TRANSCENDENCJA, czyli DEPP w maszynie. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Materiały prasowe
Fot. Materiały prasowe

Ależ to miał być dobry film. Wysokobudżetowa produkcja z rodzaju tzw. fantastyki problemowej z doborową obsadą – Johnny Depp, Morgan Freeman i Paul Bettany i inni w filmie o transhumanizmie, postludzkości i co nas tam jeszcze fajnego czeka w dwudziestym pierwszym wieku w jego nieapokaliptycznym wariancie.

Scenariusz Jacka Paglena leżał czas jakiś na hollywoodzkiej „Czarnej liście”, gromadzącej najciekawsze, niezrealizowane scenariusze, aż dostał zielone światło. Producentem został Christopher Nolan, a za kamerą stanął Willy Pfister, etatowy operator reżysera „Incepcji”. Zapowiadał się kamień milowy gatunku.

Will Caster (Johnny Depp), naukowiec zajmujący się sztuczną inteligencją i pracujący nad powstaniem „technologicznej osobliwości” zostaje ranny po zamachu luddystów-technofobów i nie ma zmiłuj, musi umrzeć, bo kula była, uwaga, radioaktywna. A może nie musi, wystarczy, że skopiują jego umysł (taaaa…) do kwantowej maszyny i będzie sobie radośnie hulał po nieskończonych przestrzeniach wirtualnych. Obawiam się, że gdyby nawet było to możliwe, prawdziwy Caster przyglądałby się ze zdumieniem z zaświatów poczynaniom swojej elektronicznej kopii. W filmie „upload” świadomości przebiega gładko, miłość żony do wirtualnego męża kwitnie, choć ten rozpanoszył się po całym Internecie i widzi wszystko za pomocą kamer. A że pozostał ludzki, prowadzi działalność charytatywną, przyspiesza rozwój medycyny i nanotechnologii, zakłada nawet jakieś utopijne miasteczko-ośrodek badawczy itd. Niewdzięcznym terrorystom, ale i rządowi ta wszechwładza i wszechobecność jednak nie w smak i próbują go pokonać podstępem, który ów łyka jak smok barana nafaszerowanego siarką i super-hiper-mega inteligencja mu na nic. Depp grający osobowość maszynowo-wirtualną wysila się mniej więcej tyle, co Arnold Schwarzenegger w „Terminatorze” (czyżby wziął do serca krytykę nadmiaru ról przeszarżowanych?), ale i reszta obsady wypada niesamowicie bezbarwnie. Nawiązania religijne (Will, podobnie jak Bóg, przejawia zamiłowanie do tworzenia ogrodów, tyle że dzieło Stwórcy pooprawia) mają dodać głębi (nie dodają), a w finale pojawiają się akcenty wręcz panteistyczne. Transcendencji, dalibóg, ze świecą tu szukać. Niemrawe strzelaniny są tylko po to, by nie uśpić widzów. O niebo lepszy jest film „Ona” – pewnie, też nie bardzo wierzę w antropomorficznego Windowsa, ale film Spike’a Jonze jest świeży, bardziej humanistyczny i sporo mówi o dzisiejszym homo computerus, czego nie da się powiedzieć o „Transcendencji”. Sam pomysł człowieka w komputerze to za mało, zresztą był on przerabiany w „Kosiarzu umysłów” czy „Tronie” – tamte filmy przynajmniej nie udawały mądrzejszych, niż były naprawdę. Nawet serial „Impersonalni”, eksploatujący podobny motyw wszech-maszyny wypada lepiej.

Są w filmie jakieś echa humanizmu, choćby w scenie, gdy Evelyn, żona Castera (Rebecca Hall) bodaj raz w całym filmie się wkurza, uświadamiając sobie, że komputerowy mąż posiada wszystkie informacje o zachodzących w jej ciele procesach biologicznych, chemicznych itd. – i wcale dzięki temu nie zna jej lepiej. Ale jednoczesne założenie, że człowiek to coś więcej niż procesy biochemiczne zdaje się kolidować z przekonaniem, że takiego człowieka da się bezstratnie i z korzyścią dla niego „wsadzić” do komputera. Jak to, to wyrastamy ponad biologię, ale do zer i jedynek da się nas bez problemu sprowadzić? Z historii o naukowcu, który trafia do sieci i staje się Prometeuszem ludzkości, która i tak go odrzuca z lęku przed nieznanym, zdolniejszy reżyser wycisnąłby coś więcej i film przynajmniej oglądałoby się z przyjemnością, kibicując albo Casterowi, albo jego wrogom i nie zwracając uwagi na bzdurność. Śladowe napięcie utrzymywane jest dzięki trzymaniu widza w niepewności co do „prawdziwości” Castera, a ten łudzi się, że choć trochę przestaną bajdurzyć i dadzą jednak odpowiedź przeczącą. Do rangi symbolu urasta fakt, że „Transcendencja” okazała się klapą finansową i przegrała z kretesem z wyświetlanym jednocześnie „Niebo istnieje… naprawdę”. Ludzie nie kupili filmu o transcendencji wirtualnej i zagłosowali nogami na tę w religijnym sensie.

"Transcendencja" (tyt. oryg. Transcendence). Reżyseria: Wally Pfister. Scenariusz: Jack Paglen. Obsada: Johnny Depp, Rebecca Hall, Morgan Freeman, Paul Bettany, Cilian Murphy, Kate Mara, Cole Hauser i inni. USA/ Wielka Brytania/ Chiny 2014

Sławomir Grabowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych