trochę poczekamy – seria zalicza kilkumiesięczne wydawnicze opóźnienia. Ale dobrze, że jest. Dzieci mogą wreszcie zobaczyć, jak ktoś odziany w polską flagę wygrywa. Przynajmniej na papierze. Papier zaś jest kredowy, a grafika na wysokim, równym zachodniemu, poziomie.

Paweł Tryba

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.