Pamiętam jak jeden z ojców franciszkanów z mojego kościoła parafialnego zacytował kiedyś podczas kazania Dzienniczek św. Siostry Faustyny, w którym Chrystus przepowiada zagładę Warszawy - jako miasta, które poziomem przestępczości i rozpusty przodowało podówczas na świecie. Nie czytałem Dzienniczka. Ani statystyk policyjnych, tym bardziej ginekologicznych z tamtego okresu. Muszę uwierzyć. Być może hekatomba, jaka stała się udziałem Polski w trakcie II wojny światowej była nie do uniknięcia. Jakżeby prosto było wszystko zwalić na plan Pana Boga. Stało się? Ano, stało. Musiało. Nie ma co deliberować, szlus. Wiem jednak, że Bóg dał człowiekowi rozum i wolną wolę – i to działania konkretnych ludzi doprowadziły do tej tragedii. Jedno nie przeczy drugiemu.
Tymczasem krytyka najnowszej książki Rafała A. Ziemkiewicza wydaje się być oparta na fałszywej antynomii Rozumu i Ducha, jakby te dwa pierwiastki nie mogły harmonijnie współistnieć. Przynajmniej krytyka na pozycjach, powiedzmy umownie, prawicowych. Wojciech Wencel zarzuca Ziemkiewiczowi kapitulanctwo, dufność w plebejską zasadę „wyżej dupy nie podskoczysz”, przeciwstawia jej poezje o ofiarności polskiego żołnierza. Piotr Skwieciński narzeka, że książka posłuży złej sprawie, bo da argumenty stronie, mówiąc umownie, salonowej. Piotr Semka mówi o rozwlekłych złorzeczeniach, które nie przybliżają do wyjaśnienia. Twierdzi, podobnie jak w przypadku wcześniejszego sporu o książki Piotra Zychowicza, że to podkopywanie narodowego charakteru. Są też entuzjaści. Wspomniany Zychowicz czy Sławomir Cenckiewicz. A Paweł Lisicki cieszy się z ferworu dyskusji, bo są to sprawy, o których trzeba rozmawiać.
Tu leży pies pogrzebany. Ziemkiewicz chce rozmawiać. To znaczy: rozwiewać miraże, analizować, przedstawiać alternatywy. Dodajmy – czyni to po przestudiowaniu potężnej ilości materiału źródłowego, co rusz przytacza czyjeś wspomnienia czy opracowania zawodowych historyków. Że bez bibliografii? Prawo eseisty. Ale wydaje się, że ma rację pisząc, że chce kolegów historyków zastąpić w tym, w czym są najsłabsi: w wykazywaniu związku między faktami, wzajemnego wynikania przyczyn i skutku, w obrazowaniu (…) procesu”. Ziemkiewicz próbuje – z niezłym, moim zdaniem, skutkiem – ugryźć ten proces od strony psychologii w skali mikro: głównych decydentów polityki polskiej i zagranicznej i w skali makro, opisując nastroje masowe. Jego wywód wydaje się spójny i klarowny – to nie jest stwarzana z powietrza „psychohistoria” a’la Asimov. Jest też w swojej wymowie miażdżący. Ziemkiewicz stawia – i, o zgrozo, nieźle podbudowuje – tezę, że przyczyną klęski Polski w ostatniej wojnie światowej jest nasza narodowa cecha – niedojrzałość. Przekonanie o przewadze Ducha nad Rozumem, męstwa nad zapleczem. Że zatrzymaliśmy się na kulcie romantycznych zrywów, przekonani że obywatel ma za Ojczyznę stawać w polu. Furda logistyka! Nie będę tu przytaczał rozważań autora, zresztą po co skoro „Jakie piękne samobójstwo” jest na księgarskich półkach. Powiem tylko, że ma rację. Co mnie o tym przekonuje? Odbiór dzieła!
Ziemkiewicz, jak napisałem wyżej, chce rozmawiać. Ci, którzy z jego tezami się nie zgadzają, nie. Oni „Jakie piękne samobójstwo” zbywają. Czy jest argumentem stwierdzenie, że książka, choć w wielu punktach słuszna, przysłuży się złej sprawie, bo inne jest dziś polskie społeczeństwo, bardziej zdemoralizowane? (patrz: Skwieciński) Czy wobec tego należy nadal utrzymywać je w wygodnym, złożonym z mitów Matriksie? Czy to metoda na jego umoralnienie? Szczerze wątpię. Umoralnia prawda (kaznodzieja rzekłby: wyzwala). A nawet jeśli już chwilowe tajenie tej prawdy uznać za tzw. mądrość etapu, to zapytam: kiedy nastąpi kolejny etap? Jak do niego doprowadzić? Może tę część konserwatywnej elity, która nam została, wsadzimy do drugiego tupolewa i też go rozbijemy? To na pewno wywoła zryw, przesilenie Ducha! Może i tak – ale po zagładzie elity trudno będzie ten zryw skanalizować, przekuć w trwałą strukturę. Tymczasem chwalcy romantyzmu, jak poeta Wencel, myślą o historii narodu nie jako o czymś ciągłym tylko skokowym: od jednej daniny krwi do kolejnej. Ciągłość zapewnia zaś codzienna krzątanina, niezbyt poetycka. Codzienna dbałość o narodową substancję. Nawet pan Wołodyjowski wyprowadził załogę z Kamieńca, zanim wysadził się razem z twierdzą. Serce nie zagłuszyło w nim Rozumu.
Tymczasem dziś pełnej symbiozy między Sercem i Rozumem nie ma. Pragmatyk Ziemkiewicz był ponoć szczerze wzruszony, gdy „De profundis” Wencla zdobywało Nagrodę im. Józefa Mackiewicza. Romantyk Wencel ma dla „Jakie piękne samobójstwo” jedynie pogardę. I można to zrozumieć, serce może istnieć bez rozumu. Korę mózgową może trafić szlag, a serce będzie dalej biło, byle jeszcze działał pień mózgu. Ale taki pacjent już nie wstanie, czeka się na jego zejście w nadziei, że organy jeszcze komuś posłużą. Takim właśnie odkorowanym osobnikiem była II RP w opisie Ziemkiewicza. Odrzucając ten opis a priori, bez analizy – ryzykujemy powtórkę.
Paweł Tryba
Czytaj rownież:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251345-samobojstwo-dawne-a-niedojrzalosc-wspolczesna-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.