Nieżyjący od 5 lat król muzyki pop Michael Jackson wydał przed miesiącem nową płytę „Xcsape” z premierowymi utworami. Podły żart? Nic z tych rzeczy! Jednak tak sensacyjnie ujęta wiadomość, ani nie dziwi, ani nie wzrusza. Nieżyjąca gwiazda, to dziedzictwo i żer, z którego przemysł muzyczny wyciska wszystkie możliwe soki – do końca.
Sam fakt, że Michael Jackson w momencie śmierci, był już ikoną pozwalał przypuszczać, że taki proceder będzie miał miejsce. Jednak odsączony od życiowego kontekstu, skonwertowany do poziomu logo, marki, posiadającej oddanego klienta, pamiętajmy – to nie jest już Michael Jackson. Nagrania na płycie nie są nagraniami wdanymi przez artystę, a wspomniany pośmiertny album wykorzystuje wizerunek artysty.
Nie chcę cię częstować śmiercią życie piękniejsze jest niż śmierć.
Życie po życiu wielu ikon popu, ale też rocka, rapu, a także muzyki klasycznej, to istotnie temat wielu poczytnych książek biograficznych. Jednym z pierwszych „żyjących po życiu” w zbiorowej świadomości słuchaczy, był genialny skrzypek włoski Niccolo Paganni. Posiadając oszamiałajacą technikę skrzypcową, będąc jednocześnie autsajderem i cichym apostatą, żyjącym na bakier z Kościołem, doczekał się potępienia jeszcze przed śmiercią. Ostentacyjny zakaz pochówku na poświęconej ziemi zmusił syna skrzypka do częstej ekshumacji ciała ojca. Zaś prawda o muzyku już na zawsze miała występować na zmianę z powszechnie powtarzanymi mitami na jego temat. Jednak już w obecnych czasach, samo życie pośmiertne gwiazd, to nie tylko temat miejskich legend, ale przede wszystkim dobrze działające gałęzie muzycznego biznesu. Warto wspomnieć, że sam Jackson w roku 2013, cztery lata po śmierci, zarobił bagatela 160 milonów dolarów. To o 35 milionów dolarów więcej niż za ten sam rok, zarobiła żyjąca i ciągle występująca jego rówieśniczka Madonna.
Rzecz jasna, historia wydawanych po śmierci artystów płyt i utworów, to zapis wydarzeń różnorakich. Zdarzając się takie sytuacje, jak w przypadku relacji Courtney Love z pozostałymi członkami zespołu Nirvana, czyli Dave’m Grohlem oraz Kirstem Novoseliciem. Warto wspomnieć, że pomimo ostatniego pojednania w związku z wprowadzeniem Nirvany do Rock and Roll Hall of Fame, zgrzyt między muzykami, a nie obliczalną wdową przyniusł dużo blokad wydawanej muzyki. Co ciekawe, sam w sobie, również stały się źródłem zarobku. Chodzi tu zwłaszcza o poszukiwaczy tajemniczych zgonów tropiących, czy Cobain rzeczywiście zginął samobójczą śmiercią, czy ktoś mu w tym pomagał (np. na zlecenie złej wdowy). Wydana w roku 2002 kompilacja największych hitów grupy, zawierała jeden premierowm utworem „You know you now right”. Co ciekawe, niedokońcozne demo stało się hitem. Jednak oprócz płyt, są także plakaty, książki, dvd, odzież i wiele innych rzeczy, które dobrze zareklamowane stworzyły z Nirvany międzynarodową i dobrze funkcjonującą markę. Przykładem płyty pośmiertnej, w dobrym tego słowa znaczeniu jest ostatni album zespołu Queen „Made in heaven” wydany w roku 1995. Oprócz przejmującego tytułu oraz wymownej okładki większość materiału powstawała w momencie, w którym Freddy Mercury wiedział, że nie dożyje wydania nagrywanych utworów. Wszystkie pomysły przekazał pozostałym członkom zespołu, którzy uczynili z tego dzieło przyjemne w słuchaniu, które posiada sens i smak oraz ducha zespołu.
Poproś go niech ci dziś powie chociaż słowo
Wspomniane powyżej działania artystów Queen przede wszystkim Rogera Taylora i Briana Maya, są naprawdę godnym sposobem na upamiętnienie przyjaciela. Jednocześnie o tak definitywnym zamknięciem własnego bandu, wiele zespołów może jedynie marzyć. Wspomniany Xcape, już takim pomnikiem na pewno nie jest. Należy przyznać, że rzeczywiście Michael Jackson był przede wszystkim perfekcyjny wykonawcą, odtwórcą finalnego dzieła. Do zrealizowania oprawy, zarówno muzycznej jak i wizualne zatrudniał cały sztab ludzi. Ten sam temat dotyczył produkcji albumów od strony studyjnej. Pozostawione przez artyste utwory, przetworzone przez producentów takich jak John Branca, na pewno będą się trzymać wyznaczonych przez samego Jacksona standardów. Wspomniana płyta w wielu miejscach trąci bardzo interesującymi kilku sekundowymi odwołaniami, reminisenscjami charakterystycznych leitmotivów z najbardziej znanych utworów. Jednak ostatecznie sam piosenkarz jest dosłownie wyprodukowany. Ostatecznie nie miał wpływu oraz głosu w sprawie kształtu poszczególnych aranżacji oraz utworów. Sama z kolei mocna stylizacja krążka na tematy modne w latach 80-tych wskazuje jedynie na to w co trafia każdy muzyczny marketingowiec. Jego celem jest słuchacz, który najbardziej lubi te dźwięki, które już zna i które już gdzieś słyszał. Więc jeśli Jacko brzmi w A. D. 2014 tak samo jak w latach 80 – tych, to czemu by nie? Dlaczego by nie wydać go jeszcze raz. Być może materiał nie jest wydawnictwem przeprodukowanym, ale na pewno jest wyprodukowanym pod gusta konkretnego klienta. Śmiem twierdzić, że hołd oddany albumem samemu artyście odbywa się przy okazji.
Uderzająca jest przy jeszcze jedna sprawa. Chodzi bowiem o teledysk do utworu „Love Never Felt So Good”, w którym główną rolę obok Michaela Jacksona gra Justin Timberlake. Niby jest fajnie, tłusty beat, zmieniające się uśmiechnięte twarze, wtrącane fragmenty wideoklipów samego artysty z przede lat. Jest miło, ale wyraźnie czegoś brakuje i nie chodzi tu tylko o osobę samego piosenkarza. Może chodzi o to, że teledysk Jacksona w tym momencie ma 25 milionów wejść na YouTubie, a wideoklipy sprzed lat kosztowały sumę 25 milionów dolarów i dla zwykłego śmiertelnika, dziecka zapatrzonego w telewizor był czymś niepowtarzalny i naprawdę nieosiągalnym? Zwróćmy uwagę na fragmenty sprzed lat przeplatane z tym obecnym obrazkiem. Tam mamy minifilmy, coś co kształtowało wyobraźnie, co wpływało na kształt marzeń. W nowym clipie, wszystko jest jakieś skarlane i zminimalizowane. Tam kilkudziesięciu tancerzy, wszystko wielkie, tętniące rozmachem, tu kompletny jego brak, kilku tancerzy, reszta nie tańczy tylko inercyjnie rusza się i cieszy właściwie nie wiadomo z czego. Nawet mniej jest śmietników, podświetlanej podłogi i innej dekoracji. Pop Michaela Jacksona z lat 90-tych był patetyczny w dobrym tego słowa znaczeniu. W obecnym momencie możemy popatrzyć na bardzo duże spłycenie tego za co król popu, był królem, a paziem, czy błaznem, których w popie obecnie jest zdecydowana większość. Wydawało się, że w 2014 roku teledyski do utworów gwiazd będą kręcona na księżycu. A tymczasem ruch odbywa się w przeciwnym kierunku. Wydaje mi się, że Michael Jackson z lat swojej świetności nie dążył do takiego obrotu spraw. Producenci muzyczni zapewne mają inne zdanie na ten temat.
Olaf Tupik
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251415-posmiertny-michael-jackson-czy-to-w-ogole-jego-plyta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.