RUBY FROOM– artystka czy córka wielkiej matki?

Screenshot YouTube
Screenshot YouTube

Staram się prezentować na wNas płyty wydane fizycznie, które coś sobą reprezentują. Szkoda czasu na pisanie o rzeczach słabych i przeciętnych albo o twórcach wkraczających dopiero na artystyczny szlak. Dziś zrobię wyjątek. Opiszę mini album dostępny za „name your price” na Bandcampie. Dlaczego? Bo chciałbym znaleźć wyjątek od reguły, że wielcy muzycy nie przekazują potomstwu talentu w genach. Chciałbym, żeby to był właśnie TEN przypadek.

Rozpatrując szeroko pojętą muzykę pop: czy dziecko kiedykolwiek dorównało wybitnemu rodzicowi? No, dobra, Nancy Sinatra trochę zwojowała, Rosanne Cash też – ale i tak w porównaniu z tatusiami o nie ta liga. Patrycja Markowska – hmmm, cóż, tego… Zak Starkey ogranicza się do bębnienia jako sideman, a tata Ringo nadal nagrywa kolejne ciepło przyjmowane płyty. Sean i Julian Lennonowie też na wielkim nazwisku daleko nie ujechali. Czeka ktoś na nowe płyty Adama Cohena? No właśnie, a parę już wydał. Mógłbym tę litanię wydłużyć jeszcze o kilkanaście nazwisk, ale po co? Uczciwie – przychodzi mi do głowy jeden przypadek, w którym progenitura osiągnęła równy, a może nawet wyższy poziom artystyczny od rodzica. Natalia Kukulska. Nie jest ona bohaterką mojego romansu, ale umiejętności i wizji nie sposób jej odmówić.

Liczyłem, że Ruby Froom okaże się kolejnym wyjątkiem, bo jestem wielkim miłośnikiem jej matki. Gdyby młoda szansonistka używała jej nazwiska, podpisywałaby się jako Ruby Vega. Niestety ( a może stety) – Suzanne jest tylko jedna. Nawet, jeśli córcia próbuje wejść w jej buty. Ruby ma podobną barwę głosu, używa go może ciut pewniej. Ale to właśnie za tę „przepraszam-że-żyję” artykulację kochamy jej mamę! No i za piosenki. A z tym jest gorzej. Suzanne nagrała tylko kilka przebojów, ale miała niesamowicie równe albumy, bez żadnych wypełniaczy. Każda jej kompozycja czymś się wyróżniała, miała jakiś hak. Tymczasem „Snow” to muzyczna wata. Cztery bliźniaczo do siebie podobne kawałki z akompaniamentem fortepianu. Delikatne, intymne i – niestety – nijakie. Lubię taką estetykę, naprawdę. Ale Ruby niczym jej nie wzbogaca. Tymczasem jej mama popisała się w tym roku dobrym albumem „Tales from the Realm of the Queen of Pentacles” (i czas najwyższy!!! ostatnio jechała głównie na przerabianiu dawnej twórczości.), a w młodszym pokoleniu zdecydowanie ciekawiej wypadają Agnes Obel i Franka De Mile. Zresztą może na tym właśnie polega błąd panny Froom? Może powinna szukać szczęścia w jakimś innym stylu, jak najdalszym od dokonań Suzanne Vegi? Tylko tak może uniknąć porównań. Póki co nie wróżę jej wielkiej kariery. Gdybym był pijanym Aleksandrem Kwaśniewskim – powiedziałbym jej, żeby nie szła tą drogą.

Paweł Tryba

tytuł
tytuł

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych