Ekranizacja sztuki Larry’ego Kramera pokazuje panikę homoseksualistów gdy uderzył w nich „gejowski rak”. Świetne role tworzą też Mark Ruffalo i Julia Roberts, którzy doskonale oddali przeraźliwą atmosferę dziesiątkowanego codziennie świata gejów w Nowym Jorku. Niestety film o początku epidemii AIDS nie ma poetyki wybitnych „Aniołów w Ameryce”, jest pretensjonalny i stacza się w łopatologiczną propagandę LGTB.
Nowy Jork. Początek lat osiemdziesiątych. W mediach coraz częściej pojawiają się informacje na temat tajemniczego wirusa, który sieje spustoszenie wśród społeczności LGBT. W gronie aktywistów działających na rzecz zwalczania wirusa jest otwarcie przyznający się do homoseksualizmu ( co było rzadkością w latach 80-tych) pisarz (alter ego autora sztuki) Ned Weeks (Mark Ruffalo). Jego celem jest nie tylko zwiększenie świadomości na temat choroby, ale przede wszystkim zmiana postrzegania zarażonych nią osób. To prowadzi jednak do konfliktu zarówno z ze znanym adwokatem i jednocześnie bratem Benem, ( Alfred Molina) i własnym środowiskiem. W końcu choroba dotyka najbliższą Nedowi osobę. Ned łączy siły z jeżdżącą na wózku dr. Emma Brookner ( Julia Roberts) by zmusić rządzących do walki z dziesiątkującym homoseksualistów wirusem.
Napisana przez znanego, zmarłego na AIDS w 2001 roku działacza gejowskiego, scenarzysty i pisarza Larrego Kramera była jednym pierwszych artystycznych głosów na temat AIDS, o którym nie mówiło się głośno w 1985 roku. Możliwe, że właśnie w tym tkwi słabość solidnie zrealizowanej przez Ryana Murphego ekranizacji. W 1985 roku opis konających na AIDS gejów, dramat młodych, beztroskich, seksualnie rozwiązłych mężczyzn z ciałami jak greccy bogowie, którzy z dnia na dzień przypominają żywe trupy z rozpadającymi się dosłownie ciałami, robił wrażenie. Jednak po „Filadelfii” i szczególnie „Aniołach w Ameryce” ( również produkcja HBO) nie jest łatwo zrobić odkrywczy, szokujący film o epidemii AIDS. Szczególnie serial Mike’a Nicholsa ujął w szeroki sposób problematykę AIDS w erze reaganowskiej rewolucji lat 80-tych. Sztuka Tony Kushnera całościowo przyglądała się zarówno rozwiązłości gejów, walki „krypto gejów” z ich orientacją, odrzuceniem przez społeczeństwo czy dramatowi młodej osoby naznaczonej śmiertelną chorobą. Co można powiedzieć nowego o panice przed wirusem po tym przenikliwym serialu? Ba, w zeszłym roku kapitalnie o dramacie osoby dotkniętej nieznaną chorobą opowiedział dramat „Witaj w klubie” i artystycznie wzorcowy „Liberace”. Oba filmy w o wiele głębszy sposób dotykały tego problemu.
„Odruch serca” nie wnosi absolutnie niczego nowego do artystycznych opowieści o chorobie, która była traktowana jako kara za rozwiązłość gejów. Strach, bezradność, złość i w końcu bolesna śmierć- to wszystko widzieliśmy już w lepszym wydaniu. Film w uczciwy sposób pokazuje gejów, którzy mimo żniwa jakie zbierało AIDS nie zamierzali rezygnować z tego co ich definiuje czyli seksu. Ciekaw jestem jak ten temat zostanie potraktowany w filmowej opowieści o Freddiem Mercury, który również mimo seryjnie umierających przyjaciół nie zrezygnował z libertyńskiego życia. Niestety obraz szybko stacza się w nieznośną propagandę LGTB. Ja naprawdę potrafię mimo swoich konserwatywnych poglądów oceniać „gejowskie filmy” w sposób obiektywny. Jednak i ja mam granicę na przymykanie oka na propagandę. Ckliwe, dalekie od wyrafinowanej poetyki „Aniołów w Ameryce”, łzawe i pretensjonalne nawoływanie do akceptacji małżeństw homoseksualnych, w kontekście konających ludzi, może być odbierane wyłącznie jako moralny szantaż. Niektóre spiskowe teorie wkładane w usta bohaterów czy antyreaganizm budzą też politowanie. Nie ze względu na ich ideologiczny wydźwięk. Trudno oczekiwać by geje nie budowali własnej narracji na temat AIDS. Jednak usilne odpychanie odpowiedzialności za rozwój choroby nieprzypadkowo wśród gejów przez rozwiązłość seksualną, i zwalanie winy za epidemię na „prawicową administrację”, chcącą rzekomo wykończyć celowo gejów jest żenująco prostackie.
Niestety duch histerycznego Larrego Kramera naznacza cały film, który w wielu scenach dzięki bardzo dobrej, dalekiej od manieryzmu kreacji Marca Ruffalo porusza. To jednak za mało by traktować „Odruch serca” jak cokolwiek więcej niż kolejną łzawą historię o tym jak AIDS zakończyło infantylną seksualną rewolucję.
Łukasz Adamski
Film emituje HBO Polska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251502-odruch-serca-rak-gejow-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.