FORTA Michała Cholewy TYLKO U NAS fragment powieści

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. Materiały promocyjne
fot. Materiały promocyjne

Michał Cholewa pozytywnie już zaskoczył nas powieściami "Gambit" oraz "Punkt Cięcia". Teraz będziemy mogli cieszyć się jego kolejną powieścią, będącą trzecią częścią przygód kaprala Wierzbowskiego.

Premiera powieści już w poniedziałek 21 lipca, tymczasem wNas.pl ma przyjemność zaprezentować fragment powieści. Zapraszamy do lektury!

Baza EU Churchill, Cartagena, system Murcia, 14.11.2212 ESD, 23:34

Gwiazdy nad głową Marcina Wierzbowskiego drgnęły i runęły w dół, zmieniając się w błękitnawe smugi gazów wylotowych. Promy desantowe opadły ku bazie Churchill niczym rój szerszeni, prosto do celu, w ogłuszającym hałasie pracujących pełną mocą silników. Pośród morza komunikatów korekt kursu i wyznaczania stref lądo- wania ich załogi odliczały ostatnie sekundy, czekając na moment, kiedy podwozia maszyn dotkną gruntu i opadną wrota desantowe. Garnizon Churchill był doskonale przygotowany. Od zejścia z orbity zbliżające się promy były bacznie obserwowane przez operatorów sieci sensorycznej placówki. Kadra oficerska wymieniała ostatnie uwagi przed lądowaniem, a zgromadzeni na stanowiskach naziemnych specjaliści czekali w napięciu na stworzone przez człowieka spadające gwiazdy. Jeszcze pięć minut. Jeszcze trzy. Jeszcze jedna. Żołnierze – zarówno ci na promach, jak ci oczekujący na powierzchni planety – odliczali czas prawie równocześnie.

Dziesięć sekund przed przyziemieniem maszyna wykonała ostatni zwrot. Tylko na ułamek sekundy zamarła kilka metrów nad lądowiskiem, po czym piloci, nie czekając na pełny zawis, zredukowali ciąg. Clansman, będący w gruncie rzeczy latającą cegłą, trzymaną w powietrzu tylko przez elektronikę oraz dysze kierunkowe, opadł ku ziemi w idealnie wyliczonej deceleracji. Łapy podwozia niemal miękko dotknęły szarej nawierzchni.

– Medycy do noszy, reszta wchodzi po nich i bierze się za hibernatory – komenderowała Cartwright. – Kicia i Carrera, w razie potrzeby bierzcie do pomocy innych.

Odpowiedziało jej chóralne „tak jest”, a potem ciężkie drzwi desantowe opadły z hukiem na płytę lądowiska. Zespół Cartwright ruszył w tej samej sekundzie, wprost w chaos wyładunku. Kicia pierwsza dopadła dwójki żołnierzy dźwigających nosze.

– Na wóz! – Machnęła ręką w stronę stojącego kilka metrów dalej pojazdu technicznego. Wszystkie ambulanse Churchill nie starczyły nawet na większą część przywożonych rannych. – Szybko, szybko!

Przysunęła medskaner najpierw do karty informacyjnej przy noszach, a potem do ramienia unieruchomionego na nich żołnierza o pokrytej opatrunkami twarzy. Dwójka dźwigających rannego kolegę potruchtała we wskazanym kierunku, więc dziewczyna ruszyła za nimi, w biegu wydobywając błękitnie oznaczony pojemnik ze środkiem przeciwbólowym.

Kilka metrów dalej Carrera dokonywał podobnych oględzin rannego – nieprzytomnej dziewczyny, do twarzy której przylgnęły nadtopione fragmenty skafandra bojowego. Tuż obok Weiss badał trzecią ofiarę. Na sąsiednich lądowiskach siadały kolejne clansmany i kolejne zespoły wkraczały do akcji. Nieustabilizowani ranni przywiezieni na noszach wędrowali na pojazdy i do ambulatorium. Hibernatorami medycznymi można było zajmować się w drugiej kolejności – powierzeni im ludzie zostali przynajmniej tymczasowo zabezpieczeni. Wierzba tylko raz spojrzał na przydzielonego mu rannego. Nie od razu zorientował się, że ma do czynienia z istotą ludzką. Szeregowiec – albo szeregowa, Polak nie był pewien – wyglądał, jakby przeżył wyjątkowo bliskie spotkanie z miotaczem ognia. To, że jeszcze uznawano go za żywego, graniczyło z cudem. A przecież w hibernatorach przewożono wyłącznie tych zakwalifikowanych jako stabilnych. Tylko lepsze przypadki.

Z nieba wciąż spadały gwiazdy, wyjące silnikami, niosące dziesiątki i setki rannych, bez przerwy zajmujące miejsca na licznych lądowiskach olbrzymiej bazy. Piąta Dywizja Desantowa, duma Unii, wracała do domu. Na Churchill zapowiadała się ciężka noc.

Szary, pochmurny poranek nadszedł długie siedem godzin później. Wierzbę i większość plutonu zluzowano koło trzeciej, kiedy przestali być potrzebni. Formalnie dawało to prawie trzy godziny wypoczynku, ale Marcin nie mógł zasnąć. Cztery nocne godziny zapewniły mu wystarczająco wiele wrażeń, by bał się zamykać oczy. A przecież i tak nie widział wiele, był zaledwie trepem, przydatnym głównie do roboty fizycznej. Kicia, Carrera i wszyscy inni w bazie, którzy mieli choć podstawowe przeszkolenie medyczne, musieli o wiele dokładniej obejrzeć sobie bohaterów osławionej Piątej.

Nie wiedzieli zbyt dużo ani na temat punktu stacjonowania feralnej dywizji, ani jej zadań. Nocne wydarzenia mogły być symptomem różnych problemów – nieudanej ofensywy Unii, nagłego ataku Jankesów, powrotu z igły, jak wtedy, kiedy lądowali na New Quebec. Jedynym, co można było powiedzieć ze względnie dużą pewnością, było to, że katastrofa Piątej stanowiła zły znak.

Marcin nie sądził, żeby całkowita tajemnica miała zostać utrzymana długo – już następnego ranka pojawią się plotki, mniej więcej w połowie bzdurne, ale wszystkie dramatyczne. W ciągu kilku godzin informacje staną się bardziej wiarygodnie i najprawdopodobniej do wieczora, najdalej kolejnego dnia, żołnierze Czternastej Dywizji będą wiedzieć, co w trawie piszczy. Przy tak wielkiej liczbie potencjalnych źródeł informacji było to nieuniknione.

Na razie mogli się jedynie domyślać, a to żołnierze zawsze robią najlepiej. Biorąc pod uwagę wydawane przez porucznik Cartwright rozkazy, ich wyobraźnia miała doskonałą pożywkę...

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych