KONGRES Lem w innych kolorach RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Na wieść o tym, że Ari Folman, twórca dobrego „Walcu z Bashirem” bierze się za ekranizację „Kongresu futurologicznego”, miłośnicy Lema zastrzygli uszami. W końcu pojawiła się nadzieja na porządną ekranizację jego prozy. „Solaris” w wersji Tarkowskiego jest raczej hermetyczny, Soderbergh w swojej adaptacji błysnął głównie pośladkami Clooneya. O dziwo, niemiecki miniserial sprzed paru laty „Ijon Tichy – Gwiezdny podróżnik”, choć wyglądający na zrealizowany chałupniczymi metodami, nie wypadł źle.

Należąca do moich ulubionych krótka powieść Lema jest dzieckiem swoich czasów (1970 rok), czyli złotego wieku futurologii i... kontrkultury. Futurolodzy wówczas straszyli przeludnieniem i epoką lodowcową, czego nie uniknął nawet Lem (w roku 2098 ludzi ma być „69 miliardów i 26 miliardów utajonych”), choć dzisiaj te alarmy brzmią dość zabawnie, zwłaszcza z perspektywy wyludniającej się Europy. To czasy, w którym Klub Rzymski alarmował przed grożącą katastrofą ekologiczną i wyczerpaniem się zasobów naturalnych, a zwolennik globalizacji Alvin Toffler co prawda straszył w „Szoku przyszłości” radykalną zmianą mentalności, ale wyłożenia się zachodniego modelu gospodarki bynajmniej nie zakładał. Generalnie jednak Lem był co do naukowych pretensji futurologii sceptyczny.

Podobnie sceptyczny był wobec świeżej wówczas rewolucji kulturalnej. Można czytać „Kongres futurologiczny” jako szyderstwo z kontrkultury. W powieści roi się od rożnych freaków, ma miejsce Konferencja Kontestatorów Młodzieżowych i Zjazd Wydawców Literatury Wyzwolonej, a jakiemuś brodatemu antypapiście marzy się zamach na papieża. Tak modne wówczas halucynogeny wpuszcza się do kanalizacji, podobnie jak inne środki chemiczne, „dobruchany” zamieniające wszystkich w pacyfistów miłujących bliźniego. Chaos kompletny na zjeździe futurologów w powieści Lema odzwierciedla chaos w ówczesnej kulturze, który zawdzięczamy pokoleniu ówczesnych „buntowników”.

A co zrobił Folman? Zabawy Lema z etyką i moralnością (sprowadzonymi do chemii) wyrzucił zupełnie. Więcej, wyrzucił samego Ijona Tichego i zastąpił go... kobietą. Robin Wright gra tu samą siebie – aktorkę o przemijającej sławie, o bogatym dorobku, ale która statusu supergwiazdy właściwie nie osiągnęła; już bardziej rozpoznawalni są grający w filmie Harvey Keitel czy Danny Huston. Początkowe 45 minut filmu wprawia w postępującą irytację widza, który daremnie szuka tu choćby śladu Lema – zamiast tego gawędzi się głównie w hollywoodzkim studio o planach „zeskanowania” aktorki, by potem kręcić z nią (a raczej bez niej) superbohaterskie filmy, a jej fizyczna obecność stanie się wtedy kompletnie zbędna. Sekwencja ta wypadła niesamowicie statycznie, takie sławy jak Keitel czy Paul Giamatti zostały sprowadzone do gadających głów. No i reżyser chciał też zakpić z głupiej mentalności hollywoodzkich producentów i agentów – złośliwości na temat nieoczytania filmowych decydentów ekranizowanych książek są dość zabawne. Niemniej potencjał aktorów jest niewykorzystany, trudno więc nie wysnuć wniosku, że Folmanowi lepiej wychodzą filmy animowane („Walc z Bashirem”).

Z „Kongresem” jest taki sam przypadek, jak z „Od zmierzchu do świtu” Rodrigueza. Dla jednych gwałtowna zmiana konwencji w środku filmu to jego koniec (dalej nie ma co oglądać), dla innych – początek dobrej zabawy. W pewnym momencie bohaterka filmu Folmana ląduje w „strefie animowanej”, w jeszcze dalszej przyszłości, a „Kongres”i staje się feerią barw i wizualną jazdą bez trzymanki, gdzie ludzie i krajobrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Każdy może być kim chce – spełniony raj postludzi i... hippisów, kolorowo jak w bajce, w Nowym Jorku przyszłości można spotkać Chrystusa jak ze świętego obrazka i... skaczącego Hitlera – istna psychodela i właściwie zupełnie inny film. Klasyczna, dwuwymiarowa animacja, tworzona częściowo w polskim studiu Orange, robi wrażenie, choć wychowana na Pixarach i Dreamworksach publiczność może i tak kręcić nosem. Warto tu wspomnieć o jeszcze jednym polskim akcencie filmu – autorem zdjęć jest Michał Englert.

Została z Lema garstka epizodów z przygód Tichego i sam kluczowy motyw halucynogennego ściemniania, zafałszowanej rzeczywistości – raju, który jest jednocześnie piekłem. Ludzie żyją w slumsach, gdzie panuje brud, smród i ubóstwo, ale sądzą, że jest wręcz przeciwnie, że żyją w „krainie wszechmożliwości”. W finale powieści Ijon Tichy wychodzi co prawda z chemicznego matrixa (choć nie z własnej woli), bohaterka filmu natomiast dokonuje trochę innego gestu. Sam Lem był wrogiem nieprzejednanym każdego fałszu, bajek i eskapizmu, popkulturę i kontrkulturę miał za ogłupiające, mitów i baśni też nie lubił. Dlatego tak wzgardził science fiction – bo sama opowiada ogłupiające bajki, zamiast przed nimi (i nie tylko) ostrzegać. Za to w filmie Folmana nawet superbohaterskie „bajki” z fałszywą Robin Wright są może i niezbyt mądre, ale pokazane z pewną sympatią. Choć Folman nie składa hołdu hollywoodzkiej popkulturze (tu jeszcze wypada mu pozadzierać nosa), ale za to kontrkulturze hippisowskiej – jak najbardziej. O czym w powieści Lema nie ma mowy.

Pomijając ostentacyjną niewierność literackiemu oryginałowi, można bronić decyzji Folmana o takim a nie innym kształcie „Kongresu”. Wątek aktorki, której oddzielony od niej wizerunek „gra” w filmach, miał nadać filmowi wymowy bardziej współczesnej, bo przy rosnących możliwościach komputerów to pieśń niedalekiej przyszłości. A postać Robin Wright, która zarazem jest realną (czy quasirealną) aktorką, też niejako „zeskanowaną” z naszej rzeczywistości, służyć miała ukazaniu zatarcia granic między rzeczywistością a fikcją. Film nie jest pozbawiony wizualnego uroku, historia Robin Wright nie jest pozbawiona emocji, a ostrzeżenie przed sztucznymi rajami pozostaje aktualne. Warto obejrzeć, choć z powieścią Lema „Kongres” ma niewiele wspólnego.

Kongres (The Congress). Reż: Ari Folman. dystr: Gutek Film.

Sławomir Grabowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych